Taki jest wydźwięk [b]wyroku Sądu Najwyższego z 6 lutego 2009 r. (I PK 147/09)[/b]. Pokazuje on, że coraz częściej ofiary mobbingu dochodzą swoich praw i wygrywają, i że najczęściej z szykanami mamy do czynienia w jednostkach sektora finansów publicznych.
[srodtytul]W czym problem[/srodtytul]
Horst E. był cenionym i szanowanym naczelnikiem wydziału inwestycji i gospodarki mieniem w starostwie. W listopadzie 2003 r. pojawili się: nowy starosta, członek zarządu Andrzej D., i jego kolega Roman R. Od tego czasu ten ostatni zaczął prześladować naczelnika, upatrzywszy sobie jego posadę. Zmusił Horsta E. do przejścia na niższe stanowisko, czyli kierownika, a sam objął jego dotychczasową posadę. Odebrał mu komputer, rozdzielił zadania z podwładnymi, im też zlecając sprawy inwestycyjne z pominięciem szefa, nierzadko też krzyczał na niego przy kolegach. Skarga Horsta E. nic nie dała. Znosił więc upokorzenia w obawie przed utratą posady. Ucieszył się pod koniec 2004 r., bo od 1 stycznia miał przejść do nowego pracodawcy: zakładu budżetowego utworzonego do zarządzania mieniem powiatu. Wkrótce dowiedział się jednak, że zakład budżetowy ma nadzorować Andrzej D. W piśmie z 25 stycznia 2005 r. rozwiązał umowę o pracę za siedmiodniowym uprzedzeniem na podstawie art. 23[sup]1[/sup] § 4 k.p. Choć nie musiał, podał przyczynę, m.in. naruszenie przez starostwo podstawowych obowiązków w zakresie równego traktowania w zatrudnieniu i przeciwdziałania mobbingowi, powołując się na 94[sup]3[/sup] k.p. Zażądał 25 tys. zł odszkodowania tytułem strat na pensji, jakie poniósł z powodu szykan.
Sprawa była tak ewidentna, że Horst E. wygrał w obu instancjach i przed Sądem Najwyższym.
Nie było wątpliwości, że padł ofiarą mobbingu: uporczywego i długotrwałego nękania, zastraszania, wywołujących u pracownika zaniżoną ocenę przydatności zawodowej oraz powodujących lub mających na celu jego poniżenie, ośmieszenie, izolowanie bądź wyeliminowanie z zespołu. Sądy zastrzegły nawet, że zażądał zbyt niskiej rekompensaty.