Raj pełen wilków

Obrazki z Padwy... Brutalne łamanie kołem, wrząca kąpiel czy oddanie św. Katarzyny do burdelu na tle filigranowej architektury subtelnego gotyku. Marmurowe kolumienki i arkadki, złotawe balkoniki i portyki w różowiutkich pałacach. Torturowani i torturujący, święci i oprawcy czynią zło i dobro dziś, tu i teraz, to znaczy w Roku Pańskim 1384.

Aktualizacja: 25.04.2014 23:41 Publikacja: 25.04.2014 23:40

Wilcze stado, czyli dziewięciu synów i wnuków rodu Lupa. Każdy z patronem

Wilcze stado, czyli dziewięciu synów i wnuków rodu Lupa. Każdy z patronem

Foto: bridgeman art library

Red

Pierwszy raz byłem w Padwie z grupą studentów podróżujących „śladami Herberta po Italii". Kiedy weszliśmy do baptysterium, Marika stanęła na schodkach marmurowej chrzcielnicy i czytała przygotowany referacik. Potem jeszcze Agata uzupełniała o coś tam. Tłoczyliśmy się w półmroku, zadzierając głowy. Wykorzystaliśmy zamieszanie i robiliśmy z Iwoną zdjęcia, uważając na czujną bileterkę. Hałas wycieczki tłumił stukot migawki.

Raj jak żywy

Kopuła aż przysiadała od ciężaru Chrystusa otoczonego nieprzebranym tłumem zbawionych. Policzyłem potem na zdjęciu: trzy szeregi koliście otaczające Zbawcę, a w każdym 40 świętych. Razem z Matką Boską w niebieskim płaszczu i setką aniołów kopuła musi unieść jakieś 220 osób. Raj otacza pas historii Stworzenia oraz dzieje naszych praojców.

Ciekawe jest stworzenie Ziemi, bo globus pochodzi z roku 1376. Aż dziw bierze, jak dokładnie poznano wschodnią półkulę. Europa – to jasne – znana od wieków. Wyspy Morza Śródziemnego może niezbyt foremne i o zachwianych proporcjach, ale są wszystkie, jak trzeba. Wygląda na to, że na ich wielkość wpływa nieco zamożność i znaczenie, stąd Cypr i Baleary wyraźnie za duże. Ale wszystkie góry są na miejscu, łącznie z dalekimi Karpatami. I tylko Skandynawia (jak cała północ) istnieje w bardzo mglistej postaci, co nie dziwi, bo to lądy wśród mgieł – dlatego półwysep zmalał do jakiejś wyspy. Czy zresztą Goci nie przyszli z wyspy zwanej Gotlandią?

Azja całkiem całkiem, z Półwyspem Indyjskim zlewającym się z nieokreśloną resztą Dalekiego Wschodu naprawdę imponuje szczegółem. Wiedziano, że są tam jakieś niespotykanie wielkie rzeki i góry, które pewnie zachwalał Marco Polo, ale ostrożność nakazywała brać poprawkę na fantazyjność opisów. Na północy nie wiadomo, co się z Azją dzieje, ale po pierwsze, zniekształca ją konieczność zaokrąglenia obrazu globu (tak bywa i dzisiaj), a po drugie, naprawdę poznano te tereny nieco więcej niż sto lat temu. Południe za to dość przejrzyste, bo Zatoka Perska wyraźnie wcina się w głąb lądu. Co do dwóch wysp, to zapewne Madagaskar i Cejlon, choć ten ostatni jest tak wielki i tak daleko na południowym wschodzie, że bardziej łatwowierni mogliby uznać, że w XIV wieku odkryto Australię.

Afryka – najmniej rozpoznana, jakby pół czegoś. Północ kontynentu dokładna, spenetrowana jeszcze przez Rzymian, z wyraziście namalowanym Nilem, ale reszta obcięta gdzieś na poziomie równika. Malarz pozbawił kontynent całego południa – dowód, że Portugalczycy jeszcze nie dopłynęli do Przylądka Dobrej Nadziei, aby odkryć morską drogę do Indii. Indii Zachodnich jeszcze nie ma, bo Kolumb się jeszcze nie narodził. No i jeszcze jedno: XIV-wieczny kartograf nie wie jeszcze, że jego następcy ustalą, iż północ jest zawsze na górze mapy. Na razie górą jest wschód. Trochę to dziwne, ale przynajmniej nie trzeba stawać na rękach – arabskie mapy są namalowane do góry nogami, z południem u szczytu.

