Belweder. Debata historyków o powstaniu II Rzeczpospolitej

Debata historyków zaproszonych przez Kancelarię Prezydenta RP i IPN.

Publikacja: 07.04.2017 17:00

O polskiej drodze do niepodległości dyskutowali w Belwederze (od lewej) prof. Włodzimierz Suleja, pr

O polskiej drodze do niepodległości dyskutowali w Belwederze (od lewej) prof. Włodzimierz Suleja, prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska, prof. Marek Kornat, prof. Tomasz Schramm, prof. Andrzej Chwalba oraz prof. Jan Żaryn

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Gra o niepodległość odbywała się podczas I wojny światowej na wielu fortepianach. Niezależnie od ideologicznych różnic między poszczególnymi politykami ułożyła się ona jednak w jedną melodię.

Kiedy w 1914 roku rozpoczęła się Wielka Wojna, niewiele wskazywało na to, że może się ona zakończyć uzyskaniem przez Polskę niepodległości. Jednak konflikt, który w pamięci zachodniej Europy zapisał się jako ciąg beznadziejnej rzezi, doprowadził do wskrzeszenia polskiego państwa. Jak do tego doszło?

Prof. Tomasz Schramm: Nowe możliwości

Przed wybuchem I wojny światowej sprawa polska nie istniała. „W 1914 roku nikt Polski nie chciał" – powiedział zgodnie z prawdą Michał Sokolnicki. Polska nikomu nie była potrzebna. Tak więc sytuacja przed wybuchem wojny była beznadziejna. Wiązał się z tym również czas depresji po powstaniu styczniowym, kiedy nasze nadzieje się rozwiały.

Spektakularnym przykładem podjęcia gry o Polskę była podróż Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego do Japonii podczas wojny polsko-rosyjskiej. Mimo że obaj wychodzili ze zgoła odmiennych założeń, próbowali wybadać, czy – w związku z wojną – można zagrać polską kartą. Akcja Piłsudskiego nie przyniosła żadnego rezultatu; nie był on w stanie dostatecznie zainteresować japońskich interlokutorów. Dmowski nie musiał się wysilać, by pokrzyżować plany Piłsudskiego, które uznawał za niebezpieczne i sprzeczne z własnymi koncepcjami.

Sytuacja wokół sprawy polskiej zmieniła się na skutek aktu 5 listopada 1916 roku. Wprawdzie podmiotowość Warszawy była wtedy jeszcze skromna, ale aktywiści warszawscy nie byli niemieckimi marionetkami. Starali się być partnerami w rozgrywce z okupantem o sprawę polską – dużo słabszymi, ale jednak partnerami. Zarówno akt 5 listopada, jak i rewolucja lutowa w Rosji, upadek caratu, stworzyły nowe możliwości działania na rzecz sprawy polskiej.

Musimy sobie uprzytomnić, jaka była sytuacja wiosną 1918 roku. Gdy Stany Zjednoczone przystępowały do wojny w 1917 roku, nie były militarną potęgą. Jeszcze wiosną 1918 nie było wiadomo, jakie będzie rozstrzygnięcie tego konfliktu. Przypomnę nieopublikowany, zlekceważony memoriał Jana Kantego Steczkowskiego, premiera rządu powołanego przez Radę Regencyjną, skierowany do rządu niemieckiego; Steczkowski oferował w nim współpracę w zamian za uznanie niepodległości Polski. Ale latem 1918 roku warszawskie władze szukały kontaktu z Francuzami. Zrewidowały ocenę sytuacji i podjęły stosowną inicjatywę.

Prof. Małgorzata Gmurczyk-Wrońska: Piłsudski był pierwszy

Wielka akcja dyplomatyczna podczas I wojny światowej kojarzy nam się głównie z Romanem Dmowskim i – później – Ignacym Janem Paderewskim. Tymczasem – mówiąc prowokacyjnie – rozpoczął ją Józef Piłsudski, wysyłając jesienią 1914 r. swojego dyplomatę, Stanisława Patka, do Londynu i Paryża, z misją poinformowania polityków ententy, że Legiony walczą przeciwko Rosji, a nie przeciw Entencie.

