Na Oceanie Lodowatym u wybrzeży Antarktydy trwa regularna bitwa. W ruch idą granaty dymne, butelki z cuchnącym kwasem masłowym i armatki wodne. W finale czarny trimaran z piracką banderą zostaje przecięty na pół przez statek z napisem „research" (czyli badania naukowe) na burcie. Jeden członek załogi tonącego trimarana zostaje ranny.
Czyżby naukowcy odparli atak piratów? No cóż, w tej historii nic nie wygląda tak, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Tak naprawdę czarny trimaran „Ady Gil", należący do organizacji Morski Pasterz (Sea Shepherd), od kilku dni przeszkadza w połowach japońskiej flocie wielorybniczej. Ta wzywa na pomoc swoją eskortę – statek „Shonan Maru 2", który podczas przepychanki taranuje małą łódź aktywistów.
– Wpłynęli na nas celowo z dużą prędkością – mówi „Rz" Pete Bethune, były kapitan zatopionego trimarana. To samo mówią o aktywistach japońscy wielorybnicy.
Tak było rok temu, ale w tym sezonie sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie dlatego, że przez Japonię przetoczyło się tsunami, bo ono nadeszło później i nie zniszczyło Shimonoseki – portu macierzystego floty wielorybniczej, dobrze osłoniętego przed falą. Już w połowie lutego Japończycy zrezygnowali z dalszych połowów wielorybów i skierowali flotę do domu. Zazwyczaj aż do początku marca zabijali blisko tysiąc tych zwierząt. Nie, to nie pomyłka: chodzi o gatunki zagrożone i chronione prawem międzynarodowym, w dodatku przebywające na terenie morskiego rezerwatu waleni. Tym razem japońska flota wykonała niecałe 20 proc. założonego planu, wyławiając 170 płetwali karłowatych i dwa finwale. Więcej nie zdołała z powodu naprzykrzających się nieustannie aktywistów. Na ten sukces bojówkarze z Sea Shepherd pracowali przez siedem lat.
Wieloryby do oliwienia maszyn
W#szystko zaczęło się w XIX wieku, kiedy wynalezienie działka harpunniczego umożliwiło połowy na skalę przemysłową. Wieloryby cenione były zwłaszcza za tłuszcz świetnie nadający się do oliwienia maszyn i wyrobu świec, ale też za ambrę do wyrobu perfum czy fiszbiny na gorsety. Skutkiem tego do połowy ubiegłego wieku wielkie walenie zostały niemal całkowicie wytępione. Dopiero w 1986 roku większa część cywilizowanego świata przyjęła moratorium na ich połowy uchwalone przez Międzynarodową Komisję Wielorybniczą. Szczególną ochroną objęto otaczający Antarktydę Ocean Lodowaty (zwany inaczej Południowym), który dla wielu gatunków wielorybów jest jedynym żerowiskiem w okresie zimy.
Moratorium nie uznały Norwegia i Islandia, tradycyjnie parające się wielorybnictwem. Kraje te zabijają co roku kilkaset tych ssaków. Japonia, owszem, podpisała zobowiązanie do wstrzymania połowów, ale wykorzystała pozostawioną lukę w przepisach. Japończycy wypływają więc na łowy statkami pod szyldem „research", co ma oznaczać kontrolne odławianie zwierząt w celach naukowych – rzekomo po to, by sprawdzić, czy już można je łowić komercyjnie. Co roku łowią blisko tysiąc chronionych ssaków, nie kryjąc się specjalnie z tym, że ich mięso trafia do restauracji i sklepów. Strzelają do wielorybów z działek pokładowych harpunami z głowicami eksplodującymi, włóczą zwierzęta półżywe na linach przy burcie, a potem ćwiartują na pokładzie ogromnego statku przetwórczego. Prawie jak w XIX wieku – z tą różnicą, że wówczas używano tzw. zimnych harpunów bez głowic eksplodujących, uznawanych dziś za mniej humanitarne.