Zagadkowy Dmitrij Miedwiediew

Czy prezydent Miedwiediew rzeczywiście rzucił rękawicę autorytarnemu Putinowi, czy też obaj grają w dobrego i złego policjanta?

Publikacja: 04.12.2010 00:01

Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin

Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin

Foto: ap/ria-novosti

Red

Rozmiar kuchni – to dla rodziny bardzo ważne. Jeśli kuchnia jest malutka, odbija się to na atmosferze rodzinnej. Wiem, co mówię. Sam do trzydziestki żyłem w mieszkaniu z maleńką kuchnią – pisał w swoim blogu Dmitrij Miedwiediew w czasie, gdy kremlowscy kucharze z wolna zaczynali warzyć jego prezydencki los.

Kuchnie z młodości Miedwiediewa rzeczywiście były niewielkie: i ta w sypialnym blokowisku Kupczyno niemal pod Leningradem, gdzie rodzice (ojciec – profesor Instytutu Technologicznego w Leningradzie, matka – doktor filologii, wykładowczyni w Instytucie Pedagogicznym) mieli niewielkie dwupokojowe mieszkanie, i ta w trzypokojowym lokalu teściów, bliżej centrum. Na jakimś przedwyborczym zdjęciu widzimy nawet mizerne pomieszczenie kuchenne, płytę gazową, na niej patelnię z omletem i wpatrzonego w ten omlet bardzo młodego, najwyżej 20-letniego Dimę. – Patrz więc, elektoracie, on taki jak wy: rodak zwykły i skromny.

A oto rok 2000. Moskwa, ulica Mińska 1. Mieszkanie nr 38. Metrów kwadratowych 364,5. Marmurowe podłogi, cztery sypialnie, trzy toalety, gabinet, jadalnia, w salonie kolumny z kryształu górskiego. Rozmiaru kuchni nie znamy. Indywidualny parking – opłata roczna kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Czynsz miesięczny – około pięciu tysięcy dolarów. Ale kto płaci, jest tajemnicą państwową. Przynajmniej od wtedy, gdy gospodarz tego lokum okazał się kandydatem na prezydenta Rosji i dziennikarze usiłowali tego dociec. Tak czy inaczej Dmitrij Miedwiediew, który jako chłopak bezskutecznie marzył o prawdziwych dżinsach i płycie Pink Floydów, a podczas studiów dorabiał jako dozorca, ciesząc się podwyższonym stypendium, pod koniec lat 90. mógłby lekką ręką wydać parę milionów dolarów na mieszkanie.

[srodtytul]Z Putinem u boku Sobczaka[/srodtytul]

Czy byłoby to możliwe bez pracy na drugim piętrze Instytutu Smolnego – pałacu, gdzie od 1991 roku mieści się merostwo Petersburga? Najciekawsze w życiorysie Miedwiediewa jest to, że się o miejsce przy władzy nie starał. Tak wyszło. Miał lat 25, gruntowną wiedzę z prawa cywilnego i wielki – jak się wydaje – entuzjazm w budowaniu nowego, w którym od dawna noszone legitymacje – komsomolską i partyjną – można było wyrzucić do kosza. Niespodziewane możliwości odkryli przed nim koledzy z Uniwersytetu Leningradzkiego, profesor prawa gospodarczego – mer Anatolij Sobczak oraz niegdysiejszy absolwent wydziału prawa, zastępca mera – Władimir Putin. Mimo różnej proweniencji i różnych doświadczeń przez lata tworzyli zgraną ekipę.

Kandydując na prezydenta i jakiś czas potem – Miedwiediew uparcie dorabiał sobie twarz do nasadzonej mu czapki alter ego Putina. Zaczął naśladować jego sposób chodzenia, próbował mówić ostro i chropawo, jak Putin. I twierdził na przykład, że – podobnie do niego „rósł jako podwórkowy dzieciak, masę czasu przebywając na ulicy”. Nauczyciele jednak pamiętają, że „cały czas poświęcał nauce, rzadko można go było spotkać na podwórku z chłopakami, był to raczej taki stary malutki”. Koledzy ze studiów wspominają: „choć towarzyski, częściej przesiadywał w bibliotece niż na zabawie”.

