Mądrze pomagać

Zabijamy nie dobrocią, ale niewiedzą o tym, jak nieść pomoc. Europa Zachodnia nie podźwignęłaby się po drugiej wojnie światowej, gdyby nie wsparcie udzielone w ramach planu Marshalla - pisze Janina Ochojska, prezes PAH.

Publikacja: 31.05.2008 00:17

Ryż z Tajlandii rozdzielany między cierpiących głód Senegalczyków

Ryż z Tajlandii rozdzielany między cierpiących głód Senegalczyków

Foto: Forum

Red

„W końcu przed Sądem Ostatecznym z naszych zaniechań nie będzie nas rozliczał Bono ani Geldof, ani nawet sekretarz generalny ONZ. Dlatego zanim to nastąpi, powinniśmy uczciwie rozliczyć sami siebie.” Te słowa kończą artykuł Dariusza Rosiaka „[link=http://www.rp.pl/artykul/138304.html]Zabijanie dobrocią[/mail]”. Są one dla mnie punktem wyjścia do rozważań, czym jest pomoc drugiemu człowiekowi, czemu ma służyć, jak wpłynie na życie drugiego człowieka, a jak na mnie. W jaki sposób pomagać skutecznie i efektywnie, nie szkodząc i nie niszcząc godności tych, którym pomagamy? Odpowiedzi na te pytania są ważne dla każdego, kto czuje się odpowiedzialny za świat i za ludzkość. Są to może wielkie i patetyczne słowa, ale na szczęście dla wielu mają one bardzo praktyczny wymiar i poczucie tej odpowiedzialności jest motorem do działania.

Pomoc międzynarodowa ma różne oblicza, warto je rozpoznać, a przede wszystkim nie potępiać w całości. Zaprzestanie jej będzie tragedią dla wielu ludzi, których życie i godne istnienie zależą tylko od pomocy zewnętrznej. W wielu krajach rządy nie chcą albo nie potrafią rozwiązywać swoich problemów, a społeczności lokalne są zbyt słabe, żeby same sobie pomóc. Wreszcie to my, społeczeństwa bogate, spowodowaliśmy wiele z tragedii, nie reagując odpowiednio szybko na szerzące się głód, biedę, choroby, konflikty etc. Przyczynili się do tego również politycy, którzy zamiast protestować przeciwko łamaniu praw człowieka, podawali rękę sprawcom, od których zależał dostęp do źródeł ropy czy do tanich rynków zbytu. My ich wybraliśmy, więc również ponosimy odpowiedzialność za ich zachowania.

Czy zaprzestając niesienia pomocy, jesteśmy gotowi wziąć na swoje sumienie los miliarda biednych uzależnionych przez nas od pomocy, których nędza bierze się z naszego bogactwa?

Myślę, że zabijamy nie dobrocią, ale niewiedzą o tym, jak pomagać i w jaki sposób pomaga wiele organizacji, jakimi standardami się kierują i z jakimi problemami się borykają. Dlatego artykuł pana Rosiaka jest bardzo dobrym otwarciem dyskusji nie tylko o cieniach, ale również o blaskach pomocy bliźniemu.

Moja wiara w to, że możemy zmieniać świat na lepsze, bierze się m.in. stąd, że skoro zło czynią ludzie, to nie jest ono bezosobowe. A więc również ludzie mogą to zmienić. Jak? I co trzeba wiedzieć, żeby pomoc nie była marnowaniem?

Ważna i pomocna jest rzetelna wiedza o tym, co się dzieje w świecie. Informacje z miejsc katastrof i konfliktów nie powinny kończyć się tylko na opisie samej tragedii. Nasze zainteresowanie tzw. zapomnianymi konfliktami czy krajami biednymi zwiększa możliwość niesienia im pomocy. Konieczne jest budowanie świadomości wpływu globalnej ekonomii na najbiedniejsze kraje świata. Chronienie rynku najbogatszych krajów przez politykę celną przyczynia się do utraty bezpieczeństwa żywnościowego krajów Południa, uniemożliwiając im konkurowanie z produktami z krajów Północy. Według raportu o rozwoju społecznym UNDP z 2005 r. kraje rozwijające się tracą ok. 24 mld USD rocznie wskutek protekcjonalizmu i subsydiowania rolnictwa w krajach wysoko rozwiniętych. To nie sama źle udzielana pomoc, ale mechanizmy funkcjonujące w gospodarce światowej powodują dalsze ubożenie krajów najsłabiej rozwiniętych. I tu jest ogromna rola do odegrania przez media, szkoły i organizacje zajmujące się edukacją.

