Zawiera on szereg interesujących pomysłów, zapewne inspirowanych konstytucją z 1952 roku, opierającej się na zasadzie jednolitości władzy państwowej – alternatywnej wobec zasady trójpodziału władzy (nie tylko przereklamowanej, ale też autorstwa francuskiego masona). Wiele z nich zasługuje na odrębną ocenę, ale tu skupimy się jedynie nad koncepcją przepisu zakazującego sądowi powszechnemu – a przy okazji też każdemu innemu organowi władzy – ustalania i oceny zgodności z prawem powołania sędziego oraz wynikającego z tego powołania uprawnienia do wykonywania zadań z zakresu wymiaru sprawiedliwości (proponowany art. 42a § 2 PrUSP), dla potwierdzenia powagi zakazu wzmocnionego unormowaniem, że działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego lub skuteczność jego powołania będą przewinieniem dyscyplinarnym (art. 107 § 1 pkt 3). Zmiana ta z niecierpliwością wyczekiwana jest przez środowisko koni i ich miłośników.
Czytaj także:
Ustawa kagańcowa stała się faktem
Komuś niezorientowanemu, gdzie w tym wszystkim jest koń, należy przypomnieć kazus Incitatusa. Rumak ten, wygrawszy wiele prestiżowych gonitw, został doceniony przez głowę państwa rzymskiego, cesarza Kaligulę (ówczesnego suwerena), który – korzystając ze swych niekwestionowanych uprawnień – uczynił Incitatusa senatorem. Dopiero następca, cesarz Klaudiusz, zakończył karierę konia w senacie. Nie uczynił tego podważając racjonalność decyzji poprzednika bądź jego prawne kompetencje do powoływania senatorów wedle uznania. Nie sięgnął nawet po pachnący dyskryminacją gatunkową argument, że Incitatus był koniem. Skorzystał z obowiązującego prawa, które nakazywało skreślenie z listy ekwitów tego, kto nie spełnia kryterium dochodowego. Ponieważ skreślenie z tej listy oznaczało niemożność zasiadania w senacie, Klaudiusz – nie łamiąc i nie obchodząc prawa, ani nawet nie podważając cesarskiego autorytetu poprzednika – odsunął Incitatusa od wymiaru sprawiedliwości (senat rzymski był bowiem organem o funkcjach m.in. sądowych).
Dziś przed nami staje rozwiązanie podobnego problemu, co dostrzega życzliwe nam otoczenie. Opinia Komisji Weneckiej, raport sprawozdawcy Rady Praw Człowieka ONZ, decyzja Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa czy działania Komisji Europejskiej to nie ataki na naszą suwerenność – to sygnały, że wśród państw praworządnych nie ma takich, które wprowadzają konie do swych trybunałów. Wyrok TSUE z 19.11.2019 r. hermetycznym, ale dla profesjonalisty zrozumiałym językiem tłumaczy zaś, że sędzią sądu Unii Europejskiej – czyli także sędzią RP – nie może być ktoś choćby tylko potencjalnie podatny na osiodłanie, założenie wędzidła i kierowanie lejcami, przy czym podatność taka może wynikać z faktu powołania jej na urząd przez organ przesadnie upolityczniony. Trybunał luksemburski wprost przy tym wskazał, że my sami musimy zbadać, czy za stołem sędziowskim nie zasiadł taki – nienazwany z imienia, ale jasno zdefiniowany podanymi cechami – koń.