Język Miedwiediewa, gładki i bogaty, zdradza godziny spędzone w bibliotece ojca, a sprawność wywodu i erudycja pozwalają wierzyć, że istotnie – jak gdzieś wspomniał – już w trzeciej klasie zaprzyjaźnił się z dziesięciotomową „Małą encyklopedią”. Nie dziwi więc, że podczas jednego z wyjazdów kadry naukowej i studentów na wykopki ziemniaków (w Związku Radzieckim – obowiązek) profesor Anatolij Sobczak zwrócił uwagę na studenta Miedwiediewa, ba – niemal się z nim zaprzyjaźnił! Został promotorem jego pracy doktorskiej, natomiast świeżo upieczony doktor praw i wykładowca prawa rzymskiego Miedwiediew rozklejał na ulicach Leningradu plakaty wyborcze Sobczaka.

I oto w jednym miejscu i czasie spotykają się dwaj przyszli prezydenci Rosji oraz burzyciel starego porządku, symbol demokracji, współautor jej nowej – pełnej obywatelskich praw i wolności – konstytucji Anatolij Sobczak. Inteligentny, przystojny, odziany w zachodnie ubrania – gwiazda mityngów na placach oraz informacji telewizyjnych ostatnich lat ZSRR. Wtedy rodziło się zjawisko, które Putin doprowadził do perfekcji: rzeczywistość medialna. Telewizyjny show.

[wyimek]Czasy się zmieniły: większość liderów Zachodu zmęczyła polityka surowcowego i zbrojnego szantażu Putina, a biografia Miedwiediewa pozwala żywić nadzieję na zmiany[/wyimek]

Petersburscy demokraci, członkowie miejskiego parlamentu twierdzą, że Sobczak stanowił zaprzeczenie demokracji: – Był jedynowładcą, który zagarnął całą władzę w mieście i który zmierzał do likwidacji Rady Miejskiej – mówi ówczesny członek tej Rady Marina Salje przez lata prowadząca śledztwo w sprawie nadużyć w merostwie. Mer dzielił się władzą tylko z gronem najbliższych współpracowników: przede wszystkim z Putinem. Miedwiediew był ich ważnym dopełnieniem: zapewniał obsługę prawną.

W latach 1992 – 1993 Komitet Stosunków Zewnętrznych, którego szefem był Putin, dopuścił się pierwszych machinacji finansowych na sumę niemal 100 milionów dolarów. Sprawie ukręcono łeb, podobnie jak oskarżeniu komitetu m.in. o przywłaszczenie ogromnego majątku miasta Petersburg za granicą. Zajmowała się tym stworzona przez Komitet kompania XX Trest oficjalnie mająca rekonstruować zagraniczne nieruchomości miasta (cerkwie i pałace przedrewolucyjnych magnatów). Na jej konto szły środki z budżetu miasta, Ministerstwa Finansów i Banku Centralnego. Trest przeprowadził operacje na kwotę 28 milionów dolarów, w co wchodziło także kupno ogromnych posiadłości w Hiszpanii czy na Lazurowym Wybrzeżu.

Dmitrij Miedwiediew – główny prawniczy konsultant Putina – uczestnicząc w zamianie demokratycznych pryncypiów na morze pieniędzy był ostrożny. Jego nazwisko nie figuruje w oskarżeniach o bezprawne wydawanie licencji, nielegalny handel ropą, obrót nieruchomościami, sprzedaż statków czy handel narkotykami. Holding, w skład którego wchodziło przedsiębiorstwo „Ilim Palm Enterprise”, którego Miedwiediew był (przez osobę podstawioną) udziałowcem od 1995 roku, w roku 2000 wyceniono na pięć miliardów dolarów. Chyba nigdzie tak łatwo jak w ówczesnej Rosji nie dorabiano się majątków z dnia na dzień. Podstawową zasadę zachodniego kapitalizmu: pieniądz – towar – pieniądz, zastąpiła zasada kapitalizmu rosyjskiego: władza – pieniądz – władza.