Na każdym etapie pomocy nie należy się kierować własnymi wyobrażeniami o tym, czego ludzie potrzebują. Pomoc jest dzieleniem się, jest wyrazem solidarności, a więc nie dawaniem tego, co jest nam niepotrzebne. Najbardziej skuteczna pomoc to taka, która dociera bezpośrednio do beneficjenta. Na misjach w Palestynie, Darfurze, Afganistanie, Sudanie Południowym, Sri Lance czy Czeczenii mieszkamy wśród ludzi, znamy lokalne władze i organizacje i od nich się dowiadujemy, czego potrzebują, oraz to oni uczestniczą w procesie pomocy. Pomoc nie będzie nigdy skuteczna, jeżeli nie będzie dostosowana do lokalnych zwyczajów i tradycji. Nie można np. w kraju muzułmańskim wybudować toalety, której drzwi są zwrócone w stronę Mekki. Albo zbudować studni na pompę z silnikiem Diesla tam, gdzie ciężko o paliwo. Te i inne zasady są częścią dziesięciu przykazań pomocy PAH, które dają się zastosować do każdego rodzaju pomocy.

Myślę, że zasady udzielania pomocy Williama Easterly’ego opisane w artykule p. Rosiaka są z nimi tożsame. Tyle że o takiej pomocy niewiele się mówi. Naszym zadaniem jest bycie jak najbliżej tych, którym pomagamy. Agnieszka, która w Sudanie południowym uczyła kobiety uprawy warzyw, razem z nimi kopała grządki, nosiła wodę, siała, przesadzała, a potem cieszyła się smakiem pomidorów, o których tak marzyła Elizabeth. W Sudanie południowym w Bor County przeszkoliliśmy kobiety, które dziś mają nad Nilem własne ogródki, uprawiają warzywa, które sprzedają. Dzisiaj kolejne kobiety uczą się uprawy warzyw, powstaje również Centrum Szkoleniowe, gdzie będą się uczyły wypieku chleba, hodowli kurczaków i szycia. Zarówno projekt ogródków, jak i centrum to pomysł lokalny, oparty na pomysłach i potrzebach kobiet.

Organizacje pozarządowe nie są bezkrytyczne wobec stylu, w jakim jest udzielana pomoc rozwojowa. W raporcie Concord z 22 maja 2008 roku Europejskiej Konfederacji Organizacji Humanitarnych i Rozwojowych skupiającej ponad 1600 organizacji pozarządowych (w tym PAH) zwrócono uwagę na to, że UE musi popracować nad przewidywalnością i przejrzystością pomocy rozwojowej. „Polska oficjalna pomoc rozwojowa (ODA) jest nieprzewidywalna. Kilkuletnie plany i zobowiązania finansowe są obecnie niemożliwe do podjęcia ze względu na brak ustawy regulującej. Priorytety polskiej pomocy oraz wydatkowane sumy ogłaszane są w trybie rocznym” – czytamy w raporcie. To zaś prowadzi do absurdów realizowania projektów rozwojowych w ciągu ostatnich dwóch – trzech miesięcy każdego roku.Korupcja, o której tyle się mówi, też jest do ominięcia, może nie zawsze, i często kosztuje to chociażby czas, który trzeba poświęcić, żeby załatwić sprawy po swojemu. Na Sri Lance, zanim zaczęliśmy odbudowę szkół, musieliśmy ominąć wyznaczone przez rząd biura architektoniczne zatwierdzające plany odbudowy za „jedyne” 10 proc. wartości szkoły. Kraje, w których najczęściej przychodzi nam pracować, mają rozbudowane i skorumpowane biurokracje, bałagan w przepisach etc., ale to nie jest wystarczający powód, żeby z bycia tam na miejscu i uczestniczenia bezpośrednio w pomocy rezygnować. Organizacje potrafią sprawić, żeby pomoc nie trafiała do kieszeni reżimów.