Narodziny Ewy, wygnanie z raju, pierwsze morderstwo i inne epizody z Księgi Rodzaju Menabuoi maluje według sprawdzonych schematów. Solidnie, ale bez siły wyrazu „Wygnania z raju" Masaccia. Podobnie walka Jakuba z Aniołem – sztywna i bez zawzięcia – raczej ceremonialne macanie. Najciekawsze są takie obrazy, które przy okazji malowania scen biblijnych ukazują średniowieczną społeczność. Więc dzięki Wieży Babel wiadomo, jak budowano w XIV wieku – widać obróbkę kamienia, kołowrotki, rusztowania, nadzorcę ze złotą buławą swego urzędu, a nawet spadającego z muru robotnika. Wypadki się zdarzały. Trudno. Wielkie plany wymagają ofiar.

Dziwna pantera

Boczne ściany, niemal pozbawione okien, tworzą ogromne płaszczyzny do zamalowania. Na każdej można umieścić po dziewięć scen z życia Marii, Jana Ewangelisty lub Jezusa. Menabuoi nie odkrywa Ameryki, choć jego barwy są lśniące, a szaty namalowane miękko, o wiele bardziej malarsko niż na twardym rysunku Giotta z kaplicy Scrovegnich, młodszym o lat 80. Rozwiązania kompozycyjne są znane z innych fresków, dynamika akcji słaba. W statycznym tłumie morderców dzieci z Betlejem jednak ­– mimo sztuczności gestów siepaczy, zwyczajowej piramidki główek w środku obrazu i standardowej wrzawy matek – pojawia się prawdziwa rozpacz. Po prawej stronie obrazu artysta umieścił kobietę siedzącą z martwym dzieckiem na kolanach. Jej milczenie i bezruch są bardziej wymowne niż wszystkie gesty rozpaczy, wrzask żołnierzy, płacz kobiet i niemowląt. Tak musiała wyglądać Hekuba z maleńkim synem Hektora, zanim litościwi bogowie zamienili ją w sukę. Chciałoby się zapytać jak Hamlet:

Cóż mu Hekuba

lub czym on jest dla niej,

Że miałby nad nią szlochać?

Menabuoi może nie jest malarzem wybitnym, ale współczującym, i płacze nie tylko w rzezi niewiniątek. Ból sługi arcykapłana, któremu św. Piotr obrzyna ucho w Ogrodzie Oliwnym, oddany jest znakomicie, przez co objawia się jako indywiduum na tle chmury hełmów i lanc knechtów przyprowadzonych przez Judasza. Indywidualność malarza wyraża się w jakichś drobiazgach, jak kose spojrzenie Jezusa w czasie przesłuchania u Annasza, kiedy to zwracał się do bijącego go oszczercy z pytaniem:

Jeśli niewłaściwie mówiłem,

Udowodnij mi tę niewłaściwość,

Ale skoro mówiłem słusznie,

Dlaczego mnie bijesz?

Scena ta zapisana jest tylko u św. Jana (J 18;19–24, w przekładzie Romana Brandstaettera). W historii męki Jezusa jest ona potraktowana specjalnie.

Najwięcej uwagi Menabuoi poświęca Apokalipsie. Ta historia wyraźnie artystę pasjonuje. Malarz czuje, jak niesie go temat. W małym prezbiterium skrywającym ołtarz (także jego pędzla – widać, że temperą również umie się posłużyć) widzimy nie tylko Czterech Jeźdźców Apokalipsy (w drewnianych siodłach – zauważam ten szczegół, bo interesuje mnie uzbrojenie), ostatnią bitwę Michała Archanioła ze smokiem i zbuntowanym hufcem upadłych aniołów, ale także upadek bestii przygniecionej kamieniem młyńskim. Oto na skutek potężnego wezwania archaniołów ludzie powstają z martwych, burzą się morza i nieba, wynurzają się z głębi wód różnorodne bestie, a nawet spadają przewidziane gwiazdy. Szkoda, że to wszystko trochę zbyt „dostojne" – czytaj: statyczne.

Najwspanialszy jest psiogłowy smok pragnący pożreć Dziecię. Jest to pantera, której szyja rozwidla się na siedem wężowych części. Ciekawe, że nad smoczymi głowami zawisły białe infuły. Trzy z nich rozszczepiają się nawet na dwie, co razem daje dziesięć biskupich nakryć głowy. Dlaczego? I kto na to pozwolił? Nie wiem. W tej części kaplicy jest inaczej, obrazy są bardziej surowe i jakby niedopieszczone pędzlem. Czy to kwestia renowacji czy zamysł malarza? Trudno powiedzieć.

