Pierwszy raz byłem w Padwie z grupą studentów podróżujących „śladami Herberta po Italii". Kiedy weszliśmy do baptysterium, Marika stanęła na schodkach marmurowej chrzcielnicy i czytała przygotowany referacik. Potem jeszcze Agata uzupełniała o coś tam. Tłoczyliśmy się w półmroku, zadzierając głowy. Wykorzystaliśmy zamieszanie i robiliśmy z Iwoną zdjęcia, uważając na czujną bileterkę. Hałas wycieczki tłumił stukot migawki.
Raj jak żywy
Kopuła aż przysiadała od ciężaru Chrystusa otoczonego nieprzebranym tłumem zbawionych. Policzyłem potem na zdjęciu: trzy szeregi koliście otaczające Zbawcę, a w każdym 40 świętych. Razem z Matką Boską w niebieskim płaszczu i setką aniołów kopuła musi unieść jakieś 220 osób. Raj otacza pas historii Stworzenia oraz dzieje naszych praojców.
Ciekawe jest stworzenie Ziemi, bo globus pochodzi z roku 1376. Aż dziw bierze, jak dokładnie poznano wschodnią półkulę. Europa – to jasne – znana od wieków. Wyspy Morza Śródziemnego może niezbyt foremne i o zachwianych proporcjach, ale są wszystkie, jak trzeba. Wygląda na to, że na ich wielkość wpływa nieco zamożność i znaczenie, stąd Cypr i Baleary wyraźnie za duże. Ale wszystkie góry są na miejscu, łącznie z dalekimi Karpatami. I tylko Skandynawia (jak cała północ) istnieje w bardzo mglistej postaci, co nie dziwi, bo to lądy wśród mgieł – dlatego półwysep zmalał do jakiejś wyspy. Czy zresztą Goci nie przyszli z wyspy zwanej Gotlandią?
Azja całkiem całkiem, z Półwyspem Indyjskim zlewającym się z nieokreśloną resztą Dalekiego Wschodu naprawdę imponuje szczegółem. Wiedziano, że są tam jakieś niespotykanie wielkie rzeki i góry, które pewnie zachwalał Marco Polo, ale ostrożność nakazywała brać poprawkę na fantazyjność opisów. Na północy nie wiadomo, co się z Azją dzieje, ale po pierwsze, zniekształca ją konieczność zaokrąglenia obrazu globu (tak bywa i dzisiaj), a po drugie, naprawdę poznano te tereny nieco więcej niż sto lat temu. Południe za to dość przejrzyste, bo Zatoka Perska wyraźnie wcina się w głąb lądu. Co do dwóch wysp, to zapewne Madagaskar i Cejlon, choć ten ostatni jest tak wielki i tak daleko na południowym wschodzie, że bardziej łatwowierni mogliby uznać, że w XIV wieku odkryto Australię.
Afryka – najmniej rozpoznana, jakby pół czegoś. Północ kontynentu dokładna, spenetrowana jeszcze przez Rzymian, z wyraziście namalowanym Nilem, ale reszta obcięta gdzieś na poziomie równika. Malarz pozbawił kontynent całego południa – dowód, że Portugalczycy jeszcze nie dopłynęli do Przylądka Dobrej Nadziei, aby odkryć morską drogę do Indii. Indii Zachodnich jeszcze nie ma, bo Kolumb się jeszcze nie narodził. No i jeszcze jedno: XIV-wieczny kartograf nie wie jeszcze, że jego następcy ustalą, iż północ jest zawsze na górze mapy. Na razie górą jest wschód. Trochę to dziwne, ale przynajmniej nie trzeba stawać na rękach – arabskie mapy są namalowane do góry nogami, z południem u szczytu.
Narodziny Ewy, wygnanie z raju, pierwsze morderstwo i inne epizody z Księgi Rodzaju Menabuoi maluje według sprawdzonych schematów. Solidnie, ale bez siły wyrazu „Wygnania z raju" Masaccia. Podobnie walka Jakuba z Aniołem – sztywna i bez zawzięcia – raczej ceremonialne macanie. Najciekawsze są takie obrazy, które przy okazji malowania scen biblijnych ukazują średniowieczną społeczność. Więc dzięki Wieży Babel wiadomo, jak budowano w XIV wieku – widać obróbkę kamienia, kołowrotki, rusztowania, nadzorcę ze złotą buławą swego urzędu, a nawet spadającego z muru robotnika. Wypadki się zdarzały. Trudno. Wielkie plany wymagają ofiar.