1. „RockManna, czyli jak nie zostałem saksofonistą” Wojciecha Manna należy smakować zdanie po zdaniu. Przypominając, jak powoli we wczesnych latach 60. Polskie Radio otwierało się na muzykę zachodnią, podkreśla, że: „Najbardziej wrogie i niebezpieczne było wszystko, co trąciło językiem angielskim. Oczywiście jeszcze groźniejsze i bardziej nieprzyjazne były pieśni śpiewane po zachodnioniemiecku, ale tamtejsza twórczość rozrywkowa była równie poetycka i porywająca jak działania Luftwaffe. Z kolei piosenki śpiewane w języku wschodnioniemieckim chętniej puszczano, ale były też jeszcze okropniejsze od tych z NRF. Tak więc czujni redaktorzy przede wszystkim blokowali angielszczyznę”.
2. Wojciech Cejrowski, autor „Podróżnika WC”, powiada: „Polska – moja matka, Meksyk – moja żona”. „Nadal kocha mamusię; jak mamusia w potrzebie, to się przyjeżdża albo na święta, albo pranie zrobić, albo po prostu, żeby sprawdzić, jak mamusi się wiedzie, no ale ma też swój dom i swoje życie gdzie indziej. Wybrał Meksyk, bo jest tam doskonała muzyka, doskonała kuchnia, doskonały klimat, doskonały pejzaż i doskonali ludzie. Wszystko, absolutnie wszystko mu się tam podoba”. Zdaje się, że jednak najbardziej przypadło mu do gustu to, że gdy pojechał tam po raz pierwszy, w Polsce było -17, a tam +38 stopni Celsjusza w cieniu. To, rzeczywiście, argument nie do odparcia.
3. „Świat się zmienia, a my stanowimy część tej zmiany. Nie jesteśmy sami. Anioły nas chronią i wskazują nam drogę. Mimo całej niesprawiedliwości, mimo nieszczęść, które stają się naszym udziałem, chociaż na nie nie zasłużyliśmy, mimo że nie czujemy się na siłach, żeby zmienić świat i ludzi, wbrew argumentom wszystkich Wielkich Inkwizytorów – wierzymy, że Miłość jest potężniejsza nad wszystko inne i pomoże nam rozwijać się duchowo. Dopiero wtedy będziemy w stanie pojąć gwiazdy, anioły i cuda”. A zacząć trzeba od przeczytania „Walkirii” Paulo Coelho. Proste jak drut.
4. Są w „Good night Dżerzi” smakowite ustępy. Jak na przykład opowieść o tym, jak bohater powieści Janusza Głowackiego po przyjeździe do Ameryki wydał pod pseudonimem dwie książki w języku Conrada. „Napisał je – rozwija historię Głowacki – oczywiście po polsku, bo angielskiego prawie nie znał, ale zaprzyjaźnioną tłumaczkę przekonał bez trudu, żeby swojego nazwiska nie umieszczała, bo po nitce do kłębka KGB dojdzie do autora i strach pomyśleć, co z nim zrobią. A jego rodzina w Łodzi może wylądować w więzieniu albo i gorzej. (...) W pierwszej książce jest taka scena, co to ją Dżerzi często cytował w wywiadach. Kiedy z innymi studentami z moskiewskiego Uniwersytetu Łomonosowa jeździł po Związku Radzieckim pociągiem, wpadli razem na całkiem świeży pomysł konkursu. Opowiadali mianowicie, niby sobie, głośno, wymyślone szokujące historyjki, którym przysłuchiwali się z wytrzeszczonymi oczami podróżujący z nimi rosyjscy chłopi, a w konkursie zwyciężał ten student, którego fantazje wciągnęły i skołowały największą liczbę chłopów do tego stopnia, że przejeżdżali swoje stacje. Oczywiście Dżerzi wygrywał zawsze albo prawie zawsze. Tyle że z ostatnich badań wynika, że Dżerzi w ZSRR nie był w ogóle. Nie ma żadnych, ale to żadnych śladów ani w biurach paszportowych po obu stronach granicy, ani na Uniwersytecie Łomonosowa, gdzie niby miał studiować. Nigdzie w ogóle. A jeżeli tak, to wychodzi na to, że w rolach rosyjskich chłopów zostaliśmy obsadzeni my wszyscy, razem z Konradem Adeneuerem, Bertrandem Russellem i całą elitą intelektualną Zachodu”.
5. Norman Davies w „Zaginionych królestwach”, snując rozważania o Burgundii, jakże celnie zauważa: „Współczesne państwo francuskie słynie ze scentralizowanej administracji. W ciągu ostatnich dwustu lat wiele się zmieniło. Rewolucyjną republikę zastąpiło cesarstwo, w miejsce cesarstwa pojawiło się ponownie królestwo, druga republika, drugie cesarstwo i wreszcie trzecia, czwarta i piąta republika. Jednak przez większość czasu jedno się nie zmieniło: Paryż strzelał, reszta Francji kule nosiła”.