W 2005 roku niemiecki koncern wydawniczy Bertelsmann w porozumieniu z kilkoma innymi przedsiębiorcami (m.in. Axel Springer, „Der Spiegel", RTL Deutschland) zorganizował zrzutkę na sumę 36 milionów dolarów na sfinansowanie piarowej kampanii promującej niemiecką dumę. Kampanię pod hasłem „Du bist Deutschland" („Niemcy to ty") rozpoczęła w telewizji olimpijska medalistka Katarina Witt. Parominutowe spoty pokazujące celebrytów, którymi Niemcy mogą się pochwalić, zaczęły pojawiać się na dziesięciu głównych kanałach telewizyjnych. Celebryci mówili: „Motylek może być przyczyną tajfunu. Oddech może spowodować burzę. Twoje czyny też mogą przynieść wielkie rezultaty". Jak również: „Nie pytaj, co inny dla ciebie może zrobić – ty jesteś tym innym".
Obecnie kampania ta przekształciła się w promocję dzietności, ale z początku miała na celu wzmocnienie niemieckiego poczucia własnej godności. Niemcy były wtedy w dołku ekonomicznym, bezrobocie sięgało 10 procent i w kraju królował pesymizm. Kampanię tę można uznać za początek tego świetnego odbicia się i optymizmu, którą obecnie widać w Niemczech. Niemcy są pewni siebie, dumni ze swoich osiągnięć, nonszalanccy w stosunku do zbrodni przeszłości i gotowi do pouczania innych.
Mogłoby się wydawać, że Amerykanie pozbawieni są nacjonalistycznej dumy, bo dokumenty założycielskie Stanów Zjednoczonych oparte są na poczuciu obywatelstwa raczej niż narodowości. Jest to pogląd z gruntu fałszywy. Mimo nieustannego odwoływania się do „garnka, w którym wszystko się topi i miesza" (melting pot), Ameryka jest krajem, którego narodowość (o bezsprzecznie brytyjskim podkładzie) jest eksponowana na niezliczone sposoby, od języka po kulturowy protestantyzm. Trudno znaleźć Amerykanina chełpiącego się swoim meksykańskim czy włoskim pochodzeniem i twierdzącego, że wprowadza w amerykańskie życie tradycje polityczne Meksyku lub katolickie zwyczaje Włoch. Badania opinii publicznej pokazują, że 79 procent Amerykanów uważa, że „dobrze jest, że amerykańskie zwyczaje i poglądy" rozprzestrzeniają się w świecie. W dniu święta narodowego 4 lipca nie tylko w Waszyngtonie, ale i w każdym zapyziałym miasteczku Stanów odbywają się parady (w których uczestniczą cztery rodzaje sił zbrojnych), będące wyrazem narodowej dumy. Ślubowanie wierności państwu amerykańskiemu (Pledge of Allegiance) ma miejsce przed każdą sesją Kongresu Stanów Zjednoczonych, jak również w szkołach, na różnych zebraniach i przy wielu innych okazjach („Ślubuję wierność fladze amerykańskiej i państwu, które ona symbolizuje. Jeden naród niepodzielny, ofiarujący wolność i sprawiedliwość wszystkim, a nad nim Bóg"). Trochę to brzmi jak „jedinaja i niedielimaja", ale Amerykanów takie podobieństwa nie niepokoją. Trzeba podkreślić, że w szkołach państwowych można się od takiej recytacji wykręcić, jeżeli rodzice sobie tego nie życzą.
Amerykanizm i niemieckość są systematycznie promowane przez rządy i elity obu krajów. Stowarzyszenia, publikacje, instytucje piarowskie wewnątrz i na zewnątrz kraju, stypendia dla cudzoziemców interesujących się pozytywnymi aspektami historii Niemiec i USA są na porządku dziennym. Instytuty Goethego oraz Niemieckie Instytuty Historyczne propagują raczej wizerunek Niemiec jako kraju dobrotliwego, tolerancyjnego i płodzącego wyjątkowo wysoką liczbę geniuszów niż echa poczynań Niemców w Polsce w 1939 roku czy nietolerancję religijną za rządów kanclerza Bismarcka.
Instytuty te nie tracą czasu na koncerty czy wystawy (ze względu na nikły wpływ takich imprez na opinię publiczną), zamiast tego zajmują się działalnością intelektualną korzystną dla Niemiec, tzn. ukazującą niemiecką wielkość. Mówienie zaś o wszechobecnym amerykańskim piarze byłoby powtarzaniem rzeczy oczywistych: agencja rządowa USAID prowadzi w tej dziedzinie szeroko zakrojoną działalność charytatywno-propagandową, a kibicują jej liczne organizacje pozarządowe. Należy pamiętać, że narody pierwszego świata bardzo słabo protestowały przeciwko amerykańskiej inwazji Iraku, której nie można bylo nijak usprawiedliwić pogonią za Al-Kaidą, bo jej wtedy w Iraku nie było. Pomimo wielu potknięć w ostatnich latach Ameryka w znacznej mierze dyktuje światu swoje poglądy. Na jej korzyść należy powiedzieć, że alternatywy amerykańskiej dominacji są bardzo nieatrakcyjne.
Promuj kraj!
W porównaniu z tymi potężnymi i agresywnymi nacjonalizmami oficjalna polska tożsamość czasów postkomunizmu wydaje się rachityczna, nieśmiała i zalękniona. Panicznie boi się szyderstwa i potulnie zgadza się na nieskuteczność. Jest wyrazem postawy „przepraszam, że żyję" raczej niż zapewnieniem, że istnieję i posiadam swoje własne interesy. Za pośrednictwem części polskich elit skwapliwie potwierdza oskarżenia o ksenofobię i brak tolerancji, które wysyła jej zagranica. Broni pomników swoich wrogów.