Reklama
Rozwiń
Reklama

Błotem w Jana Pawła II

Brytyjski dziennikarz nakreślił groteskowy portret polskiego papieża

Publikacja: 31.12.2011 00:01

Karol Wojtyła jako robotnik zakładów Solvaya w latach wojny

Karol Wojtyła jako robotnik zakładów Solvaya w latach wojny

Foto: Getty Images

Nie nada­wał się nie tyl­ko na pa­pie­ża, ale na księ­dza na­wet. Ar­cy­bi­sku­pem zro­bił go Klisz­ko. Sfał­szo­wał lub ze­zwo­lił na to, by sfał­szo­wa­no mu ży­cio­rys. Był skry­tym an­ty­se­mi­tą i zwo­len­ni­kiem fa­szy­zmu wiel­bią­cym ge­ne­ra­ła Fran­co. Gdy w cza­sie woj­ny na­ród wal­czył z hi­tle­row­skim oku­pan­tem, zaj­mo­wał się sztu­ką i po­ezją. Po­nad­to jaw­nie ko­la­bo­ro­wał z hi­tle­row­ca­mi, pra­cu­jąc na po­trze­by fa­bry­ki śmier­ci w Au­schwitz. Ja­ko pa­pież oka­zał się „upar­ty, sko­rum­po­wa­ny, nie­bez­piecz­ny". Szczy­cił się, że wła­da wie­lo­ma ję­zy­ka­mi, ale nie słu­cha­no go w żad­nym. I słusz­nie, bo je­go ję­zyk ce­cho­wał wy­bu­ja­ły, re­li­gij­ny kwie­tyzm i gdziekolwiek po­je­chał, do za­ofe­ro­wa­nia miał jed­no i to sa­mo: mie­sza­ni­nę emo­cji i czczej ga­da­ni­ny. Uwiel­biał ak­tor­skie ge­sty, a naj­le­piej wy­cho­dzi­ło mu ca­ło­wa­nie as­fal­tu.

Da­vid Yal­lop, bry­tyj­ski dzien­ni­karz, spod któ­re­go pió­ra wy­szły te i in­ne re­we­la­cje o Ja­nie Paw­le II, dał się wcze­śniej po­znać z książ­ki „W imie­niu Bo­ga", w któ­rej bez­dy­sku­syj­nie stwier­dził, że po­przed­nik Ja­na Paw­ła II – Jan Pa­weł I

–  zo­stał za­mor­do­wa­ny, a to dla­te­go, że ujaw­nić chciał fi­nan­so­we ma­chi­na­cje Wa­ty­ka­nu. Te sa­me ma­chi­na­cje, któ­re skrzęt­nie za­mia­tał pod dy­wan je­go na­stęp­ca, ukry­wa­jąc praw­dę o mi­lio­no­wych prze­krę­tach Ban­ku Wa­ty­kań­skie­go. I w tej spra­wie, i w wie­lu in­nych, ta­kich jak pe­do­fi­lów wśród księ­ży, dzia­łal­no­ść Opus Dei, sto­sun­ek do teo­lo­gii wy­zwo­le­nia i do po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­skich re­żi­mów pa­pież Po­lak w naj­lep­szym ra­zie za­cho­wy­wał mil­cze­nie. O tym wszyst­kim na­pi­sał Yal­lop w 2007 ro­ku w książ­ce „Po­tę­ga i chwa­ła. W mrocz­nym ser­cu Wa­ty­ka­nu Ja­na Paw­ła II", za­ofe­ro­wa­nej czy­tel­ni­ko­wi pol­skie­mu przez miesz­czą­ce się w Kra­ko­wie wy­daw­nic­two vis­-a­-vis/Etiu­da.

