„Młodzi, wykształceni z wielkich miast". Tak brzmi socjologiczne określenie grupy, którą jedni uważają za najbardziej dynamiczną siłę społeczną, modernizującą kraj, inni zaś wręcz przeciwnie – zarzucają jej nieumiejętność samodzielnego myślenia i zaliczają do tzw. lemingów. Marek Król, były redaktor naczelny i właściciel „Wprost", ukuł nawet dla Warszawy pojęcie „Lemingrad". Czyżby wyrośli nam nowi „straszni mieszczanie"?
Ową grupą „młodych, wykształconych, z wielkich miast" szczyci się, jako swoimi wyborcami, Platforma Obywatelska. Czy słusznie? Rządząca w Polsce od pięciu lat partia rozbudowała wpływy w różnych grupach społecznych, głosują na nią i ci bez matury, i ci z dyplomami, zarówno dwudziestolatkowie, jaki pięćdziesięciolatkowie. PO bardzo mocna jest w wielkich miastach, mocna w średnich i dość mocna w małych:?W roku 2007 jedną z przyczyn wygranej Platformy było odbicie z rąk PiS małych miast).
Dlatego nie warto stawiać znaku równości między lemingiem a platformersem, platformersem a strasznym mieszczaninem i strasznym mieszczaninem oraz lemingiem. Część strasznych mieszczan głosuje na SLD lub Ruch Palikota, pewnie znajdą się wśród nich także ślady zwolenników PSL czy PiS.
Nie bez powodu przywołałem tuwimowskie sformułowanie „straszni mieszczanie". Bez wątpienia w ostatnich latach mamy bowiem do czynienia z wykształceniem się szerokiej klasy miejskiej. Nowy mieszczuch polski mieszkać może w Warszawie lub Radomsku, szczycić się trzema fakultetami lub dyplomem ukończenia samochodówki, należeć do grup wiekowych rozdzielonych całą generacją, da się jednak wyróżnić dla niego serię cech wspólnych.
Wszyscy są ubabrani
Jest zapalonym konsumentem. Wydawanie pieniędzy jest dla niego jednym z podstawowych sposobów na życie. Lubi mieć wszystko w zasięgu ręki: choć opowiada, że reklama ogłupia, to szybko przywiązuje się do marek, którym potrafi być straceńczo wierny. Lubi wyprzedaże, bo nic nie cieszy go tak, jak możliwość zrobienia większego wrażenia za mniejsze pieniądze. Jednocześnie nastawiony jest na samolubny tryb wydawania pieniędzy. Bez mrugnięcia okiem zapłaci sporą kwotę za obiad w dobrej restauracji, ale jednocześnie będzie bez końca narzekał, że pazerny chłop z czereśniami chce go oszukać, bo żąda za nie aż 15 zł za kilogram, choć mógłby przecież wziąć 12.
Lubi kredyt, lubi wydawać z góry. Przecież jeszcze zarobi. Bo będzie lepiej. Musi być lepiej. Wierzy w nieustanny postęp gospodarczy, wiecznie rosnące PKB i wieczną podwyżkę. Wskaźniki makroekonomiczne? Dług publiczny? To problemy innych ludzi. „Onych" – czyli polityków. Polityka jest brudna, niefajna i be. Konsumpcja jest lepsza.
Jest przewrażliwiony na punkcie pozorów. Niesłychanie martwi go, „co ludzie powiedzą", przy czym chodzi zarówno o opinię sąsiada, który może z pogardą ocenić niewystarczająco dobry samochód, telewizyjnego celebryty, który może w telewizji wykpić gust, salonowego publicysty, który wytknie niewłaściwe poglądy, jak i zagranicznej gazety, która nie daj Boże skrytykuje za coś Polskę „i znów trzeba będzie się wstydzić". Za innych „onych" – pozostałych Polaków. Tylko z nimi kłopot.