Czy wieloryby zostaną wybite?

Pod naciskiem ekopiratów japońscy wielorybnicy skrócili tegoroczne połowy. – Udało nam się przerwać nielegalne zabijanie chronionych zwierząt – cieszą się aktywiści. – Baliśmy się o bezpieczeństwo naszych załóg. Przecież tamci to terroryści – odpowiadają Japończycy

Publikacja: 19.03.2011 00:01

Aktywiści Sea Shepherd przygotowują się do ataku na statek-przetwórnię Nishin Maru

Aktywiści Sea Shepherd przygotowują się do ataku na statek-przetwórnię Nishin Maru

Foto: AP

Na Oceanie Lodowatym u wybrzeży Antarktydy trwa regularna bitwa. W ruch idą granaty dymne, butelki z cuchnącym kwasem masłowym i armatki wodne. W finale czarny trimaran z piracką banderą zostaje przecięty na pół przez statek z napisem „research" (czyli badania naukowe) na burcie. Jeden członek załogi tonącego trimarana zostaje ranny.

Czyżby naukowcy odparli atak piratów? No cóż, w tej historii nic nie wygląda tak, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Tak naprawdę czarny trimaran „Ady Gil", należący do organizacji Morski Pasterz (Sea Shepherd), od kilku dni przeszkadza w połowach japońskiej flocie wielorybniczej. Ta wzywa na pomoc swoją eskortę – statek „Shonan Maru 2", który podczas przepychanki taranuje małą łódź aktywistów.

– Wpłynęli na nas celowo z dużą prędkością – mówi „Rz" Pete Bethune, były kapitan zatopionego trimarana. To samo mówią o aktywistach japońscy wielorybnicy.

Tak było rok temu, ale w tym sezonie sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie dlatego, że przez Japonię przetoczyło się tsunami, bo ono nadeszło później i nie zniszczyło Shimonoseki – portu macierzystego floty wielorybniczej, dobrze osłoniętego przed falą. Już w połowie lutego Japończycy zrezygnowali z dalszych połowów wielorybów i skierowali flotę do domu. Zazwyczaj aż do początku marca zabijali blisko tysiąc tych zwierząt. Nie, to nie pomyłka: chodzi o gatunki zagrożone i chronione prawem międzynarodowym, w dodatku przebywające na terenie morskiego rezerwatu waleni. Tym razem japońska flota wykonała niecałe 20 proc. założonego planu, wyławiając 170 płetwali karłowatych i dwa finwale. Więcej nie zdołała z powodu naprzykrzających się nieustannie aktywistów. Na ten sukces bojówkarze z Sea Shepherd pracowali przez siedem lat.

Wieloryby do oliwienia maszyn

W#szystko zaczęło się w XIX wieku, kiedy wynalezienie działka harpunniczego umożliwiło połowy na skalę przemysłową. Wieloryby cenione były zwłaszcza za tłuszcz świetnie nadający się do oliwienia maszyn i wyrobu świec, ale też za ambrę do wyrobu perfum czy fiszbiny na gorsety. Skutkiem tego do połowy ubiegłego wieku wielkie walenie zostały niemal całkowicie wytępione. Dopiero w 1986 roku większa część cywilizowanego świata przyjęła moratorium na ich połowy uchwalone przez Międzynarodową Komisję Wielorybniczą. Szczególną ochroną objęto otaczający Antarktydę Ocean Lodowaty (zwany inaczej Południowym), który dla wielu gatunków wielorybów jest jedynym żerowiskiem w okresie zimy.

Moratorium nie uznały Norwegia i Islandia, tradycyjnie parające się wielorybnictwem. Kraje te zabijają co roku kilkaset tych ssaków. Japonia, owszem, podpisała zobowiązanie do wstrzymania połowów, ale wykorzystała pozostawioną lukę w przepisach. Japończycy wypływają więc na łowy statkami pod szyldem „research", co ma oznaczać kontrolne odławianie zwierząt w celach naukowych – rzekomo po to, by sprawdzić, czy już można je łowić komercyjnie. Co roku łowią blisko tysiąc chronionych ssaków, nie kryjąc się specjalnie z tym, że ich mięso trafia do restauracji i sklepów. Strzelają do wielorybów z działek pokładowych harpunami z głowicami eksplodującymi, włóczą zwierzęta półżywe na linach przy burcie, a potem ćwiartują na pokładzie ogromnego statku przetwórczego. Prawie jak w XIX wieku – z tą różnicą, że wówczas używano tzw. zimnych harpunów bez głowic eksplodujących, uznawanych dziś za mniej humanitarne.