Natomiast ośrodkiem, który jako pierwszy rozpoczął akcję „dyplomatyczną" zewnętrzną – tyle że nie dyplomatyczną sensu stricto, bowiem była to akcja o charakterze informacyjnym – był krakowski Naczelny Komitet Narodowy. Patek w rzeczywistości spotkał się z politykami francuskimi i brytyjskimi, przekazując informacje o Polsce, właśnie z ramienia NKN. Ale instrukcje otrzymał od Piłsudskiego.

Jednak momentem, w którym możemy mówić o prawdziwym wejściu na salony dyplomatyczne „sprawy polskiej", był przełom lat 1916 i 1917. Dziś, w dobie internetu, trudno nam jest sobie wyobrazić, jak polscy dyplomaci wtedy działali, jak czerpali informacje i je analizowali, jak podejmowali próby docierania do wpływowych polityków zachodnich.

Wiosną, a nawet jeszcze w styczniu 1917 roku, gdy prezydent Wilson wygłosił swoje słynne orędzie, w którym wprost mówił o konieczności stworzenia niepodległego państwa polskiego, Dmowski obawiał się, że wojna może się szybko zakończyć. Gdyby rzeczywiście do tego doszło, nie udałoby nam się nic osiągnąć. Natomiast, gdy Stany Zjednoczone w kwietniu 1917 roku przystąpiły do wojny, Dmowski nabrał przekonania, że wojna będzie kontynuowana. Wtedy rozpoczął politykę wielkich kroków – wzmocnienia nacisków na państwa zachodnie.

Chciałabym przywołać także nazwisko Stanisława Gutowskiego, który w maju 1918 roku przekazał dyrektorowi departamentu politycznego w Paryżu liczący 75 stron memoriał zawierający wnikliwą analizę sytuacji międzynarodowej, a także sugestię konieczności powstania niepodległego państwa polskiego. Nie mam wątpliwości, że memoriał został zlekceważony. Niemniej jednak istotny jest sam fakt, że pisano, zalewano stronę zachodnią takimi dokumentami. Krople drążyły skałę.

Prof. Marek Kornat: Realizm Dmowskiego

Zgadzam się z prof. Gmurczyk-Wrońską, że akcję dyplomatyczną rozpoczął Józef Piłsudski. Miał on określoną wizję rozwoju wydarzeń podczas I wojny światowej. Przewidział, że Niemcy przegrają na Zachodzie; że będą w stanie skutecznie walczyć z Imperium Rosyjskim, ale wojna nie zakończy się ich zwycięstwem.

Obóz Piłsudskiego podjął kroki, by zainteresować kwestią polską mocarstwa zachodnie. Niczego to jednak nie zmieniało. Sprawa polska była de facto wewnętrzną sprawą Rosji – taka była optyka zachodnich mocarstw. Wspomniany Patek we wrześniu 1914 roku odbył rozmowę z Clemenceau. Jej treść jest bardzo enigmatycznie podawana w literaturze; wydaje się, że Clemenceau po prostu nie mógł nic Patkowi obiecać.

Przypomnę opinię Tytusa Komarnickiego, dyplomaty i prawnika, który twierdził, że mimo całego antagonizmu i sporu o oblicze nowej Polski, jaki toczył się między obozami Dmowskiego i Piłsudskiego, strategie tych obozów się uzupełniały.

Określenie „dyplomacja" jest w moim przekonaniu używane na wyrost. W latach 1914–1917, do upadku caratu i Imperium Rosyjskiego, mieliśmy raczej do czynienia z quasi-dyplomacją polską, czymś w rodzaju akcji sondażowo-informacyjnej. Prowadzenie prawdziwej dyplomacji umożliwił nam dopiero przewrót w Rosji.

W lipcu 1917 roku powstała broszura autorstwa Dmowskiego, która była rozpowszechniana w Londynie. Wręczono ją lordowi Balfourowi. Czytając tę broszurę, można czuć podziw dla klarowności wizji przyszłej Europy. Dmowski napisał, że potęga Niemiec musi zostać zredukowana, Polska powinna uzyskać dostęp do morza. Twierdził również, że konieczne jest powstanie Czechosłowacji jako komponentu nowego ładu terytorialnego. Dmowski pisał też o potrzebie rozbicia Austro-Węgier, powiększenia obszaru Rumunii, a także o tym, że na południowej flance międzymorza niezbędne jest istnienie państwa jugosłowiańskiego. To wszystko się spełniło.

