– Moi rodzice przejęli gospodarstwo w 1982 r. Wiedzieli, że państwo Łukaszewscy wyjeżdżają do Niemiec. Pytali, czy mogliby zająć się ich ziemią. Odpowiedzieli, że nie widzą problemu. Nawet napisali zrzeczenie – opowiada Kazimierz Smoliński z Kanigowa na Warmii i Mazurach. – Ojciec chodził do naczelnika gminy, by ten zmienił księgi wieczyste. Zapewniano go, że nie ma się czym martwić.
Sytuacja zmieniła się po wejściu Polski do Unii.
– Przyjechał ich syn. Od urzędników dowiedział się, że w księgach wieczystych wciąż jest jego nazwisko. Zaproponowałem mu za nieruchomość 100 tys. zł – opowiada Smoliński. – Ale rzeczoznawca wycenił ziemię na 800 tys. zł. Przecież ojciec chodził i prosił o zmianę tych ksiąg. Teraz nam się mówi, że myśmy czegoś nie dopilnowali – mówi rozgoryczony Smoliński.
[srodtytul]Bo to mienie opuszczone[/srodtytul]
[b]Sąd Najwyższy zajął 7 października stanowisko (sygn. IV CSK 152/10)[/b] takie samo jak w wyroku z grudnia 2005 r. zakończonym wygraną Agnes Trawny, która w 1954 r. odziedziczyła 60-hektarowe gospodarstwo na Mazurach. [b]Zdaniem SN osoby, które po zdeklarowaniu narodowości polskiej zachowały własność, utraciły ją po przesiedleniu do Niemiec. Nie dotyczy to jednak nieruchomości przejętych przez ich następców, zanim ci z kolei się przesiedlili. [/b]