[srodtytul]Raczej referenda niż wybory[/srodtytul]

Sobczaka na drugą kadencję nie wybrano. Był rok 1996. Putin okazał się potrzebny na Kremlu, dokąd sprowadził kolegów (głównie z KGB). Miedwiediew pojawił się tu dopiero pod koniec 1999 roku. Został wiceszefem administracji rządu, a już w miesiąc później – wiceszefem administracji prezydenta. Powierzono mu proste zadanie: miał poprowadzić prezydencką kampanię wyborczą premiera Putina, który – bez względu na to, jak ludzie będą głosowali – i tak prezydentem zostanie. Takimi drobiazgami jak prawdziwość wyników wyborów nikt sobie na Kremlu głowy nie zawraca. Kto dziś pamięta, że w pierwszej turze tamtych wyborów Putin osiągnął zaledwie 44,5 procent i – aby do drugiej tury nie doszło – cuda nad urną w ciągu paru godzin uczyniły z nich ponad 52 procent? A potem – tak Putin (2004), jak i Miedwiediew (2008) nie mieli w wyborach poważnych kontrkandydatów, więc były to raczej referenda niż wybory.

Na Kremlu doceniono Miedwiediewowską umiejętność balansu między „siłowikami” Putina a liberałami Jelcyna. Najważniejszy reprezentant tych ostatnich – szef prezydenckiej administracji (i Miedwiediewa) Aleksander Wołoszyn – wskaże go na swoje miejsce – jedno z najważniejszych w rosyjskiej władzy – gdy w dwa lata później odejdzie z Kremla.

Ten sam Borys Jelcyn, który został prezydentem po autentycznych, poprzedzonych burzliwymi czasami pieriestrojki wyborach i który szanował podstawowe zasady demokracji, dał się zapędzić przez doradców i oligarchów w ślepy zaułek finansowych machinacji popełnianych raczej przez jego rodzinę niż przez niego samego. Jedynym wyjściem okazało się mianowanie człowieka, który nie odda go prokuratorom. Jelcyn mianował Putina. Farsę wyborów zaakceptował demokratyczny świat. Potem Putin mianuje Miedwiediewa i farsa się powtarza. Świat spieszy z gratulacjami.

Program wyborczy, walka z konkurencją, debata publiczna? Zbędne! Putin – urzędnik kremlowski, szef KGB do 1999 roku, który był premierem zaledwie cztery miesiące – odmówił prowadzenia debat przedwyborczych. I Miedwiediew w 2008 r. odmówił uczestnictwa w debatach. I tak pojawili się na Kremlu przywódcy narodu – nie walczący o wyborców politycy, lecz urzędnicy – piekielnie się spotkania z tym narodem obawiający. Zbędne dla obu są konferencje prasowe, twarzą w twarz z dziennikarzami. Putin chowa się w telewizyjnym studiu, prowadząc rozmowy z narodem poprzez inne studia TV lub organizując doroczną wielką konferencję prasową, na którą wstęp mają tylko wyselekcjnowani dziennikarze po wcześniejszym zatwierdzeniu ich pytań. Miedwiediew chowa się za komputer – prowadzi blog. Gdy dopadają ich za granicą realni dziennikarze, zdenerwowany Putin bywa wulgarny, Miedwiediew – pełen okrągłych frazesów.

Autorytaryzm Putina zapewnił i Miedwiediewowi maksimum wygody: posłuszne media i parlament, potęgę partii władzy, wykastrowaną opozycję (praktycznie nie ma możliwości tworzenia partii niezależnych od Kremla, blokuje się dostęp do mediów tym, które jeszcze jakoś egzystują), bicie i aresztowania demonstrantów, śmiertelnie przerażonych dziennikarzy, omnipotencję munduru.

Walka o władzę w Rosji to nie przymilanie się wyborcom (od tego są codzienne propagandowe telewizyjne show), lecz groźne zmagania kremlowskich i okołokremlowskich, głównie finansowych, klanów. Niemal na początku swej kremlowskiej egzystencji Putin wygrał bitwę chyba najważniejszą: o Gazprom. A generałem w tej bitwie był Dmitrij Miedwiediew.

