Potrzebny jest nowy Roman Dmowski – zawyrokował Rafał Ziemkiewicz w ostatnim numerze „Plusa Minusa”. Kilkadziesiąt lat temu Jerzy Giedroyć narzekał, że polską polityką zawładnęły dwie trumny: Piłsudskiego i Dmowskiego. Dziś jeszcze wielu komentatorów lubi się bawić, snując analogie między obecnymi liderami politycznymi i bohaterami wydarzeń międzywojnia.
Ale Ziemkiewicz zdaje się serio nawoływać do odrodzenia etosu dawnej endecji. Sam zresztą dowiódł sympatii dla tej tradycji, udając się na tegoroczny Marsz Niepodległości.
[srodtytul]Nie delegalizuję, ale…[/srodtytul]
Zacznę od sporu czysto historycznego. Jestem za tym, aby czcić pamięć polityków przedwojennej endecji jako współtwórców niepodległości. Drażnią mnie hece przy pomniku Romana Dmowskiego, który dobrze reprezentował nas w paryskich negocjacjach. Odrzucam historyczną delegalizację wielkiego ruchu politycznego z powodu niesympatycznych cech jego ideologii i praktyki. Amerykański prezydent Woodrow Wilson jest w narodowym panteonie USA, pomimo nie tylko jego sympatii dla segregacji rasowej Murzynów, ale wkładu w zahamowanie aspiracji tej rasy. Po prostu Amerykanie rozumieją, co to historyczny kontekst, i nie podporządkowują go bieżącej politycznej poprawności.
Ale to tyle i tylko tyle. Nie sposób jest, jak robi to Ziemkiewicz, sprowadzić patologie endeckiego myślenia i działania do „późnych aberracji” wyzierających z powieści Dmowskiego. Antysemityzm był ważnym składnikiem ideologii i praktyki tego obozu jeszcze przed pierwszą wojną światową. O tym, że po tej wojnie stał się wytrychem w znacznej mierze objaśniającym świat, można się przekonać, zaglądając do endeckich gazet, i to tych z lat 20. Zresztą nie tylko antysemityzm. Endecy weszli w dwudziestolecie międzywojenne z dwoma szkodliwymi przekonaniami. Że reprezentują polski naród w stopniu daleko większym niż inne ruchy polityczne, co prowadziło do takich awantur jak ta z odmawianiem prawomocności wyboru Narutowiczowi. I że ich zadaniem jest maksymalne hamowanie wszelkich, nawet kulturowych, aspiracji innych narodowości, co w państwie z jedną trzecią mniejszości stawało się źródłem problemów. Można to zrozumieć: młoda państwowość musiała być bardziej egoistyczna. Ale sprowadzone do coraz bardziej kostniejącej ideologii oba przekonania stawały się obciążeniem.
Śledząc kolejne próby przystosowania myśli endeckiej do naszych czasów (znakomitym przykładem były tu poszukiwania Aleksandra Halla z lat 70. i 80.), widać w nich, przy bardzo szlachetnych intencjach, sporą dawkę chciejstwa. Najłatwiej dawało się adaptować to, co wynikało z kontekstu chwili i było z natury przejściowe. Nikt nie odmówi endecji zasług w organizowaniu wielkiej akcji narodowego uświadamiania w czasach zaborów. To jednak tradycja niekontrowersyjna i trudno twierdzić, że czysto endecka. Nie można nie docenić zalet geopolitycznego myślenia Dmowskiego. Rzecz w tym, że każda epoka ma swoją geopolitykę.