Dotyczy to również renesansu dyskusji o instytucji bezpodstawnego wzbogacenia, w kontekście skutków ewentualnego ustalenia nieważności lub innego rodzaju nieskuteczności konsumenckich umów kredytowych. Sądy muszą zatem mierzyć się na przykład z problematyką ustalenia właściwej w takim przypadku podstawy żądania zwrotu (kondykcji), stosowaniem teorii salda lub teorii dwóch kondykcji, czy też zasadnością wynagrodzenia z tytułu bezumownego korzystania z cudzego kapitału. Tematy te przeszły więc z naukowych opracowań do prawniczego mainstreamu. Jak w każdej dyskusji, każda ze stron sporu prawnego przedstawia swoje oceny i argumenty, do czego ma prawo, podobnie jak do ich przedstawienia w sądzie (warto zresztą tę oczywistą rzecz podkreślić, bo okazuje się, że zgodnie z informacjami prasowymi Rzecznik Finansowy wystąpił przeciwko jednemu z banków w związku z tym, że ten sformułował w stosunku do konsumentów roszczenie o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału).
Równocześnie, jak w wielu dyskusjach, poza merytorycznymi argumentami pojawia się sporo takich, które w postaci półprawd lub nadmiernych uproszczeń trafiają do szerzej publiczności. W takich przypadkach, trzeba być szczególnie wyczulonym i zawsze sprawdzać materiały źródłowe. W kontekście roszczeń (banków) wobec konsumentów z tytułu bezumownego korzystania z kapitału (mimo ewentualnej nieważności umowy kredytowej konsumenci przez lata korzystali wszak z kredytu i nabyli z otrzymanych od banku środków nieruchomości) pojawiły się głosy, jakoby Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozstrzygnął już ten problem, a co więcej miało to wynikać z ugruntowanego orzecznictwa Trybunału (co jak wiadomo jest ulubionym argumentem w polemice sądowej).
Pytanie o źródła takiego poglądu i o konkretne orzeczenia pozostawały raczej bez odpowiedzi. Niemniej w ostatnim czasie (m.in. za sprawą Biura Rzecznika Praw Obywatelskich) nagłośniono sprawę wydanego jakoby „po cichu" orzeczenia Trybunału w sprawie pewnego niemieckiego konsumenta, w której to sprawie Trybunał miał potwierdzić brak podstaw do formułowania przez banki takich roszczeń. Okazało się, że tym konsumentem był niejaki pan Leonhard, zaś orzeczeniem wyrok Trybunału z dnia 4 czerwca 2020 r. (C 301/18). Lektura tego orzeczenia prowadzi jednak do wniosku, że jego związek z polskimi sporami o roszczenia z tytułu bezumownego korzystania z kapitału jako skutku ustalenia nieważności umowy kredytowej jest bardzo luźny, a podstaw do przenoszenia go do omawianej problematyki nie ma. Tak więc pan Leonhard odstąpiwszy od zawartych z bankiem na odległość umów kredytu zażądał - poza zwróconą mu kwotą, która zapłacił bankowi tytułem spłaty pożyczki i odsetek - również odszkodowania za korzystanie przez bank z tych środków. Nie chodziło więc o ocenę roszczenia przedsiębiorcy wobec konsumenta, lecz konsumenta wobec przedsiębiorcy, nie o skutki nieważności, lecz skutki odstąpienia przez konsumenta od umowy i nie o wykładnię ogólnych krajowych przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu, lecz o wykładnię szczególnego przepisu jednej z dyrektyw dotyczących sprzedaży usług finansowych na odległość (dyrektywy 2002/65/WE).
Zaczynając jednak od początku: przede wszystkim Trybunał w żaden sposób nie odnosił się do roszczeń przysługującym przedsiębiorcy wobec konsumenta. Kwestia ta w ogóle nie była badana, a tym samym Trybunał nie miał możliwości oceny, czy status konsumenta ma jakikolwiek wpływ na możliwość formułowania wobec konsumenta będącego adresatem roszczenia z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia jakichkolwiek roszczeń uzupełniających. Posłużenie się w tym miejscu argumentem a fortiori (skoro nie można domagać się od przedsiębiorcy, to tym bardziej od konsumenta) jest o tyle chybione, że Trybunał w ogóle nie przykładał żadnego znaczenia do statusu stron stosunku rozliczeniowego, gdyż w kontekście tej sprawy nie miało to żadnej doniosłości. Było tak, gdyż – co jeszcze istotniejsze – problem interpretacyjny, przed którym stanął Trybunał dotyczył wyłącznie wykładni prawa Unii, a konkretnie jednego przepisu - art. 7 ust. 4 dyrektywy 2002/65/WE. Zgodnie z tym przepisem w przypadku odstąpienia przez konsumenta od umowy finansowej zawartej na odległość przedsiębiorca zwraca konsumentowi „wszelkie kwoty, które otrzymał od niego zgodnie z umową". Mamy zatem do czynienia z wyraźną regulacją skutków odstąpienia. Trybunał nie stosował żadnych wymyślnych zabiegów interpretacyjnych i nie stosował wykładni funkcjonalnej, lecz stwierdził, że przepis ten jest jasny: skoro zgodnie z wyraźnym brzmieniem przepisu przedsiębiorca ma oddać to, co naliczył konsumentowi na podstawie umowy i od niego otrzymał, to powinien oddać tylko i wyłącznie faktycznie otrzymane kwoty. Dodatkowo ustawodawcy krajowi nie mogą od niego odstąpić nawet na korzyść konsumenta, gdyż omawiana dyrektywa wprowadza tzw. harmonizacje maksymalną, co oznacza, że skoro w tej konkretnej dyrektywie nie uregulowano wyraźnie danego obowiązku przedsiębiorcy, to nie można go wprowadzać w prawie krajowym. Jest to zatem gatunkowo zupełnie inny problem niż kwestia skutków stosowania klauzul abuzywnych, czy raczej skutków upadku umowy w konsekwencji ich stosowania. Problematyka 93/13/EWG regulującej klauzule abuzywne w ogóle się nie pojawia się w orzeczeniu.
Przypomnieć należy natomiast, że na gruncie przepisów tej dyrektywy podkreśla się, że nieważność umowy jako skutek stosowania klauzul abuzywnych jest zasadniczo zagadnieniem prawa krajowego (o czym przypomniano także w głośnym orzeczeniu w sprawie Dziubak). W interesującym nas kontekście jest to więc zagadnienie przyjętej w prawie polskim konstrukcji świadczeń z tytułu umowy kredytu, zgodnie z którą bank udostępnia konsumentowi środki do dyspozycji kredytobiorcy, a ten jest zobowiązany do jej zwrotu wraz z odsetkami oraz konieczności uwzględnienia tej okoliczności również przy rozliczeniach związanych z nieważnością umowy. Natomiast to, czy i jakim zakresie przepisy dyrektywy 93/13/EWG stoją ewentualnie na przeszkodzie przewidzianym w prawie krajowym roszczeniom przedsiębiorcy z tytułu bezpodstawnego wzbogacenia pozostaje nadal na poziomie orzeczeń Trybunału kwestią otwartą. Zapewne Trybunał będzie miał wkrótce możliwość wypowiedzieć się w niej, ale lepiej po prostu dać mu szansę, aby to uczynił niż ubiegając go już teraz twierdzić i przekonywać opinię publiczną, że już tak zrobił (choć „po cichu") z powołaniem na orzeczenie, które dotyczy czegoś innego.