Można by postawić pytanie, czy można było prowadzić akcję dyplomatyczną jeszcze zręczniej? Dmowski używał języka, który nie zawsze był zrozumiały dla zachodnich elit, nie mówił o prawie narodów do samostanowienia. Podczas przemówień, wystąpień, w memoriałach posługiwał się językiem siły, bezwzględnej walki o byt. Przez to trudno było mu nieraz zjednywać sobie zwolenników. Wydaje mi się, że nie była to najzręczniejsza forma dyplomacji. Znacznie lepiej radził sobie z tym Ignacy Paderewski, który posługiwał się językiem bardziej zrozumiałym i popularnym wśród ówczesnych elit europejskich.

Z całą pewnością kluczowa była geopolityka i działania czynników zewnętrznych. Ale nie deprecjonuję tego, co – w tamtych realiach politycznych – udało się osiągnąć polskim politykom.

Prof. Andrzej Chwalba: Ambasadorowie polskiej sprawy

Wybuch wojny spowodował zwiększenie aktywności narodów niemających własnej państwowości. Jest to ważne, bo my – zabiegając o pomoc w wielu miejscach na świecie – niejednokrotnie spotykaliśmy przedstawicieli narodów, którzy mieli podobne cele. Tyle że często kolidowały one z naszymi celami. To nie tylko był konflikt na linii Zachód–Rosja, w grę wchodziły również aspiracje czeskie czy spór między Serbami a Chorwatami; poparcia w USA szukali też Irlandczycy (przeciwko Anglikom). To komplikowało nasze działania. Każdy przecież mówił, że „nasz los jest najtrudniejszy, to nam pomoc się należy".?Na początku zaczynaliśmy niemalże od zera. Wiedza Europejczyków o Polsce była bardzo skromna. Dmowski i inni musieli przekonać Europę i świat, że Polska jest potrzebna i warto coś o niej wiedzieć. W tym celu wykorzystano pieniądze m.in. Maurycego Zamoyskiego czy Mikołaja Potockiego. Pozwoliły one wydać wiele tekstów na temat polskiej kultury. Ale chodziło też o to, by znaleźć po stronie polskiej osoby z wielkimi nazwiskami. Poza Dmowskim i Piłsudskim mieliśmy Ignacego Jana Paderewskiego, wówczas najbardziej znanego pianistę na świecie, czy Josepha Conrada. Działała też Maria Skłodowska-Curie, a także Władysław Mickiewicz oraz noblista Henryk Sienkiewicz. Jego, podobnie jak Paderewskiego, na Zachodzie chciano słuchać. Dmowski mówił do Paderewskiego: „Panie Ignacy, pan ma nazwisko, nie ja. Pan niech prowadzi tę robotę, a ja idę za panem".

Zadaniem polskich polityków było znalezienie na świecie i w Europie sojuszników, ambasadorów sprawy polskiej. Trzeba było uczestniczyć w rozmaitych spotkaniach, tak jak to robił Dmowski, który zjeździł Szkocję, Anglię, Walię, wygłaszając kilkadziesiąt przemówień. I notował w swoim dzienniku: „Jak dziad do obrazu. Oni o Polsce nic nie wiedzą". W końcu znalazł genialnego polityka, a przede wszystkim literata, Gilberta K. Chestertona. Mimo że Chesterton był katolikiem, Anglicy, w ogromnej większości anglikanie, chcieli go słuchać. W trakcie wojny coraz aktywniejsze stawały się amerykańskie środowiska żydowskie. Dmowski doświadczył tego podczas urządzonej przez Paderewskiego wyprawy do USA. W przygotowaniach rozmów z Robertem Lansingiem, płk. Edwardem House'em czy prezydentem Wilsonem brały udział również wspomniane środowiska żydowskie, które uważały, że Polska powinna dostać na arenie międzynarodowej zielone światło, jeżeli da gwarancję autonomii narodowej i kulturowo-oświatowej dla Żydów w Polsce oraz innych krajach europejskich. Był to olbrzymi problem, gdyż – mimo mediacji Paderewskiego – Dmowski miał opinię antysemity. W 1919 roku Komitet Narodowy Polski założony przez Dmowskiego był uznawany za polski rząd. W 1918 roku, choć Polski jeszcze nie było, Komitet zaciągnął kredyty – od Anglii, Francji i USA – na działalność KNP i armii. Genialny zabieg – Polska musiała powstać, żeby kredyty zostały zwrócone.

