W tej opowieści nie ma i nie będzie początku, choć koniec obserwujemy na żywo. W tych właśnie dniach spora i ważna dla życia publicznego kraju grupa młodych (jak na świat polityki) ludzi, związanych przez ostatnie lata z prezydentem Lechem Kaczyńskim, opuszcza w atmosferze ostrego konfliktu partię jego brata bliźniaka – Prawo i Sprawiedliwość. To tak zwani muzealnicy – twórcy Muzeum Powstania Warszawskiego i środowisko „Teologii Politycznej”: Jan Ołdakowski, Paweł Kowal, Dariusz Gawin, Lena Dąbkowska-Cichocka, Dariusz Karłowicz, Marek Cichocki i inni. Zaczynali z prezydentem Kaczyńskim w ratuszu, w czasie jego prezydentury zachowując z nim bliskie więzi, formalne lub nie.
Ale nie rozłam polityczny jest tu najważniejszy. Bo odchodząc, próbują zabrać ze sobą choć część tego, co nazywają dziedzictwem zmarłego tragicznie w katastrofie smoleńskiej prezydenta. A więc wrażliwość społeczną, państwowy instynkt, jasną wizję polityki wschodniej, w której Polska jest liderem regionu i z tego buduje swoją siłę. Protestują przeciw sytuacji w PiS. – Leszkowi by to się nie podobało. Gdyby żył, to wszystko by się nie wydarzyło – mówi twórca Muzeum Powstania Warszawskiego, do niedawna poseł PiS Jan Ołdakowski. I to krótkie zdanie mówi wszystko o nastrojach, w jakich odchodzą z partii.
[wyimek]Prywatyzowanie pamięci o Lechu Kaczyńskim powoduje, że prezydent, jakiego znamy, zwłaszcza ten jednoczący naród po tragedii smoleńskiej, po prostu znika [/wyimek]
Ludzie związani z prezesem PiS reagują, np. były prezes TVP, a jeszcze wcześniej szef Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego Andrzej Urbański w rozmowie z „Rz” podkreśla: – Każdy może się oczywiście odwoływać do Leszka, ale nie może tego robić przeciw Jarosławowi, to jest i nieuczciwe i sprzeczne. Tego się nie da zrobić.
Dla obu stron to trudny i ważny spór, zarówno pod względem emocjonalnym (rozmawiając z nimi, u każdego widziałem prawdziwe wzruszenia), jak i politycznym, bo pamięć o śp. Lechu Kaczyńskim jest, brutalnie mówiąc, cennym zasobem politycznym, dającym się wprost przełożyć na poparcie w wyborach. To brzydko brzmi, ale taka jest polityka – wszystko, łącznie z przyjaźniami i śmiercią, jest przeliczalne, wszystko ma konkretną, wymierzalną wartość. Publiczne stwierdzenie, że przy kimś jest dorobek byłego prezydenta – także. Dlatego też ten rozwód jest tak brutalny.
A dlaczego nie ma początku? Bo im głębiej się wchodzi w relacje łączące oba środowiska – tak zwanych muzealników oraz krąg ludzi związanych bezpośrednio i od zawsze z Jarosławem Kaczyńskim – tym bardziej widać, że tak naprawdę to zawsze były odrębne, obce sobie światy. – Leszek zawsze na nich naciskał, by wchodzili mocniej w PiS, żeby wyrabiali sobie w tej partii pozycję, zawierali sojusze, dogadywali się, budowali koalicje. Słowem, działali jak wszyscy w każdej partii. Mówił im: „To jest wasze polityczne środowisko, musicie w nim być aktywni”. Ale to nie wychodziło, do końca ich pozycja w PiS opierała się raczej na autorytecie prezydenta niż samodzielnych wpływach. I miał do nich trochę żalu, że tak mało aktywnie to robią, poza jednym wyjątkiem, czyli Pawłem Kowalem – mówi „Rz” Maciej Łopiński, przyjaciel Lecha Kaczyńskiego od blisko 30 lat.