Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku toczy się prawdopodobnie pierwsza w historii polskiego więziennictwa rozprawa, w której prokurator oskarża funkcjonariusza więziennego o nieumyślne spowodowanie śmierci więźnia w czasie, kiedy on pełnił służbę. Grozi mu za to do pięciu lat więzienia.
Prokurator zarzuca Dariuszowi B., że w nocy z 20 na 21 kwietnia 2008 r., pełniąc służbę w białostockim areszcie śledczym, poświadczył nieprawdę w dokumentacji służbowej, nie dopełnił obowiązków służbowych i nie kontrolował zachowania więźnia Andrzeja Ł., pseudonim Gruby, który był świadkiem koronnym, przez co nie zapobiegł jego samobójczej śmierci.
Eksperci występujący przed sądem w roli świadków mają wątpliwości co do tak sformułowanego oskarżenia. Maria Ejchart, koordynator programu Kliniki Niewinności Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, uważa, że trudno postawić funkcjonariuszowi jakikolwiek zarzut, nie mówiąc o tak poważnym jak nieumyślne spowodowanie śmierci. Strażnik wykonywał bowiem polecenia przełożonych, działał według instrukcji wewnętrznej, która nakładała na niego konkretne obowiązki, m.in. monitorowanie więźniów w dyżurce oddziałowego.
Niestety, kamera zamontowana w celi, w której powiesił się świadek koronny, pokazywała tylko niewielką część górnego łóżka, przez co oddziałowy nie widział więźnia i domniemywał, że ten śpi. Ostatni raz kamera zarejestrowała go chodzącego po celi o godz. 19.07, a ciało odkryto o 6.57.
– Czy można kontrolować zachowanie więźnia, nie widząc go? – dociekał Jarosław Walędziak, prokurator, na jednej z rozpraw sądowych. Jego zdaniem [b]zapisy obrazu wskazują jednoznacznie, że oddziałowy Dariusz B. przez ponad dziesięć godzin nie kontrolował i nie obserwował zachowania osadzonego.[/b] Funkcjonariusze aresztu nie wiedzieli jednak, że „Gruby” był świadkiem koronnym i trafił do więzienia z nakazem sądowym całkowitej izolacji od innych więźniów.