Władza sądownicza jest niezależna od innych. I chociaż zawsze traktowana była jako młodsza i słabsza siostra, to posiadała atrybuty władzy, które dawały jej możliwość samoobrony, gdy politycy zbyt głęboko chcieli wejść na jej terytorium.
Projekt ustawy dyscyplinującej sędziów dlatego jest zły, gdyż prowadzi do strukturalnego obdarcia władzy sądowniczej z tych atrybutów. Pomysł ograniczenia działalności samorządu sędziowskiego, roli kolegiów i zgromadzeń sędziowskich jest wręcz szokujący. A permanentna kontrola aktywności sędziowskiej, właściwie w każdej sferze obudowana systemem kar i sankcji, jest w takim wymiarze nie do przyjęcia. Bo w praktyce czyni władzę sądowniczą kadłubową i zdaną w pełni na łaskę i niełaskę pozostałych władz.Co projekt daje w zamian? Niczego nie rozwiązuje i nie buduje. Nie sprawi też, że wymiar sprawiedliwości będzie funkcjonował lepiej. A tego przecież oczekują obywatele stykający się z niewydolnym systemem.
Wracamy do punktu wyjścia sprzed czterech lat, kiedy konflikt się zaczął, tylko że w wersji brutalniejszej. Projekt nie przestraszy sędziów, którzy będą słać kolejne skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE, wydawać kolejne uchwały i wyroki. Zapewne czeka nas kontynuowanie procedury ochrony praworządności wszczętej przez Komisję Europejską. Do tego dochodzą szkody wizerunkowe – łatka niestabilnej demokracji.
Mam świadomość, że wzywanie do dialogu i kompromisu, znając bieg wydarzeń z ubiegłych lat, jest nieco naiwne. Jednak nie pozostaje nic innego jak apel o wygaszenie emocji i próbę refleksji nad dobrem wspólnym, państwem i jego przyszłością. Wiary w tym mało, ale tli się nadzieja, że nachodzące święta wyciszą wojownicze okrzyki, a zaciśnięte pięści zastąpi refleksja. Nowy rok nie musi być przecież powrotem do przeszłości.