Kuferek ze skarbami należącymi do imć Bernarda Cornwella, poddanego Jej Królewskiej Mości, wydaje się nieprzebrany. W księgarniach znaleźć można i powieści o wojaku Sharpe, i mroczną trylogię o wikingach, i przygodową fabułę o wojnie stuletniej (cykl „Hellequin"). A jest przecież i świetna trylogia arturiańska, no i kto ma pamięć nieco dłuższą niż cykl wydawniczy między publikacją comiesięcznych list bestsellerów, ten przypomni sobie i czasy, kiedy czytaliśmy cornwellowskie sensacje współczesne, wydawane w latach 90. W USA mawiano kiedyś o Isaacu Asimovie, że jest jednym z najcenniejszych bogactw naturalnych kraju. Brytyjczycy spokojnie mogą obdarzyć tym komplementem Cornwella.

„Złodziej z szafotu" nie należy do żadnego cyklu, a szkoda, bo czytelnik szybko przywiązuje się do ubogiego, lecz honorowego Ridera Sandmana. Żołnierz ten dzielnie walczył w wojnach napoleońskich, ale w wyniku finansowego skandalu rodzinnego musiał spieniężyć swój oficerski patent. Na życie czasem zarabia grą w krykieta, a czasem nie zarabia wcale. Los chce, że na krótko zostanie specjalnym śledczym wysłannikiem Lorda Sidmouth, który w imieniu Korony rozpatruje petycje w sprawie ułaskawienia skazanych na śmierć. Sandman szybko odkryje, że w śledztwie, które przyszło mu skontrolować, przyszły wisielec niemal na pewno nie popełnił zbrodni, o którą jest oskarżony, ale jeszcze szybciej zrozumie, że nikogo ta niesprawiedliwość nie obchodzi. Mimo to spróbuje dojść do prawdy.

Właściwie nie jest to kryminał, tylko bardzo dobra powieść historyczna z dodatkiem zagadki kryminalnej. Dochodzenie Sandmana posuwa się naprzód mniej więcej co pięćdziesiąt stron, za to Cornwell ma mnóstwo miejsca na nakreślenie obrazu Anglii drugiej dekady XIX stulecia. A że akcja jego książki rozgrywa się z dala od dworu, to mamy do czynienia głównie z londyńskim plebsem i półświatkiem, ze służbą, przekupnymi sportowcami oraz ponurym więzieniem w Newgate, gdzie wykonywane są egzekucje przez powieszenie.

Cornwell jest nie tylko obdarzony wielkim talentem narracyjnym, ale także naprawdę kocha historię. Wplata więc w swoje fabuły ogrom informacji: a to o różnicach między dyliżansami pasażerskimi i pocztowymi, a to o politycznych pamfletach z epoki. Jego książka jest też ostrym oskarżeniem sensu stosowania kary śmierci w ogóle. A jednocześnie powieść o Sandmanie jest chyba najzabawniejszą z opublikowanych dotąd w Polsce książek Cornwella. Jak to dobrze, że w kuferku zostało do przełożenia jeszcze kilkanaście tytułów, a autorowi nawet przez myśl nie przechodzi odłożenie pióra.

Bernard Cornwell „Złodziej z szafotu", Bellona 2012, 454 str.