Polityczna dwoistość była słabością. Stąd wziął się piękny list Piłsudskiego do Dmowskiego, który musiał tego pierwszego wiele kosztować. Piłsudski przekonywał: „Panie Romanie! Musimy wspólnie budować historię Polski". Pan Roman dał się przekonać.

Prof. Jan Żaryn: Sympatyczni Polacy

Zacznę od przytoczenia słów nieżyjącego już prof. Pawła Wieczorkiewicza, który niegdyś powiedział, że Piłsudskiego i Dmowskiego łączyła pewna cecha wspólna – otóż od początku do końca byli suwerenni. Jest to bardzo ważne. Polityka przez nich prowadzona była podporządkowana polskim interesom, niezależnie od relacji z sojusznikami. Suwerenność, to słowo klucz, jeśli chodzi o postawę tych dwóch polityków. Wybrali oni dwie różne drogi, ale mieli niewątpliwie wspólny cel. Zdradzili dotychczasowych sojuszników, ponieważ nie zdradzili sprawy polskiej. To jest bardzo ważne i aktualne także dla współczesnej polityki.

Prof. Chwalba mówił o wkładzie polskich intelektualistów. Na rzecz niepodległości Polski działali nie tylko Ignacy Paderewski czy Henryk Sienkiewicz, ale i późniejsza święta, Urszula Ledóchowska, która uczyła się języków skandynawskich, aby jeździć po Skandynawii, opowiadając o polskim narodzie i jego historii. Ta postawa zaowocowała w przyszłości, w latach 1918 i 1919. Pozytywna opinia o Polsce i Polakach z miesiąca na miesiąc, z roku na rok była coraz powszechniejsza.

Dmowski, wysyłając memoriały w 1917 roku, próbował przekonać, że w uporządkowanej po wojnie Europie nie może być więcej wojny. W przypadku Polski oznaczało to tyle, że musi powstać silne państwo polskie oraz że za suwerennością kryją się także gospodarcze zasoby. Stąd zabieganie o dostęp do morza, o Górny Śląsk czy Śląsk Cieszyński.

Bez wątpienia, gdyby I wojna światowa nie trwała długo, to najprawdopodobniej Polska byłaby zupełnie inna i – jak wiele na to wskazuje – niesuwerenna. Jest to pewnym paradoksem – im więcej zginęło ludzi, tym więcej my uzyskaliśmy niepodległości.

Prof. Andrzej Nowak: Sprytnie to rozegrali

Chciałbym podkreślić to, na co pierwszy uwagę zwrócił prof. Kornat. Mianowicie, mimo iskrzenia na niższych szczeblach Dmowski i Piłsudski de facto znakomicie ze sobą współdziałali. Czytając dzienniki rosyjskich i ukraińskich intelektualistów, polityków czy opinie polityków brytyjskich z lat 1917–1919, można dostrzec następujące spojrzenie na sprawę polską: „Jacy ci Polacy są cwani. Piłsudski udaje szczerego demokratę, federalistę, a to jest taki sam imperialista, jak Dmowski i – w gruncie rzeczy – nacjonalista.

Oszukali nas, myśmy im dali więcej, niż powinni dostać. Oni – grając na dwóch fortepianach – sprawiali wrażenie, że doskonale będą pasować do nowego porządku międzynarodowego, a w istocie będą tylko źródłem kłopotów. Sprytnie to rozegrali; Piłsudski z Dmowskim musieli się umówić, grając swoje role".

Polskiej elicie udało się ograć wielkich tamtego świata. Bardzo często podkreślamy jedynie kłótnie Piłsudskiego z Dmowskim. Tymczasem Polsce zazdroszczono na Zachodzie takiej elity.

debatę spisał i opracował Łukasz Lubański

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Gra o niepodległość odbywała się podczas I wojny światowej na wielu fortepianach. Niezależnie od ideologicznych różnic między poszczególnymi politykami ułożyła się ona jednak w jedną melodię.

Kiedy w 1914 roku rozpoczęła się Wielka Wojna, niewiele wskazywało na to, że może się ona zakończyć uzyskaniem przez Polskę niepodległości. Jednak konflikt, który w pamięci zachodniej Europy zapisał się jako ciąg beznadziejnej rzezi, doprowadził do wskrzeszenia polskiego państwa. Jak do tego doszło?

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów