To wszystko dobrze, pod warunkiem że wszyscy zrozumieją, iż długofalowe rozwiązanie kwestii bezpieczeństwa Afganistanu nie opiera się na żołnierzach przysłanych z Waszyngtonu czy Berlina, ale na tych, których można spotkać choćby na skrawku pustynnego terenu pół godziny drogi od Kabulu.
Siedziba kabulskiego ośrodka szkolenia wojskowego z zewnątrz wcale na nią nie wygląda. Kiedy byłam tam zeszłej jesieni, znalazłam zwykłe baraki, strzelnicę i kilka sal wykładowych, gdzie nauczano obsługi komputera. Jeden z uczniów, siedzący nad angielskimi słówkami, mówił mi, że chce dalej uczyć się w USA. Był wyjątkiem. Większość rekrutów to pół- albo zupełni analfabeci. Wielu z nich nie spało wcześniej na niczym innym niż klepisko ani pod innym dachem niż słomiana strzecha.
Ale to daje im w pewnym sensie przewagę. Afgańska armia jest istotnym czynnikiem awansu społecznego, a w dalszej perspektywie stabilizacji. Wiedzą już o tym zachodni doradcy na miejscu, chociaż politycy w ich krajach macierzystych jeszcze tego nie zauważyli. Obecnie Afgańska Armia Narodowa liczy ponad 80 tys. żołnierzy. W ośrodku szkoleniowym kolejne grupy ok. 5 tys. poborowych odbywają 10-tygodniowe ćwiczenia. Niedawne ulepszenia – oddział banku, dzięki któremu żołnierze mogą posyłać pieniądze do domu, boisko do piłki – zredukowały ogromną niegdyś liczbę dezercji do minimum.
Siły koalicyjne chcą, by armia liczyła docelowo 130 tys. ludzi. Powinny myśleć odważniej. To ci ludzie, a nie Amerykanie, wojska NATO czy dawni watażkowie stanowią rękojmię przyszłego bezpieczeństwa w Afganistanie. „Sukces” w tym kraju, bardziej niż w Iraku, w dużym stopniu zależy od tego, jak szybko i jak dobrze jesteśmy w stanie ich wyszkolić.
Owszem, większość tego, czego się uczą w ośrodku, to podstawy – jak strzelać, jak wykonywać rozkazy. Ale nie mają zasadniczych oporów przed walką, w przeciwieństwie do wielu Irakijczyków. Widzą wojsko jako życiowy etap. Zorganizowano też zaawansowane kursy dla oficerów. Potencjalnie zaś jeszcze ważniejsze jest to, co można by nazwać programem wychowania obywatelskiego. Czy nam się to podoba, czy nie, afgańscy instruktorzy wojskowi mają możliwość wpoić żołnierzom coś, czego jak dotąd nie dała im żadna inna instytucja: tożsamość narodową.