Gazprom – modelowy przykład gospodarczej pieriestrojki: wczoraj państwowe – dzisiaj moje. Do 1989 roku – sowieckie Ministerstwo Przemysłu Gazowego z ministrem Wiktorem Czernomyrdinem na czele, a niedługo potem Rosyjska Spółka Akcyjna Gazprom pod kontrolą tegoż Czernomyrdina. Prezydent Jelcyn daremnie (ale bez przemocy, aresztów i żołnierzy specnazu) usiłował sobie podporządkować koncern, którego pieniędzmi karmiły się opozycja i nieprzychylna mu telewizja NTW. Klan Jelcyna nie bronił więc Gazpromu przed Putinem, tym bardziej że na miejsce Czernomyrdina przyszedł Miedwiediew, nie tylko mediator, lecz także zaprawiony w żonglowaniu przepisami prawnik. Niedługo potem pojawił się w Gazpromie kolejny człowiek Putina Aleksiej Miller. Od tego czasu samodzielny dotychczas koncern staje się firmą kremlowską, a kontrola nad nim – państwowym priorytetem.

Dzisiaj każde większe przedsiębiorstwo państwowe w Rosji ma prywatnych nadzorców o nazwiskach ściśle związanych z Kremlem. Powiązania: klany – władza – decyzje państwowe, w czasach Putina stały się oczywistością. A w czasach Miedwiediewa? Jeśli idzie o Gazprom, to – jak pisze znawca Rosji ukraiński publicysta Witalij Portnikow – „coraz trudniej pojąć, co jest państwem, a co korporacją – Gazprom czy Rosja. Za rządów Putina Rosja przekształciła się z państwa w korporację, a Gazprom stał się państwem”. I to właśnie wtedy, gdy Dmitrij Miedwiediew był przewodniczącym rady nadzorczej Gazpromu (2002 – 2008), równocześnie piastując stanowisko przewodniczącego administracji prezydenta, a potem – pierwszego wicepremiera. Nigdy wcześniej władze jakiegokolwiek koncernu nie były tak związane z najwyższą władzą w państwie. Czy te związki faktycznie ustały, gdy Miedwiediew, zostawszy prezydentem, z Gazpromu odszedł?

[srodtytul]Skazani na siebie[/srodtytul]

Jest 7 maja 2008 roku. Ogromne, złocone drzwi Kremla, jedne za drugimi, otwierają się przed niewysokim mężczyzną, który zostaje najmłodszym w historii Rosji prezydentem. Ma 42 lata i osiem miesięcy. Przypływ adrenaliny nie mąci mu myśli: przygotowywano go do tej chwili od trzech lat. Kroczy spokojnie, nie spieszy się – jak osiem lat wcześniej – Władimir Putin, któremu w ciągu roku z szefa FSB przyszło przedzierzgnąć się w premiera i zaraz potem w prezydenta. Wszyscy zadają sobie pytanie: czy Miedwiediew będzie sklonowanym Putinem, czy samodzielnym politykiem?

Gdyby w interesie Kremla był „sklonowany Putin”, złocone drzwi przekraczałby przedstawiany jako konkurent Miedwiediewa oficer KGB, wiceszef FSB, minister obrony kostyczny Siergiej Iwanow. Czasy się zmieniły: większość liderów Zachodu zmęczyła polityka surowcowego i zbrojnego szantażu Putina, a biografia Miedwiediewa pozwala żywić nadzieję na zmiany.

Może tylko dlatego, że ma inny wygląd, język i maniery niż Putin? Może i dlatego, że w 2003 roku – gdy Putin pakował do więzienia zakutego w kajdanki opozycyjnego magnata Michaiła Chodorkowskiego – on, Miedwiediew, szef administracji prezydenckiej, zaoponował? Może dlatego, że jego ulubione hasła to: wolność ( lepsza od niewoli); prawo (najwyższą wartością); społeczeństwo obywatelskie (będziemy tworzyć); modernizacja (konieczna)? Jeśli do tak wyrażonej demokratyzacji dorzucić prawniczy spryt i dyskrecję czasów petersburskich, talent w pertraktacjach z kremlowskimi jegrami Jelcyna tudzież „kremlinizację” Gazpromu – jasne, że sukces zawdzięcza tylko sobie. Putin nie miał innej kandydatury.

I Miedwiediew nie miał innego wyboru: jest skazany na tandem z premierem Putinem. Przez pierwszy rok ten tandem jechał prosto, napędzany ich zgodną pracą. W pierwszym posłaniu do narodu (jesień 2008 r.) trzeci prezydent Rosji, jak jego poprzednik rugał Stany Zjednoczone i groził każdemu, kto „ma nadzieję na zaostrzenie sytuacji politycznej”, równocześnie proponując przedłużenie kadencji prezydenta z czterech do sześciu lat. Zaś przeciwstawiający się tym poprawkom do konstytucji przewodniczący Sądu Konstytucyjnego został następnego dnia zdymisjonowany na wniosek Miedwiediewa.

[srodtytul]Prezydent rusza do boju[/srodtytul]

Ale w 2009 wstrząsnął Rosją i światem gejzer demokratycznych zmian tryskający z prezydenckiego artykułu „Rosjo, naprzód!” „System polityczny w Rosji będzie otwarty, elastyczny i wewnętrznie bogaty…. Liderami walki politycznej będą partie parlamentarne co jakiś czas zmieniające się u władzy... przestarzały system gospodarki ulegnie prawdziwej modernizacji... zlikwiduje się gangrenę korupcji”.

Prezydent ostrożnie zakreśla przy tym granice niemożności: „Naszej pracy spróbują przeszkadzać wpływowe grupy sprzedajnych urzędników... Oni się świetnie urządzili. Mają wszystko… Mają zamiar wiecznie wyciskać dochody z resztek sowieckiego przemysłu i roztrwaniać surowce narodowe należące do nas wszystkich”. (Oni to kto? Czyżby ci z Gazpromu i im podobni?).

Pocieszające to jednak orędzie w dobie kryzysu, kiedy premier Putin wzywa naród do zaciskania pasa (choć ponad 14 mln Rosjan i tak żyje stale poniżej granicy biedy) i przed kamerami rzuca długopisem w zwalniającego pracowników oligarchę Deripaskę (choć po cichu wspiera jego upadające przedsiębiorstwo miliardami z funduszu stabilizacyjnego).

Miedwiediew rusza także i do trudniejszego boju: oskarża – wydźwigniętego przez Putina na piedestał – Stalina! „Dla represji nie ma usprawiedliwienia, choć do tej pory można słyszeć, że masowe ofiary to konieczność spowodowana wyższymi celami państwowymi” – mówi. Putin – chcąc nie chcąc – musi podjąć tę rękawicę. W wymuszoną przez sytuację międzynarodową konieczność poprawy stosunków z Polską wpisuje się więc i wizyta premiera na Westerplatte (skąd pierwszy raz Rosjanie usłyszeli, że II wojna światowa zaczęła się od napaści Niemiec na Polskę w 1939 roku, a nie od napaści na ZSRR ), i pochylenie głowy nad katyńskimi mogiłami 7 kwietnia 2010 r., i gesty współczucia po tragedii pod Smoleńskiem. Film „Katyń”, emitowany 2 kwietnia w niszowym programie telewizyjnym, po 10 kwietnia obejrzały miliony w głównym programie telewizji państwowej. Paradoksem historii jest to, że smoleńska katastrofa wsparła miedwiediewowską destalinizację i jego prozachodnie tendencje – na zewnątrz.

Można łamać sobie głowę nad tym, czy Miedwiediew istotnie jest demokratą, czy to tylko antyputinowska poza. Demokratą stać się powinien: 27 procent obywateli Rosji twierdzi (ankieta Centrum Lewada, lipiec 2010 r.), że wokół Putina powstał kult jednostki; z 40 procent do 27 zmniejszyła się liczba zwolenników autorytaryzmu, a 67 procent (!) uważa, że konieczna jest polityczna opozycja. Tak więc opozycja, dotychczas przeganiana, aresztowana i bita, znaczona grobami zabitych (200 dziennikarzy i kilkudziesięciu polityków w ciągu ostatnich dziesięciu lat) – z wolna doczekała się sukcesu.