– Gdyby coś takiego działo się w rzeźni, natychmiast by ją zamknięto – kipi z oburzenia Paul Watson, szef Morskiego Pasterza.

Ludzi nie więcej niż miliard

Trudno o bardziej zagorzałego wroga wielorybników niż Watson. Nazywający siebie kapitanem (mimo braku żeglarskich patentów) charyzmatyczny Kanadyjczyk to postać barwna i niejednoznaczna. W 2008 roku został uznany przez „Guardiana" za jedną z 50 osób, które mogą ocalić naszą planetę. Jednocześnie, w jego własnych książkach i wypowiedziach trudno oddzielić prawdę od fikcji. Wiadomo na pewno, że urodził się w 1950 roku i był jednym ze współzałożycieli Greenpeace. Wyrzucony z tej organizacji za silne dążenie do bycia jej liderem postanowił założyć własne stowarzyszenie: bardziej radykalne i nakierowane na bezpośrednie konfrontacje, czyli Morskiego Pasterza.

Ten zwrot w jego życiu miało spowodować spotkanie z waleniem ginącym z rąk radzieckich wielorybników, w czym usiłowała przeszkodzić łódź aktywistów Greenpeace z Watsonem na pokładzie. Ranne zwierzę już miało zderzyć się z niewielką łódką, ale spojrzało na siedzących w niej ludzi i z wielkim wysiłkiem wykonało swój ostatni w życiu zwrot. Watson twierdzi, że patrząc ginącemu wielorybowi w oczy, zobaczył w nich zrozumienie. Wtedy pokochał te zwierzęta i znienawidził ludzi. Głosi pogląd, że należałoby zmniejszyć liczebność ludzkiej populacji do najwyżej jednego miliarda, aby nie wyniszczała tak pięknych i mądrych zwierząt jak walenie. W jaki sposób zmniejszyć? Tego Watson nie precyzuje.

Japończycy mają z nim na pieńku nie tylko za polowania na wieloryby, ale i za przyzwolenie na coroczną rzeź delfinów urządzaną przez rybaków w zatoce Taiji. Watson stara się też przeciwdziałać brutalnym polowaniom na foki przez kanadyjskich myśliwych – jego pomysłem było malowanie grzbietów młodych fok czerwonym sprejem, co czyniło ich futra nieprzydatnymi dla myśliwych. Zapamiętale zwalcza zastawiane przez rybaków tzw. dryfujące sieci (stosowane też na Bałtyku), w które wpada i ginie wszystko, co pływa – ryby, ptaki i morskie ssaki. Zapamiętale ściga kutry polujące na rekiny dla ich płetw będących dalekowschodnim przysmakiem.

Do tych celów wykorzystuje swoją niewielką, choć skuteczną flotę: dwa statki pełnomorskie „Bob Barker" i „Steve Irwin", nową superszybką łódź „Gojira", która zastąpiła rozbity trimaran. Ma też śmigłowiec wykorzystywany do lokalizowania kłusowników na morzu. Cały ten sprzęt to prezenty od prywatnych sponsorów, wśród których nie brakuje milionerów i celebrytów, takich m.in. jak: Pierce Brosnan, Paris Hilton czy Sean Penn.

Zderzenia i zniszczenia

Zasługi Morskiego Pasterza dla ocalenia zwierząt trudno przecenić. Jednak Watson nie ukrywa, że cel uświęca środki. Członkowie organizacji wielokrotnie łamali prawo, m.in. doprowadzili do kolizji dwóch kostarykańskich kutrów, w wyniku której zginął rybak, celowo zderzali się z islandzkimi i norweskimi łodziami wielorybniczymi, spośród których jedna, pływająca pod banderą Norwegii, zatonęła. Oskarżana jest też ona o celowe niszczenie hiszpańskich i japońskich sieci rybackich, staranowanie meksykańskiego kutra łowiącego delfiny i prześladowanie kanadyjskich myśliwych polujących na foki, za co rząd Kanady zaaresztował poprzedni statek flagowy Morskiego Pasterza – „Farley Mowat". Jego załoga została skazana na grzywnę w wysokości 45 tys. dolarów kanadyjskich, a jednostkę zarekwirowano. Wcześniej, kiedy statek ten utracił rejestrację kanadyjską, aktywiści na wszystkich swoich jednostkach zmienili banderę na piracką Jolly Roger, tylko że skrzyżowane piszczele zastąpili trójzębem i laską pasterską. Teraz już oficjalnie byli wyjęci spod prawa.

Lista grzechów morskich pasterzy jest długa. Pete Bethune, który w zeszłym roku wystąpił z organizacji, oskarża Watsona o to, że kazał własnej załodze zatopić uszkodzony zderzeniem trimaran „Ady Gil", aby wywołać w mediach efekt większego potępienia dla japońskich wielorybników.

– To nieuczciwy i niebezpieczny człowiek, któremu szczytny cel i własna megalomania przesłoniły jasność oceny sytuacji – mówi Bethune.

Watson ma wyroki skazujące m.in. w Kanadzie, Norwegii i Japonii. Na zlecenie tej ostatniej poszukuje go Interpol. Mimo to jakimś cudem wciąż udaje mu się uniknąć więzienia. Ma bowiem wpływowych przyjaciół. Przede wszystkim sprzyja mu rząd Australii, która mimo że odmówiła mu wizy wjazdowej, jawnie wspiera jego działania i zezwala mu zawijać do swoich portów. Podobnego wsparcia udziela Watsonowi Nowa Zelandia. Teraz zbierają laury za pomoc w wygonieniu Japończyków z Oceanu Lodowatego.

Australia poszła o krok dalej. Uznawszy morski rezerwat waleni na Oceanie Południowym za strefę swoich wpływów, wytoczyła Japonii proces przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. Ale sądy działają nieśpiesznie, a Watson nie zamierza powierzać losu wielorybów ich niepewnej łasce. Nie wierzy też, by pomogła tu w czymś Międzynarodowa Komisja Wielorybnicza od dziesięcioleci patrząca na wielorybników przez palce. Jego ostre metody wobec Japończyków w tym roku przyniosły oczekiwane rezultaty. O tym, co dzieje się na dalekim i zapomnianym Oceanie Lodowatym, napisały wreszcie gazety, a nakręcone na morzu filmy pokazały telewizyjne serwisy informacyjne.

Terroryści czy pasterze?

Mam nadzieję, że Japończycy całkiem zaniechają praktyk wielorybniczych w rejonie morskiego rezerwatu waleni na Oceanie Południowym, ale jeśli tam wrócą, znów się tam pojawimy, by ich przywitać – mówi Watson. – Sądzę, że będziemy wówczas silniejsi niż w tym roku i jeszcze lepiej wyekwipowani, by przeszkadzać im w nielegalnych połowach.

I nie są to czcze pogróżki, bo z uprzykrzania wielorybnikom życia Watson uczynił główne motto swojej organizacji. Czy używa wobec Japończyków przemocy? On sam uważa, że nie można za nią uznać oślepiania wielorybników laserem, obrzucania statków wielorybniczych butelkami ze śmierdzącym kwasem masłowym, oplątywania śrub napędowych linami czy zaślepiania otworów w burtach, służących do spuszczania wielorybiej krwi.

– W naszej historii nigdy poważnie nikogo nie zraniliśmy i jesteśmy dumni z tego nieskazitelnego rekordu – z manierą deklaruje Watson.

Japończycy mają własne zdanie na temat stosowanych przez niego metod.

– Morski Pasterz jest organizacją terrorystyczną: jej członkowie do realizacji swoich celów wykorzystują groźby użycia przemocy, sabotaż i okazują jawne lekceważenie dla ludzkiego życia – twierdzi Hiroshi Hatanaka, dyrektor Instytutu Badań nad Waleniami, który kieruje połowem tych zwierząt.

Wtóruje mu Tatsuya Nakaoku z Japońskiej Agencji Rybołówstwa: – Przedkładając bezpieczeństwo naszych ludzi ponad wszystko, nasza flota na razie zawiesiła odławianie wielorybów do celów naukowych – stwierdził 16 lutego.

Tym razem zdenerwował się nawet japoński rząd. – Wciąż powtarzające się akty sabotażu ze strony organizacji Sea Shepherd uważam za godne ubolewania – oznajmił Yukio Edano, szef sekretariatu premiera, potwierdzając zakończenie tegorocznych połowów wielorybów. Rząd Japonii oficjalnie wezwał wspierające Sea Shepharda kraje do powstrzymania tej organizacji od dalszych akcji przeciw wielorybnictwu.

– Nie wydaje mi się, żeby te rządy sprzeciwiły się antywielorybniczym poglądom swoich obywateli po to tylko, by przypodobać się Japonii – twierdzi, nie bez racji, Watson.

Statek samo zło

Co właściwie zrobił Watson wielorybnikom? – Uniemożliwiliśmy im działania. Nie mieli wyjścia, musieli się wycofać – mówi szef Sea Shepherd. – Przejęliśmy kontrolę nad rampą rufową ich statku przetwórni „Nisshin Maru". Skoro nie mogli ładować na pokład zabitych już wielorybów, nie mogli też zabijać kolejnych waleni.

W tym roku wszystko poszło szybciej niż w poprzednich sezonach, bo statki aktywistów już w grudniu zlokalizowały przybywającą na Ocean Lodowaty japońską flotę czterech statków wielorybniczych. Wypatrzył je startujący z pokładu „Boba Barkera" śmigłowiec wspierany przez balony meteorologiczne dźwigające radary na dużą wysokość, co pozwoliło ogarnąć zasięgiem większy obszar.

Atutem był też sam statek „Bob Barker", niedawny prezent od amerykańskiego milionera o tym imieniu i nazwisku, przystosowany do torowania drogi przez lód. Dzięki niemu Morski Pasterz już w zeszłym sezonie zredukował o połowę liczbę wielorybów łowionych przez Japończyków – do 507 sztuk, w tym roku poprawiając wynik na poniżej 200 sztuk.

Od lat głównym celem aktywistów jest „Nisshin Maru", statek przetwórnia uznawany za kwintesencję wielorybniczego zła. Pozwala bowiem na przemysłowe przetwarzanie mięsa zwierząt służących rzekomo do celów naukowych. Szybki i zwrotny „Bob Barker" dosłownie przykleił się do rufy tego wielkiego statku, co sparaliżowało jego pracę. Aktywiści odcięli dostęp do zapasów paliwa znajdujących się na innej jednostce, a superszybka „Gojira" nieustannie wciskała się między wieloryby a celujące w nie harpuny.

Waleń jak karp

Na razie Japończycy mają zupełnie inne zmartwienia na głowie. Czy za rok sprawa powróci? Każdy przyzna, że w XXI wieku można by już sobie darować polowania na walenie i zakończyć kompromitującą awanturę z całym światem.

Otóż, to wcale nie takie proste. To trochę tak, jakby w Polsce zabronić zabijania karpi przed świętami Bożego Narodzenia. „Przed wiekami wieloryby były traktowane przez Japończyków jako rodzaj ryb. Całkowita ich ochrona, bez względu na liczebność populacji danego gatunku, jest sprzeczna z wartościami kulturowymi narodu japońskiego, dla którego wieloryby są naturalnym źródłem pożywienia" – stwierdził w oświadczeniu Instytut Badań nad Waleniami.

– Japończycy to dumny naród. Zrobią wszystko, by udowodnić, że nikt im nie będzie mówił, co mają robić – komentuje Pete Bethune.

Można się więc spodziewać, że japońska flota wróci za rok na Ocean Lodowaty – być może silniejsza i lepiej przygotowana na morskich pasterzy. Wrócą też sami aktywiści – też silniejsi, bo po tegorocznym zwycięstwie datki popłyną do nich szerokim strumieniem. Mamy więc przed sobą kolejną bitwę w tej wojnie. Może ją zakończyć tylko zakaz polowań, a do niego Japonia – mająca duże wpływy w Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej – prawdopodobnie nie dopuści.

Pozostaje jeszcze wchodzący w życie w lipcu tego roku przepis chroniący obszary powyżej 60. równoleżnika szerokości geograficznej południowej przed statkami napędzanymi tzw. ciężkim olejem. Przepis ten – przeforsowany m.in. przez Morskiego Pasterza – ma zabezpieczać wrażliwy ekosystem Antarktydy przed wyciekiem tej trującej substancji. W rzeczywistości zamknie znienawidzonej jednostce „Nisshin Maru" drogę do morskiego rezerwatu waleni. W tej historii nic nie jest tak proste, jakby się pozornie wydawało.

Na Oceanie Lodowatym u wybrzeży Antarktydy trwa regularna bitwa. W ruch idą granaty dymne, butelki z cuchnącym kwasem masłowym i armatki wodne. W finale czarny trimaran z piracką banderą zostaje przecięty na pół przez statek z napisem „research" (czyli badania naukowe) na burcie. Jeden członek załogi tonącego trimarana zostaje ranny.

Czyżby naukowcy odparli atak piratów? No cóż, w tej historii nic nie wygląda tak, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Tak naprawdę czarny trimaran „Ady Gil", należący do organizacji Morski Pasterz (Sea Shepherd), od kilku dni przeszkadza w połowach japońskiej flocie wielorybniczej. Ta wzywa na pomoc swoją eskortę – statek „Shonan Maru 2", który podczas przepychanki taranuje małą łódź aktywistów.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą