– W czasie kontroli u naszego klienta pracowników urzędu zainteresowała zaliczka, która przez kilka miesięcy była na jego koncie – opowiada Beata Hudziak, partner w firmie doradczej Grant Thornton Frąckowiak. – Do umowy nie doszło, klient więc oddał pieniądze. Ale kontrolerzy uznali, że uzyskał przychód, gdyż korzystał nieodpłatnie z pieniędzy kontrahenta.
Zmienili zdanie dopiero po udostępnieniu korespondencji e-mailowej, przesłuchaniu księgowej i zapoznaniu się z wyjaśnieniami podatnika.
[srodtytul]Jest precedens [/srodtytul]
Doradcy podatkowi potwierdzają, że takie sytuacje się zdarzają. Niestety, może być ich jeszcze więcej. Fiskus ma bowiem silny argument – [b]wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego (sygn. II FSK 1751/07).[/b] [b]Sąd uznał, że firma, która dostała zaliczkę, ale do kontraktu nie doszło, korzystała nieodpłatnie z pieniędzy kontrahenta. Zaliczkę zwróciła, ale wtedy, kiedy nią dysponowała, uzyskała przychód z nieodpłatnych świadczeń.[/b]
Zdaniem sądu do naliczenia podatku wystarczy ustalenie, że firmie udostępniono na jakiś czas środki pieniężne i nie poniosła żadnych kosztów. Urząd nie musi nawet wyjaśniać, jaki faktycznie był zamiar stron (czy pod pozorem umowy sprzedaży nie zawarły np. pożyczki).