To pod wpływem tysięcy demonstrantów broniących podmoskiewskiego lasu w Chimkach prezydent wstrzymuje budowę autostrady (wartość kontraktu: 2,15 mld dolarów, wykonawca – przyjaciel Putina Arkadij Rotenberg) i pozbawia stanowiska proputinowskiego mera Moskwy Łużkowa. Powołując się na opozycję, wydaje ustawę mającą zreformować znienawidzoną przez Rosjan milicję; przeprowadza czystkę wśród „nieskutecznych menedżerów”, czyli zasiedziałych i wiernych Putinowi gubernatorów, uchyla drakońskie zmiany w ustawie o zgromadzeniach, , praktycznie uniemożliwiających takie działania.

Równocześnie można przytoczyć dziesiątki przykładów postępowania Miedwiediewa w putinowskim stylu, jak choćby poparcie dla restrykcyjnej ustawy o Federalnej Służbie Bezpieczeństwa, zagrażającej ewentualnym opozycjonistom; obojętność wobec próśb o ułaskawienie więźniów politycznych czy wobec wyroków ferowanych na podstawie oskarżeń spreparowanych przez FSB, a także opieszałość we wziętym przez prezydenta pod specjalną kontrolę wyjaśnianiu politycznych zabójstw.

Czy więc demokratyzujący prezydent Miedwiediew rzeczywiście rzucił rękawicę autorytarnemu Putinowi, czy też obaj grają w „złego i dobrego policjanta”? Czy niezaproszenie premiera na urodziny prezydenta we wrześniu to fakt polityczny czy tylko towarzyski? I kiedy mamy przed sobą Miedwiediewa prawdziwego: 24 listopada, gdy wygłasza niesłychane dla putinowskiej Rosji słowa („Jeśli rządząca partia nigdzie i nigdy nie ma szans na przegraną, to się degraduje ... co grozi przemianą stabilności w stagnację”), czy 30 listopada, gdy w Radzie Federacji mówi, iż „polityczne reformy już zakończono”? Nie chciał więc czy nie mógł – bo mu nie pozwolono – ogłosić poważnych inicjatyw politycznych? Komentatorzy zanotowali: w sali królował pesymizm.

Zasadniczym celem systemów autorytarnych jest zatrzymanie czasu. Niedopuszczenie do zmian. W Rosji najwidoczniej toczy się walka o ruch na zegarze historii. Liderzy demokratycznych państw mogą ten ruch przyspieszyć, jeżeli starczy im odwagi przynajmniej do zadawania rosyjskim partnerom trudnych pytań.?

[i]Krystyna Kurczab-Redlich, jest dziennikarką i reportażystką., wieloletnią korespondentką polskich mediów w Rosji, autorką filmów dokumentalnych o Czeczenii, książek o Rosji: „Pandrioszka”, „Głową o mur Kremla”.[/i]

Rozmiar kuchni – to dla rodziny bardzo ważne. Jeśli kuchnia jest malutka, odbija się to na atmosferze rodzinnej. Wiem, co mówię. Sam do trzydziestki żyłem w mieszkaniu z maleńką kuchnią – pisał w swoim blogu Dmitrij Miedwiediew w czasie, gdy kremlowscy kucharze z wolna zaczynali warzyć jego prezydencki los.

Kuchnie z młodości Miedwiediewa rzeczywiście były niewielkie: i ta w sypialnym blokowisku Kupczyno niemal pod Leningradem, gdzie rodzice (ojciec – profesor Instytutu Technologicznego w Leningradzie, matka – doktor filologii, wykładowczyni w Instytucie Pedagogicznym) mieli niewielkie dwupokojowe mieszkanie, i ta w trzypokojowym lokalu teściów, bliżej centrum. Na jakimś przedwyborczym zdjęciu widzimy nawet mizerne pomieszczenie kuchenne, płytę gazową, na niej patelnię z omletem i wpatrzonego w ten omlet bardzo młodego, najwyżej 20-letniego Dimę. – Patrz więc, elektoracie, on taki jak wy: rodak zwykły i skromny.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Ku globalnej Korei
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Kataryna: Minister panuje, ale nie rządzi
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Niech żyje sigma!
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Tym bardziej żal…
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Syria. Przyjdzie po nocy dzień