Wiem, że Giusto musiał pracować pod silną presją. Nie chodzi o księżnę Finę Buzzaccarini, żonę Francesca Starego z Carrary, pana Padwy i okolic, która postanowiła, że stare baptysterium z XI wieku stanie się miejscem ostatniego spoczynku jej i męża (pomysł nienowy, przeciwnie – kontynuacja szacownej tradycji Galli Placydii). W 1376 roku zwykły kwadratowy budynek otrzymał okrągły tamburyn i kopułę, aby mógł pomieścić wizję raju, na jaki niewątpliwie zasłużyła para chrześcijańskich władców. Zamówienie było prestiżowe, a praca ogromna i zajęła dwa lata całemu warsztatowi artysty, ale prawdziwym ciężarem dla malarza były dzieła wielkich poprzedników, jak Giotto. Jak można malować przy takiej konkurencji? Kurczy się nie tylko serce, ale także pędzel. I co z tego, że Giotto już nie żył, skoro niedaleko każdy mógł wejść do kaplicy Scrovegnich? A Altichiero był rówieśnikiem pracującym tuż obok i w okolicy.

Tak na marginesie, aby wśród zapachów sztuki nie zabrakło smrodu historii. Wenecjanie włączyli Padwę do swego małego imperium w XV wieku. Postanowili wymazać z pamięci istnienie jakichś samodzielnych władców miasta, więc wyrzucili grobowce z przykatedralnej chrzcielnicy, a nawet usunęli herby panów z Carrary. Prawdopodobnie usunęli także ciało artysty i jego żony, bo malarz doczekał się uznania za życia oraz łaski pochowania w stworzonym przez siebie raju.

Samotność i pamięć

Altichiero da Zevio jest raczej niedocenionym artystą, co denerwowało Herberta. Ja sam pewnie bym nie zwrócił na niego uwagi bez interwencji poety. Pierwszy raz odnalazłem to nazwisko w wierszu „Rovigo" i sprawdziłem, co to za jeden. A potem przeczytałem niewielki tekścik z 1990 roku, kiedy to Paweł Kądziela zebrał teksty rozproszone w tomie „Węzeł gordyjski". Tam właśnie Herbert się piekli: „Cała sprawa ociera się o skandal. Z wyjątkiem nielicznych specjalistów imię Altichiera jest właściwie nieznane i trudno naprawdę powiedzieć, gdzie leży źródło tego zaniedbania".

Wydaje się, że odpowiedź jest dość oczywista. Powodem nieuwagi zwykłych turystów jest idiotyzm przewodników (polecam ku rozrywce polskojęzyczne wydanie „Padwa. Historia. Sztuka. Kultura" wydawnictwa Medoacus – zarówno autor, jak i tłumacz słusznie ukryli swe nazwiska). Co do zawziętych miłośników sztuki, to pomijanie ciekawych twórców wynika z nadmiaru wrażeń we Włoszech. Bóg pokarał włoskich artystów klęską urodzaju. Italia jest miejscem podobnym do karuzeli, która powoduje zawrót głowy od nadmiaru arcydzieł. Przecież zwykły turysta, który może sobie pozwolić nawet na dwa albo trzy tygodnie pobytu rocznie, nie jest w stanie w ciągu całego życia zobaczyć wszystkiego, co warto byłoby poznać (mam na myśli brak czasu, nie gotówki, bo to inna sprawa). A poza tym, ile wytrzymują oczy i wrażliwość? Zazdroszczę Byronowi, że stać go było na cudowne nicnierobienie. Rzymianie uważali, że acedia (czas wolny od obowiązków obywatelskich) zbliża do boskości. Dwa tygodnie w Padwie? O cóż więcej można się modlić? Tylko o następne tygodnie w innym włoskim mieście.

„Ukrzyżowanie" Altichiera z bocznej kaplicy bazyliki św. Jakuba zachwyciło Herberta, ponieważ poeta był czuły na odmalowaną obojętność tłumu zajętego swymi sprawami. Cierpienie jest bezpańskie, wiedział o tym. Chrystus wisi wysoko, samotny, mimo tłumu pod krzyżem i fruwających aniołów nad głową.

A Nazarejczyk

został sam

bez alternatywy

ze stromą

ścieżką

krwi

– pisze Herbert w „Domysłach na temat Barabasza". Przegrani umierają w opuszczeniu. Zawsze. Zwycięzcy gardzą naszym bólem. Wścieka ich nasz smutek. Chcieliby zabronić. Wymazać z pamięci.

A przecież nasz żal nie ma nikogo prócz nas. Ci, którzy zginęli, na kogo mogą liczyć? Gdy my ich zapomnimy, będą bardziej samotni niż palec porzucony w błocie. Zgaszeni jak wapno, w ciemnej trwodze nicości, leżą w „mrokach wiekuistych". Trzeba ich zatrzymać w sercu, na dnie oka, by nie umarli cali, by oparli się śmierci jeszcze przez chwilę. Nasze zwycięstwo i tak nie potrwa długo. Nas też czeka samotność i strach końca. Niedługo. Już wkrótce wszyscy zapomną. Chyba że pozostaną jakieś guziki, jak z wiersza Herberta:

są aby świadczyć Bóg policzy

i ulituje się nad nimi

lecz jak zmartwychwstać mają ciałem

kiedy są lepką cząstką ziemi

przeleciał ptak przepływa obłok

upada liść kiełkuje ślaz

i cisza jest na wysokościach

i dymi mgłą smoleński las.

Herbert był zbyt wyczulony na niesprawiedliwość historii i szyderstwa zwycięzców, by nie docenić intencji Altichiera w „Ukrzyżowaniu". Ten fresk bardzo pasuje do pasyjnego cyklu poety – kilku wierszy nawiązujących do męki i śmierci Jezusa.

Kaplica św. Jerzego przylega do bazyliki. Jeszcze jedna ceglana szopa pełna skarbów: freski Altichiera. Namalowane na zlecenie rodu Lupów (czyli Wilków) przedstawiają całe wilcze stado i ich świętych opiekunów. Dziewięciu synów i wnuków! A każdy zakuty w stal klęczy nabożnie ze złożonymi rękami, składając lenny hołd Królowej Nieba. Kiedy wstaną, pójdą pobożnie żąć jak żniwiarze. To jest to! Któż inny mógłby patronować tej chrześcijańskiej gromadce, jak nie święty Jerzy w srebrzystej zbroi? Jego dzieje przedstawione są poniżej z mniej znanymi epizodami, jak nieskuteczne otrucie, rozwalenie pogańskiej świątyni, łamanie kołem oraz ostateczne wyeliminowanie rycerza przez ścięcie.

Lewa ściana przedstawia sześć scen z „Legendy o św. Jerzym" Jakuba de Voragine, czyli idealnego rycerza, patrona tej warstwy, ale także płatnerzy, pasterzy koni, bezpłodnych kobiet i szpitali, a kilkaset lat później również skautów. Ten Herkules w wersji chrześcijańskiej najpierw zabija smoka, po czym chrzci króla i całe miasto Silene, któremu bestia zagrażała. Torturowany przez cesarskiego namiestnika Dacjana za wyznawanie wiary dzielnie znosi tortury, bezboleśnie pije truciznę podaną mu przez czarnoksiężnika Anastazego, a następnie zostaje uratowany przez aniołów podczas łamania kołem. Zwodzi pysznego Dacjana obietnicą złożenia ofiary pogańskim bożkom, a uwolniony – w obecności pogan – wali w gruzy świątynię Apolla.

Na koniec ginie ścięty, co nieco dziwi, zważywszy, że dotychczas cało wychodził z wszelkich opałów niczym pan Zagłoba. Ale męczeństwu przecież nie godzi się zapobiegać, lecz go wyczekiwać. Tak zginął legendarny trybun wojskowy rodem z Kapadocji za czasów cesarzy Dioklecjana i Maksymiana, a działo się to roku Pańskiego 287. Ostatnio widziano go na murach obleganej przez krzyżowców Jerozolimy: „Zagrzani tym zdobyli miasto i wycięli w pień Saracenów" – pisze pobożny hagiograf.

Wróćmy jednak do Lupów. Nie można tak lakonicznie potraktować rycerskiej familii, więc opowiem w szczegółach. Nie tylko dlatego, że zafundowała nam tak zwaną ucztę dla oczu, ale też dlatego, że sposób jej przedstawienia przez artystę otwiera nam bramę do średniowiecznej duszy. Niewiele nas z nimi łączy, to prawda, ale nie możemy się wyprzeć wyobrażeń przodków. Scena przedstawia prezentację Rolandina oraz jego matki Matyldy przed obliczem Madonny z Dzieciątkiem. Najświętsza Panna siedzi na tronie, bo jakżeby inaczej! Boże Dziecię wcale się nie boi, choć oręż groźnie błyska. Jezus się uśmiecha i wyciąga rączkę, jakby chciał pogłaskać zsunięty na kark Rolandina herb – wielki pokrowiec na hełm w kształcie strasznego wilka. Wielcy feudałowie nie są sami. Prezentacji głowy rodu dokonuje osobiście św. Jerzy, a protektorką Matyldy jest św. Katarzyna Aleksandryjska, której dzieje opowiedziano na przeciwległej ścianie.