Zaraz po katastrofie potrzebni są ratownicy, a za nimi organizacje, które sprawnie potrafią dostarczyć rzeczy i żywność potrzebne do przetrwania. W przypadku takich krajów jak Birma, gdzie trudno się dostać, gdzie panuje korupcja, bardzo ważne jest nawiązanie takich kontaktów i znalezienie sposobów pomocy, które pozwolą na dotarcie do prawdziwie potrzebujących. Trzeba budować świadomość, zwłaszcza wśród firm, ale również wśród innych ofiarodawców, że na miejscu trzeba tę pomoc rozwieźć, a więc trzeba wynająć samochody, ludzi, kupić paliwo, zatrudnić tłumaczy. Trzeba wysłać kogoś z organizacji, kto nawiąże bezpośrednie kontakty, zbierze informacje na miejscu, określi najlepszy rodzaj pomocy. Z tym wiążą się koszty przelotu, poruszania się na miejscu, wyżywienia, spania etc. Często ofiarodawcy chcą dać „tylko na pomoc”, nie mając świadomości, że zorganizowanie i dostarczenie tej pomocy też kosztuje.

Etap dostarczania tzw. darów powinien zakończyć się w momencie zabezpieczenia warunków do przeżycia, ale programy budowy schronień i dostępu do wody pitnej są konieczne znacznie dłużej. Dlatego na etapie pomocy w odbudowie organizacje finansują odbudowę instytucji: szkół, szpitali, przedszkoli, ujęć wodnych oraz pomagają w różny sposób w odbudowie domów i w odtworzeniu zniszczonych miejsc pracy. W ten sposób pomoc humanitarna przechodzi w pomoc rozwojową, chociaż bardzo trudno jest wyznaczyć granicę pomiędzy nimi.

Celem tej drugiej jest wyciąganie ludzi z ubóstwa, tworzenie rozwiązań, które dadzą dotychczasowym beneficjentom pomocy warunki do samodzielnego życia i do uniezależnienia się od pomocy humanitarnej.

Nie zgadzam się z opinią, że… „rozwój innych biednych regionów na świecie nie będzie jednak zależał od naszej hojności i wspaniałomyślności, tylko od czynników, które zawsze decydowały o rozwoju społeczeństw: sukcesu prywatnych firm i zaprowadzenia rządów prawa”… Nie neguję tych czynników, ale przecież Europa Zachodnia nie podźwignęłaby się po drugiej wojnie światowej, gdyby nie wsparcie udzielone w ramach planu Marshalla. Podobnie Polska może się dziś rozwijać m.in. dzięki ogromnemu wsparciu z Unii Europejskiej.

Tak samo społeczeństwa należące do 50 najbiedniejszych krajów świata nie wydostaną się z ubóstwa bez poważnego wsparcia finansowego. Powstaje pytanie, jaką formę powinna przyjąć współpraca między Północą a Południem, by zapewnić zrównoważony rozwój. Świadomie używam pojęcia współpraca, a nie pomoc, chodzi bowiem o wielostronną współpracę pomiędzy wszystkimi uczestnikami pomocy, w której beneficjenci odgrywają najważniejszą rolę.

Wierzę w to, że można mądrzej wykorzystać te pieniądze, jakie są dostępne, nie wspominając już o tym, że powinno być ich więcej. Wielkie gwiazdy mają moc zebrania wielkich pieniędzy, ale tylko sfotografują się z biednymi, głodnymi czy poszkodowanymi przez kataklizm. I niech to robią. Ale niech mądrze przekazują zebrane przez siebie pieniądze, polegając na tych, którzy potrafią je dobrze wykorzystać.

[i]Autorka – prezes Polskiej Akcji Humanitarnej – prosi o wsparcie działań swojej organizacji na rzecz ofiar cyklonu w Birmie. Szczegóły na stronie: [link=http://www.pah.org.pl]www.pah.org.pl[/mail][/i]

„W końcu przed Sądem Ostatecznym z naszych zaniechań nie będzie nas rozliczał Bono ani Geldof, ani nawet sekretarz generalny ONZ. Dlatego zanim to nastąpi, powinniśmy uczciwie rozliczyć sami siebie.” Te słowa kończą artykuł Dariusza Rosiaka „[link=http://www.rp.pl/artykul/138304.html]Zabijanie dobrocią[/mail]”. Są one dla mnie punktem wyjścia do rozważań, czym jest pomoc drugiemu człowiekowi, czemu ma służyć, jak wpłynie na życie drugiego człowieka, a jak na mnie. W jaki sposób pomagać skutecznie i efektywnie, nie szkodząc i nie niszcząc godności tych, którym pomagamy? Odpowiedzi na te pytania są ważne dla każdego, kto czuje się odpowiedzialny za świat i za ludzkość. Są to może wielkie i patetyczne słowa, ale na szczęście dla wielu mają one bardzo praktyczny wymiar i poczucie tej odpowiedzialności jest motorem do działania.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą