Gdyby 13 maja 1981 r. kula nie meandrowała, nie ominęła najważniejszych narządów Jana Pawła II, gdyby karetka trafiła na potężny korek (nie tak znowu zaskakujący w Rzymie), gdyby nie udało się przezwyciężyć późniejszego zakażenia – świat wyglądałby inaczej. I to z wielu powodów.
Przede wszystkim politycy – wszyscy – zobaczyliby, że nie ma takiej zbrodni, także symbolicznej, do której nie są w stanie posunąć się komuniści. Terror i mordy polityczne były wówczas bronią, ale nie ma co ukrywać, że takie zabójstwo mogłoby znacząco wzmocnić tych zachodnich polityków i tych ludzi Kościoła (a była ich wówczas większość), którzy chcieli raczej dogadywać się z komunistami, nawet ze szkodą dla państw pozostających w strefie sowieckiej. Lęk jest ważną bronią. Nikt też nie wie, kto mógłby zostać kolejnym papieżem, ale jest wysoce prawdopodobne, że mógłby nim być ktoś ze szkoły dyplomacji Pawła VI czy Jana XXIII, a zatem uległy sugestiom sowieckim i skłonny do wiary w ich obietnice. To właśnie ta szkoła myślenia była silniejsza wśród zachodnich hierarchów, a Jan Paweł II (tak jak Ronald Reagan) nie cieszył się specjalnym poparciem wśród swoich, gdy zmienił radykalnie watykańską Ostpolitik. I wreszcie „sukces", jakim byłoby zabicie papieża, zwiększyłby znaczenie Związku Sowieckiego i podciął skrzydła ruchowi opozycyjnemu, nie tylko w Polsce.
Tyle historii niebyłej, a teraz przejdźmy do tego, co się wydarzyło. Zamach na papieża, a przede wszystkim to, że ostatecznie na skutek Boskiej interwencji – w co jako katolik wierzę – się nie udał, to symbolicznie i realnie początek końca komunizmu. I to na wielu różnych poziomach interpretacji. Duchowo rzecz ujmując, to właśnie zamach sprawił, że Jan Paweł II zdecydował się sięgnąć do objawień fatimskich, zapoznać z nimi, a później wypełnić prośby Matki Bożej. Jeśli szukać źródeł duchowych otaczającego nas świata, to właśnie stało się ostatecznym powodem upadku komunizmu. Ale to niejedyny duchowy element przesłania, jakie niesie ze sobą historia zamachu. Wydarzenia z maja 1981 r. uświadamiają też, że historią, rzeczywistością ostatecznie nie rządzą tylko ślepa siła, nienawiść, przemoc, i to nawet imperialna, ale Boża Opatrzność. Po ludzku patrząc, Jan Paweł II nie miał prawa przeżyć, a jednak przeżył. Ten zamach nie mógł się nie udać, a jednak się nie udał. To przypomina wszystkim wierzącym, że to Bóg jest Panem historii.
Znaczenie symboliczne tego, co się wówczas wydarzyło, także jest istotne. Gdy – wiele lat, zanim doszło do zamachu – Józef Stalin zadawał lekceważące pytanie, ile dywizji pancernych ma papież, mogło się wielu wydawać, że w polityce globalnej liczy się tylko siła. Jan Paweł II (nie on jeden i nawet nie pierwszy) pokazał jednak, że siła ducha jest również istotnym elementem w starciu mocarstw. Gdyby było inaczej, naprawdę nie byłoby żadnego powodu, żeby Jan Paweł II miał zginąć. To, że zdecydowano się na zorganizowanie zamachu na jego życie, uświadamia, jak potężnym zagrożeniem był dla imperium sowieckiego ten charyzmatyczny Polak i papież. Siła ducha okazała się silniejsza od siły oręża.
O tym wszystkim warto 40 lat później pamiętać. Siła ducha nadal ma bowiem w świecie znaczenie, Opatrzność Boża nadal nad wszystkim czuwa, a przekonanie, że jakieś siły doczesne są wieczne, też zostało sfalsyfikowane przez upadek komunizmu. 13 maja 1981 r. – choć był wydarzeniem tragicznym – nadal może być dla nas źródłem nadziei.