Za nimi reszta Wilków: pięciu synów Matyldy oraz trzech wnuków, a każdy ze świętym patronem przy boku. Klęczą w pełnym uzbrojeniu, identyczni, jakby od tego samego płatnerza. Stalowy hełm, wilcza kita, pancerz, złota narzutka i ozdobny pas z widoczną mizerykordią, bo przecież powalonego wroga trzeba miłościwie dobić (to nie ironia – średniowieczna chirurgia nie poradzi sobie z ranami zadanymi przez tych osiłków, więc skrócenie cierpień należy do chrześcijańskich uczynków). Za każdym z feudałów obstaje jakiś niebieski senior: Jakub, Łucja, Teodor, Agnieszka, Demetriusz z Tesaloniki, Urszula i Maurycy, a także św. Liberale, którego włoskiego imienia nie umiem rozszyfrować, ale żywię głębokie przekonanie, że narzucające się samo tłumaczenie jest całkowicie błędne. Opisana scena wyjaśnia, dlaczego Herbert napisał o ulubionym malarzu: „Giotto wywodzi się cały z ducha franciszkańskiego, nie tylko dlatego, że jest ilustratorem jego legendy, ale i istoty – z ducha nieco słodkiego, kobiecego Poveretto. Altichieri przeciwnie – z ducha Dantego – jest surowy, rycerski, metafizyczny".

Święci weneccy

Groźne plemię Lupów otoczone jest równie strasznymi scenami tortur świętych męczenników. Brutalne łamanie kołem, wrząca kąpiel czy oddanie św. Katarzyny do burdelu (ówczesna wrażliwość chrześcijańska dopuszczała przedstawienie nagości niezłomnej kobiety) odbywa się na tle filigranowej architektury subtelnego gotyku. Marmurowe kolumienki i arkadki, rozety subtelnie wycięte w kamieniu, złotawe balkoniki i portyki w różowiutkich pałacach są żywcem skopiowane z budynków znad Canale Grande pobliskiej Wenecji. Torturowani i torturujący, święci i oprawcy czynią zło i dobro dziś, tu i teraz, to znaczy w roku Pańskim 1384, kiedy padewski notariusz potwierdził własnoręcznym podpisem kontrakt między fundatorem a artystą na wymalowanie mauzoleum.

To nie są alegoryczne obrazki ani historyczne malunki, tylko przedstawienie ludzi, rzeczy i dramatów współczesnych artyście, odbywających się w scenerii ulic Padwy i nieodległej Wenecji. Dlatego na pogrzebie św. Łucji pojawia się – mieszkający w pobliżu – Petrarka ze swym uczonym przyjacielem, a wcześniej, w scenie „Święta Łucja przed sądem", dwie postacie w czerni mają twarze ówczesnych panów Padwy – Francesca il Vecchia i Francesca Novella z Carrary. Portretów znaczniejszych mieszczan i szlachty pewnie jest więcej, choć czas zatarł ich znaczenie i pozycję w mieście, a nawet nazwiska – tak jak bez znaczenia jest dzisiaj, kto pozował do „Ołtarza" Wita Stwosza.

Stojąc naprzeciw (wtedy) współczesnej sztuki, zastanawiam się, jak dzisiejsza sztuka religijna powinna pokazywać nasze uwikłanie w dobro i zło. Czy moglibyśmy dzisiaj znieść w kaplicy „Ukrzyżowanie", na którym wśród prostackich gęb żołnierzy rozpoznawalibyśmy znajome twarze polityków? Krewnych? Siebie? Zwłaszcza w tych mniej szlachetnych rolach.

Pierwszy raz byłem w Padwie z grupą studentów podróżujących „śladami Herberta po Italii". Kiedy weszliśmy do baptysterium, Marika stanęła na schodkach marmurowej chrzcielnicy i czytała przygotowany referacik. Potem jeszcze Agata uzupełniała o coś tam. Tłoczyliśmy się w półmroku, zadzierając głowy. Wykorzystaliśmy zamieszanie i robiliśmy z Iwoną zdjęcia, uważając na czujną bileterkę. Hałas wycieczki tłumił stukot migawki.

Raj jak żywy

Kopuła aż przysiadała od ciężaru Chrystusa otoczonego nieprzebranym tłumem zbawionych. Policzyłem potem na zdjęciu: trzy szeregi koliście otaczające Zbawcę, a w każdym 40 świętych. Razem z Matką Boską w niebieskim płaszczu i setką aniołów kopuła musi unieść jakieś 220 osób. Raj otacza pas historii Stworzenia oraz dzieje naszych praojców.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy