To właśnie miał gwarantować zapisany w Karcie nauczyciela system awansów zawodowych.
To nie może być tylko rozwój formalny tak jak przez ostatnie lata, kiedy wymagano papierków, dyplomów, zaświadczeń. Chodzi też o to, by rozwijał się, by miał lepszy kontakt z dzieciakami.
System awansów jest dziś nieelastyczny. Awanse są potrzebne w każdej strukturze, w szkole powinno być ich nie cztery, ale sześć czy osiem. I to mierzone nie tylko wskaźnikami, lecz również oceną uczniów i absolwentów, a także rodziców, z uwzględnieniem kontekstu społecznego, lokalnej kultury czy gospodarki.
W jaki sposób ten system naprawić?
Po pierwsze, trzeba się zdecydować, czym szkoła ma być. Czy szkoła to przechowalnia dzieciaków, żeby rodzice mogli iść do pracy? Miejsce robienia przez uczniów karier edukacyjnych za wszelką cenę? Przestrzenią wtłaczania pokory oraz udowadniania niekompetencji i deficytów? Czy ma pełnić inne funkcje? Choćby prorozwojowe i wychowawczo-socjalizujące. Trzeba podjąć strategiczną decyzję o roli edukacji i szkoły w społeczeństwie. Żaden, nawet najidealniejszy okrągły stół zwoływany z pobudek politycznych, a nie merytorycznych, nie jest w stanie tego celu osiągnąć.
Po drugie, czas na nowy model kształcenia nauczycieli. Jestem zwolennikiem kształcenia nauczycieli na specjalnych wydziałach nauczycielskich, a nie na wydziałach matematyki, chemii, fizyki i innych ze specjalnością nauczycielską. Powinny być wydziały, które dają wiedzę specjalistyczną, pedagogiczną i socjologiczną, a potem dopiero przedmiotową. Nauczyciel jest najpierw pedagogiem, a później dydaktykiem. Kimś, kto nie skrzywdzi osobowości dziecka, umie i lubi pracować z grupą. Najwyższy czas zburzyć system klasowo-lekcyjny. Dzieci powinny być w grupach związanych z posiadanymi potencjałami rozwojowymi, z rozwojem zainteresowań, talentów, uzdolnień, pasji. Twórzmy grupy potencjałów, a nie klasy szkolne. Powinno się odejść od kształcenia przedmiotowego i wprowadzić bloki, np. blok społeczny, humanistyczny i nauk ścisłych, i one powinny być ze sobą zintegrowane.
Czy jest teraz klimat do takich zmian?
Nie. I nie pamiętam, czy kiedykolwiek była publiczna wola do stworzenia dobrej szkoły. Wielką szkodą jest to, że marnujemy w polskich szkołach ludzkie potencjały, talenty. I nie jest to wina nauczycieli, ale wina trwającego modelu edukacji, który nie przystaje do współczesnego świata.
Proponuje pan kosztowną zmianę.
Tak, ale kiedyś trzeba to zrobić. Wielkich karier nie robią najwyżej wykształceni, lecz najbardziej utalentowani, twórczy i pracowici. Dziś dyplom nie ma już tak wielkiego znaczenia, w wielu branżach liczą się konkretne umiejętności. Nie walczmy w polskiej edukacji z deficytami uczniów, one zawsze były i będą. Postarajmy się, by nie uciekały nam z pola widzenia szkoły potencjały młodych ludzi i pozwólmy im je rozwijać. Reszta zadzieje się już sama.