Po co? Edy­tor wy­ja­śnia: „Książ­ka Da­vi­da Yal­lo­pa mo­że się wy­da­wać pol­skie­mu czy­tel­ni­ko­wi szo­ku­ją­ca i nie­spra­wie­dli­wa. Przy­wy­kli­śmy bo­wiem wy­łącz­nie do ha­gio­gra­ficz­nych opi­nii na te­mat Ja­na Paw­ła II. Szcze­gól­nie zdu­mie­wa­ją­ce mo­gą być te­zy au­to­ra do­ty­czą­ce spraw pol­skich. I fak­tycz­nie tu czę­sto je­go wer­sje wy­da­rzeń prze­czą na­sze­mu oglą­do­wi pol­skiej hi­sto­rii. Ale prze­cież in­ni po­strze­ga­ją na­szą hi­sto­rię czę­sto wła­śnie w ta­ki spo­sób jak Da­vid Yal­lop. I po­win­ni­śmy so­bie to uświa­do­mić. A przy tym au­tor ma nie­zwy­kłą wie­dzę o naj­now­szej (obej­mu­ją­cej la­ta od 1939 ro­ku do te­raz) hi­sto­rii Pol­ski. A że pa­trzy na nią ina­czej niż my – to świet­nie, to ożyw­cze!".

Sko­ro tak, to wzmoc­nij­my się...

Ta­lo­ny na wód­kę

La­tem 1941 ro­ku Him­m­ler po­in­for­mo­wał ko­men­dan­ta obo­zu Au­schwitz Ru­dol­fa Hes­sa o „Osta­tecz­nym roz­wią­za­niu". W kil­ka ty­go­dni póź­niej so­wiec­kich więź­niów wo­jen­nych wy­ko­rzy­sta­no pod­czas prób ga­zu tru­ją­ce­go cy­klo­nu B. Zo­sta­li za­ga­zo­wa­ni w pod­ziem­nych ce­lach blo­ku je­de­na­ste­go. (...)

W tym sa­mym mie­sią­cu, w czerw­cu 1941 ro­ku, kie­dy Him­m­ler roz­ma­wiał z ko­men­dan­tem obo­zu, miesz­kań­cy Je­dwab­ne­go po­sta­no­wi­li uczcić nie­daw­ne wy­zwo­le­nie spod so­wiec­kiej oku­pa­cji przez ar­mię nie­miec­ką, za­bi­ja­jąc wszyst­kich Ży­dów we wsi – 1607 osób. Nie­któ­rzy Ży­dzi ja­ko­by ko­la­bo­ro­wa­li z so­wiec­kim woj­skiem. Zo­sta­li za­ata­ko­wa­ni drew­nia­ny­mi pał­ka­mi. Nie­któ­rym ka­za­no ko­pać dół, po czym za­bi­ja­no ich sie­kie­ra­mi i pał­ka­mi, a cia­ła wrzu­ca­no do do­łu. In­nych uka­mie­no­wa­no. Dzie­ci bi­to drew­nia­ny­mi pał­ka­mi, męż­czy­znom wy­dłu­by­wa­no oczy i ob­ci­na­no ję­zy­ki. (...)  Zgi­nę­ło ty­siąc sześć­set osób. Sied­miu oca­lo­nych ukry­ła nie­ja­ka An­to­nia Wy­rzy­kow­ska, któ­rą póź­niej cięż­ko po­bi­li są­sie­dzi.

Te­go sa­me­go la­ta wa­run­ki ży­cia Ka­ro­la Woj­ty­ły po­pra­wi­ły się. Prze­nie­sio­no go z ka­mie­nio­ło­mów do głów­nych za­kła­dów So­lvaya w Bor­ku Fa­łęc­kim. Miał do­dat­ko­we ra­cje żyw­no­ścio­we i co­mie­sięcz­ne ta­lo­ny na wód­kę, któ­re moż­na by­ło wy­mie­nić na czar­nym ryn­ku na mię­so, jaj­ka lub in­ne trud­no do­stęp­ne ar­ty­ku­ły żyw­no­ścio­we. Woj­ty­ła wo­lał pra­co­wać na noc­nych zmia­nach, po­nie­waż miał wów­czas du­żo cza­su na mo­dli­twę i ucze­nie się. Wy­ko­ny­wał swo­je obo­wiąz­ki spo­koj­nie i spraw­nie. Znacz­nie chęt­niej słu­chał, niż mó­wił, co by­ło bar­dziej roz­sąd­nym zwy­cza­jem, je­że­li ktoś za­mie­rzał prze­żyć woj­nę".

Przy­sta­nek Au­schwitz

Oczy­wi­ście nie ma tu żad­ne­go przy­pi­su, naj­mniej­sze­go wy­ja­śnie­nia. Ale co tam, pa­pier jest cier­pli­wy. Gdy­by zaś ktoś in­te­re­so­wał się, czym zaj­mo­wał się Ka­rol Woj­ty­ła w So­lvayu (te ka­mie­nio­ło­my brzmią nie­za­chę­ca­ją­co), wszech­wie­dzą­cy au­tor in­for­mu­je: „Za­kła­dy sta­no­wi­ły pod pew­ny­mi wzglę­da­mi sa­mo­wy­star­czal­ne mia­stecz­ko, w któ­rym znaj­do­wa­ły

Reklama
Reklama

się do­my miesz­kal­ne, przy­chod­nia le­kar­ska, sto­łów­ka dla per­so­ne­lu, sklep i sa­la gim­na­stycz­na. Oprócz pen­sji i ta­lo­nów na wód­kę, któ­re moż­na by­ło wy­mie­nić na czar­nym ryn­ku, Ka­rol Woj­ty­ła przez ca­ły czas miał gwa­ran­cję bez­pie­czeń­stwa, któ­rą sta­no­wił au­swe­is, do­wód toż­sa­mo­ści, ozna­cza­ją­cy, że je­go po­sia­dacz był za­trud­nio­ny w prze­my­śle wo­jen­nym, czy­li wy­ko­ny­wał pra­cę o istot­nym zna­cze­niu dla woj­ny pro­wa­dzo­nej przez Trze­cią Rze­szę".

„Po za­koń­cze­niu woj­ny i ujaw­nie­niu ca­łej okrop­no­ści ho­lo­cau­stu – wy­wo­dzi Yal­lop – wie­lu lu­dzi twier­dzi­ło, że nie wie­dzie­li o ni­czym, że nie mie­li po­ję­cia, że ani przez chwi­lę nie wy­obra­ża­li so­bie, że w Trze­ciej Rze­szy lu­do­bój­stwo by­ło na po­rząd­ku dzien­nym. Nikt, kto miesz­kał w Kra­ko­wie, nie mógł się w ten spo­sób tłu­ma­czyć. Po­cią­gi prze­jeż­dża­ły przez mia­sto. Li­nia ko­le­jo­wa, któ­ra prze­bie­ga­ła przez za­kła­dy So­lvaya cią­gnę­ła się tak­że na za­chód, do Oświę­ci­mia, czy­li do miej­sca, któ­re by­ło rów­nie istot­ne, mia­ło bo­wiem za­pew­nić re­ali­za­cję  ho­lokau­stu. Pro­fe­sor Edward Gor­lich, któ­ry pra­co­wał w la­bo­ra­to­rium So­lvaya i za­przy­jaź­nił się z Ka­ro­lem Woj­ty­łą, upar­cie twier­dził, że po­za wszyst­kim, do cze­go moż­na wy­ko­rzy­stać so­dę, po­wo­dem, dla któ­re­go za­kła­dy by­ły uwa­ża­ne za krieg­swich­tig i mia­ły istot­ne zna­cze­nie dla woj­ny, by­ło ist­nie­nie owej li­nii ko­le­jo­wej.

Za Bor­kiem Fa­łęc­kim, czy­li sta­cją na te­re­nie za­kła­dów So­lvaya, był tyl­ko je­den przy­sta­nek w dro­dze na za­chód: Au­schwitz. Je­dy­ną dro­gą, ja­ką ogrom­na więk­szość tych nie­szczę­śni­ków wy­do­sta­wa­ła się z Au­schwitz, był ko­min kre­ma­to­rium. Miesz­kań­cy Wa­do­wic i Kra­ko­wa szyb­ko za­czę­li roz­po­zna­wać odór pa­lą­ce­go się ludz­kie­go cia­ła po tym, jak la­tem 1941 ro­ku wpro­wa­dzo­no w ży­cie osta­tecz­ne roz­wią­za­nie".

Wy­ła­nia nam się ob­raz Ka­ro­la Woj­ty­ły ja­ko mło­de­go czło­wie­ka pi­su­ją­ce­go w naj­czar­niej­szym okre­sie pol­skiej hi­sto­rii po­ema­ty, do­brze się od­ży­wia­ją­ce­go, a nad­mia­ru ener­gii po­zby­wa­ją­ce­go się na si­łow­ni. A za­ra­zem ten pa­pież, tak ak­cen­tu­ją­cy ko­niecz­ność na­wią­za­nia dia­lo­gu z ju­da­izmem, ni­gdy nie uczy­nił nic, aby ura­to­wać ja­kich­kol­wiek Ży­dów. Na do­wód przed­sta­wia Yal­lop dwa świa­dec­twa: Mar­ka Hal­te­ra, pol­skie­go Ży­da, pi­sa­rza i fil­mow­ca, któ­ry po­noć za­py­tał o to wprost Ja­na Paw­ła II oraz... Ta­de­usza Ma­zo­wiec­kie­go, któ­ry rze­ko­mo po mar­cu 1968 ro­ku, w kon­tek­ście wy­jaz­dów Ży­dów z Pol­ski, oma­wiał tę kwe­stię z kar­dy­na­łem Woj­ty­łą: „... po­pro­si­łem go, aby za­jął w tej spra­wie sta­no­wi­sko. Zgo­dził się, że jest to spra­wa, nad któ­rą trze­ba się za­sta­no­wić, że Ko­ściół rze­czy­wi­ście po­wi­nien za­jąć sta­no­wi­sko.

– Ale ani on sam, ani kar­dy­nał Wy­szyń­ski – in­da­go­wał go as bry­tyj­skiej żur­na­li­sty­ki – ani żaden czło­nek pol­skie­go epi­sko­pa­tu nie wy­stą­pił otwar­cie prze­ciw­ko te­mu, co ro­bio­no Ży­dom?

– Tak jest".

Reklama
Reklama

Pro­szę zwró­cić uwa­gę, jak fi­ne­zyj­nie po­sta­wio­ny jest znak rów­no­ści mię­dzy ho­lo­kau­stem a 1968 ro­kiem. Do­wia­du­je­my się zresz­tą, że wio­sną owe­go ro­ku w Pol­sce, „na uli­cy każ­dy, kto wy­glą­dał na Ży­da, był bi­ty".

Pol­ska to – jak czy­ta­my – kraj wciąż na no­wo od­ra­dza­ją­ce­go się an­ty­se­mi­ty­zmu. „Po za­koń­cze­niu woj­ny za­bój­stwa Ży­dów w Pol­sce nie usta­ły", a w 1984 ro­ku – o zgro­zo! – kar­me­li­tan­kom za­chcia­ło się utwo­rzyć klasz­tor w bu­dyn­ku są­sia­du­ją­cym z obo­zem w Au­schwitz. Ten po­mysł – zda­niem Yal­lo­pa, pa­pie­skie­go au­tor­stwa – „był wy­jąt­ko­wo ob­raź­li­wy dla Ży­dów w wie­lu kra­jach". Jan Pa­weł II – cał­kiem se­rio pi­sze bry­tyj­ski dzien­ni­karz – „nie prze­stał ob­ra­żać wie­lu Ży­dów, ka­no­ni­zu­jąc w 1982 ro­ku fran­cisz­kań­skie­go mę­czen­ni­ka, oj­ca Mak­sy­mi­lia­na Kol­be".

Dryf Ko­ścio­ła

Jak się oka­zu­je, nie tyl­ko Ży­dzi ma­ją Ja­no­wi Paw­ło­wi II za złe wszyst­ko, ale i – na przy­kład – ko­bie­ty. Wpraw­dzie, przy­zna­je „obiek­tyw­ny" po­szu­ki­wacz praw­dy, pa­pież „kon­se­kwent­nie gło­sił głę­bo­ki sza­cu­nek, po­dziw i uzna­nie wo­bec ko­biet, a jed­no­cze­śnie wszę­dzie do­pro­wa­dzał je do wście­kło­ści". Wszę­dzie? Ko­bie­ty? A mo­że fe­mi­nist­ki i to te naj­bar­dziej wo­ju­ją­ce?

Zda­niem Yal­lo­pa, Ko­ściół ka­to­lic­ki pod rzą­da­mi Ja­na Paw­ła II bez­u­stan­nie dry­fo­wał. Pol­ski pa­pież, nie wia­do­mo po co, wznie­cił kult ma­ryj­ny, co – jak­że by ina­czej – wy­ni­ka­ło z je­go na­cjo­na­li­zmu. Po­dró­że pa­pie­skie nie słu­ży­ły ni­cze­mu po­za show­mań­ski­mi po­pi­sa­mi Ja­na Paw­ła II, a kosz­to­wa­ły Bóg wie ile. Po­li­tycz­nie wy­ka­zał gor­li­wość je­dy­nie wspie­ra­jąc re­ak­ty­wo­wa­nie zna­ne­go z fa­szy­stow­skich tra­dy­cji pań­stwa chor­wac­kie­go i wy­chwa­la­nie dyk­ta­to­ra Pi­no­che­ta. Nie­praw­dą jest też, że przy­czy­nił się Jan Pa­weł II do upad­ku so­wiec­kie­go im­pe­rium zła; wręcz od­wrot­nie: „wsku­tek swo­jej bier­no­ści, nie­zde­cy­do­wa­nia, nie­zdol­no­ści za­sto­so­wa­nia dok­try­ny Wy­szyń­skie­go, prze­dłu­żył je­go trwa­nie". „So­li­dar­no­ści" też nie po­mógł, a Le­cha Wa­łę­sę po wy­pusz­cze­niu „z in­ter­ny" uwa­żał za czło­wie­ka po­li­tycz­nie skoń­czo­ne­go, tyl­ko gło­śno o tym nie mó­wił, bo po co? A czy w ogó­le miał ten pa­pież przy­by­ły z da­le­kie­go kra­ju ja­kąś po­zy­tyw­ną ce­chę? Au­tor „Po­tę­gi i trwa­nia" przy­zna­je gdzieś pod ko­niec pra­wie 600-stro­ni­co­wej książ­ki, że by­ła nią po­ko­ra. Cho­ciaż... „tro­chę nie­chęt­nie po­szedł za przy­kła­dem Lu­cia­nie­go (Ja­na Paw­ła I – przyp. K.M.), re­zy­gnu­jąc z tra­dy­cyj­nej, peł­nej prze­py­chu ko­ro­na­cji ze stru­si­mi pió­ra­mi i tia­rą wy­sa­dza­ną szma­rag­da­mi, ru­bi­na­mi, sza­fi­ra­mi i bry­lan­ta­mi". A po­tem kon­se­kwent­nie mó­wił o so­bie w licz­bie mno­giej, nad­uży­wa­jąc za­im­ka „my".

Da­vid Yal­lop nie tyl­ko mó­wi o Ja­nie Paw­le II sa­me złe rze­czy, ale po­da­je je jesz­cze w for­mie ob­raź­li­wej. Pa­pież nie od­po­wia­da na py­ta­nia dzien­ni­ka­rzy, lecz „war­czy", pod­czas wi­zy­ty w Pol­sce w 1991 r. „gro­zi, za­ci­ska pię­ści", stoi na cze­le „wa­ty­kań­skiej kli­ki", ma „de­men­cję star­czą". I tak da­lej, i te­mu po­dob­nie.

Jak to wszyst­ko sko­men­to­wać? Rzad­ko się zda­rza, by po lek­tu­rze książ­ki, na­wet naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nej, moż­na by­ło wy­ro­bić so­bie tak ne­ga­tyw­ne zda­nie o jej au­to­rze. W tym przy­pad­ku nie mam wąt­pli­wo­ści. Da­vid Yal­lop jest prze­ciw­ni­kiem mo­jej wia­ry i mo­jej oj­czy­zny. Jest ob­ra­zo­bur­cą ka­la­ją­cym wszyst­ko, co jest dla mnie świę­te; oszczer­cą, któ­ry ob­rzu­ca ka­lum­nia­mi naj­więk­sze­go Po­la­ka na­szych cza­sów i jed­ne­go z naj­wy­bit­niej­szych pa­pie­ży w dzie­jach pań­stwa ko­ściel­ne­go. Jest oso­bi­stym nie­przy­ja­cie­lem Pa­na Bo­ga. Jest mo­im wro­giem.

Reklama
Reklama

Krzysztof Masłoń jest krytykiem literackim „Rzeczpospolitej". Prowadzi dodatek „Rzecz o książkach".

Nie nada­wał się nie tyl­ko na pa­pie­ża, ale na księ­dza na­wet. Ar­cy­bi­sku­pem zro­bił go Klisz­ko. Sfał­szo­wał lub ze­zwo­lił na to, by sfał­szo­wa­no mu ży­cio­rys. Był skry­tym an­ty­se­mi­tą i zwo­len­ni­kiem fa­szy­zmu wiel­bią­cym ge­ne­ra­ła Fran­co. Gdy w cza­sie woj­ny na­ród wal­czył z hi­tle­row­skim oku­pan­tem, zaj­mo­wał się sztu­ką i po­ezją. Po­nad­to jaw­nie ko­la­bo­ro­wał z hi­tle­row­ca­mi, pra­cu­jąc na po­trze­by fa­bry­ki śmier­ci w Au­schwitz. Ja­ko pa­pież oka­zał się „upar­ty, sko­rum­po­wa­ny, nie­bez­piecz­ny". Szczy­cił się, że wła­da wie­lo­ma ję­zy­ka­mi, ale nie słu­cha­no go w żad­nym. I słusz­nie, bo je­go ję­zyk ce­cho­wał wy­bu­ja­ły, re­li­gij­ny kwie­tyzm i gdziekolwiek po­je­chał, do za­ofe­ro­wa­nia miał jed­no i to sa­mo: mie­sza­ni­nę emo­cji i czczej ga­da­ni­ny. Uwiel­biał ak­tor­skie ge­sty, a naj­le­piej wy­cho­dzi­ło mu ca­ło­wa­nie as­fal­tu.

Da­vid Yal­lop, bry­tyj­ski dzien­ni­karz, spod któ­re­go pió­ra wy­szły te i in­ne re­we­la­cje o Ja­nie Paw­le II, dał się wcze­śniej po­znać z książ­ki „W imie­niu Bo­ga", w któ­rej bez­dy­sku­syj­nie stwier­dził, że po­przed­nik Ja­na Paw­ła II – Jan Pa­weł I

–  zo­stał za­mor­do­wa­ny, a to dla­te­go, że ujaw­nić chciał fi­nan­so­we ma­chi­na­cje Wa­ty­ka­nu. Te sa­me ma­chi­na­cje, któ­re skrzęt­nie za­mia­tał pod dy­wan je­go na­stęp­ca, ukry­wa­jąc praw­dę o mi­lio­no­wych prze­krę­tach Ban­ku Wa­ty­kań­skie­go. I w tej spra­wie, i w wie­lu in­nych, ta­kich jak pe­do­fi­lów wśród księ­ży, dzia­łal­no­ść Opus Dei, sto­sun­ek do teo­lo­gii wy­zwo­le­nia i do po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­skich re­żi­mów pa­pież Po­lak w naj­lep­szym ra­zie za­cho­wy­wał mil­cze­nie. O tym wszyst­kim na­pi­sał Yal­lop w 2007 ro­ku w książ­ce „Po­tę­ga i chwa­ła. W mrocz­nym ser­cu Wa­ty­ka­nu Ja­na Paw­ła II", za­ofe­ro­wa­nej czy­tel­ni­ko­wi pol­skie­mu przez miesz­czą­ce się w Kra­ko­wie wy­daw­nic­two vis­-a­-vis/Etiu­da.

Po co? Edy­tor wy­ja­śnia: „Książ­ka Da­vi­da Yal­lo­pa mo­że się wy­da­wać pol­skie­mu czy­tel­ni­ko­wi szo­ku­ją­ca i nie­spra­wie­dli­wa. Przy­wy­kli­śmy bo­wiem wy­łącz­nie do ha­gio­gra­ficz­nych opi­nii na te­mat Ja­na Paw­ła II. Szcze­gól­nie zdu­mie­wa­ją­ce mo­gą być te­zy au­to­ra do­ty­czą­ce spraw pol­skich. I fak­tycz­nie tu czę­sto je­go wer­sje wy­da­rzeń prze­czą na­sze­mu oglą­do­wi pol­skiej hi­sto­rii. Ale prze­cież in­ni po­strze­ga­ją na­szą hi­sto­rię czę­sto wła­śnie w ta­ki spo­sób jak Da­vid Yal­lop. I po­win­ni­śmy so­bie to uświa­do­mić. A przy tym au­tor ma nie­zwy­kłą wie­dzę o naj­now­szej (obej­mu­ją­cej la­ta od 1939 ro­ku do te­raz) hi­sto­rii Pol­ski. A że pa­trzy na nią ina­czej niż my – to świet­nie, to ożyw­cze!".

Sko­ro tak, to wzmoc­nij­my się...

Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama