Na początku też tak zakładałem. Myślałem, że ludzie stojący za tą rewolucją są takimi stereotypowymi nafciarzami czy kowbojami z Houston czy z Dallas, goniącymi za zyskiem bez względu na koszty dla środowiska. Okazało się, że wcale tak nie jest. Jestem przekonany, że wystarczyłaby dobra wola ze strony obrońców środowiska, a kompromis byłby naprawdę możliwy.
Na jak długo starczy tego gazu?
Prezydent Obama mówił ostatnio, że czeka nas 100 lat wydobycia. Moim zdaniem to nie będzie tak długo trwało. Szyby łupkowe są znane z tego, że po okresie wydajności wydobycie może nagle spaść. Z drugiej strony, fachowcy od odwiertów zapewniali mnie w rozmowach, że ciągle pracują nad udoskonale-niem metody wydobywania gazu i nie wykluczają odkrycia kolejnych warstw złóż. Pesymiści wieszczący szybki koniec tego gazowego boomu nie mają więc z pewnością racji.
Czy ktoś może jeszcze tę rozpędzoną rewolucję zatrzymać? Ekolodzy?
Obie strony sporu: zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy szczelinowania, przesadzają. Oczywiście może się zawsze ukazać jakiś raport, z którego będzie wynikać, że gaz łupkowy jednak bardzo szkodzi środowisku, jednak moim zdaniem bardziej prawdopodobny jest inny scenariusz. Obie strony sporu pójdą na kompromis. Producenci gazu będą lepiej monitorować wydobycie i dbać o środowisko, a ekolodzy zaczną z nimi współpracować. W tym samym czasie zacznie się wydobycie gazu łupkowego w innych krajach – według analityków do 2035 roku globalna produkcja gazu może dzięki temu wzrosnąć o 50 proc. – spadną ceny energii dla nas wszystkich i ani OPEC, ani Gazprom nie będą mogły nic z tym zrobić.
Amerykańskie media piszą jednak często o tajemniczych trzęsieniach ziemi w okolicach odwiertów, a tych ostatnich są w Stanach tysiące.
To są raczej wstrząsy, nie trzęsienia ziemi, których nie powoduje szczelinowanie, ale już sama eksploatacja. Przy czym specjaliści są zdania, że mogą je przewidywać i monitorować.
A nie zdarza się, że chemikalia dodawane do wody pompowanej w odwiert przeciekają do wód gruntowych?
Naukowcy są zdania, że złoża gazu łupkowego znajdują się w Ameryce tak głęboko, często poniżej 1 km, że nie mogą zagrażać zasobom wody. Trzeba oczywiście monitorować przemysł wydobywczy, bo zdarzają się błędy popełniane przez firmy wydobywcze, spowodowane niedbalstwem. Problemem są np. przecieki metanu, który dostaje się do atmosfery, a jeśli chcemy przeciwdziałać globalnemu ociepleniu, trzeba jakoś temu zaradzić. Ale z drugiej strony, metan dostaje się przecież do środowiska w sposób naturalny. W Stanach istnieją naturalne źródła, które znajdują się blisko złóż metanu. Wystarczy zbliżyć do nich zapałkę i wybucha płomień.
Przypomina mi się od razu scena z filmu „Gasland", pokazywanego także w Polsce, w której kran do wody, po odkręceniu, wybucha ogniem. To już propaganda?
Większość Amerykanów uważa, że szczelinowanie zatruwa środowisko. Już sam dźwięk słowa „fracking" źle się u nas kojarzy. Takie odczucia nie są oczywiście oparte na jakiejś głębszej wiedzy. Przeciętny Amerykanin zapożycza je raczej z filmów, choćby z tego, o którym pani wspomniała. W kampanię potępiającą szczelinowanie włączają się zresztą gwiazdy, np. Rolling Stonesi napisali piosenkę „Gloom and Doom" („Ciemność i zatracenie") ostrzegającą przed wierceniami.
Z kolei same firmy wydobywcze nie poradziły sobie chyba z zadaniem wyjaśnienia opinii publicznej, o co chodzi w tym całym szczelinowaniu. Zresztą, niektórzy potentaci gazowi sami są zwolennikami energii odnawialnej. Inna sprawa, że Amerykanie po prostu nie lubią wielkich korporacji, nieważne, czy producentów energii atomowej, czy wiatrowej, czy gazowej.
Nie można więc wykluczyć masowych protestów i zablokowania wydobycia?
Wszyscy ogrzewamy domy i jeździmy samochodami napędzanymi paliwem, dlatego choć sarkamy na szczelinowanie, w sumie jesteśmy bardzo zadowoleni, że dzięki łupkom cena gazu spadła o połowę. Ludzie są też zadowoleni, że dzięki zdobytej właśnie niezależności energetycznej Ameryki ich pieniądze w postaci podatków nie płyną do krajów, które na przykład sponsorują terroryzm i nie są nam specjalnie przyjazne.
Ameryka jest obecnie dzięki łupkom największym producentem gazu naturalnego. Jakie będą tego międzynarodowe konsekwencje?
Jest wciąż zbyt wcześnie, aby w pełni ocenić skutki łupkowego boomu, ale moim zdaniem najważniejsze będzie stopniowe osłabienie naszego zainteresowania Bliskim Wschodem. Równocześnie coraz więcej będzie dla Stanów znaczyć Azja. Dlatego właśnie Ameryka zignorowała naciski Arabii Saudyjskiej, która domagała się od nas zaangażowania militarnego w Syrii. Takich przykładów bagatelizowania producentów ropy – dotychczasowych sojuszników – będzie coraz więcej.
Gregory Zuckerman jest reporterem amerykańskiego dziennika „Wall Street Journal" i autorem bestselleru „The Greatest Trade Ever" („Transakcja życia") o ludziach, którzy zbili majątek na załamaniu rynków finansowych w 2008 roku. Jest laureatem dziennikarskich nagród: Gerald Loeb Award i New York Press Club Journalism Award. W listopadzie ub.r., nakładem wydawnictwa Portfolio/Penguin, ukazała się jego najnowsza książka, „The Frackers", opisująca łupkową rewolucję energetyczną w USA