Zgodnie z ogólnie przyjętą zasadą celem ustanowienia kadencji danego organu jest między innymi ochrona przed możliwymi a nieuprawnionymi naciskami zewnętrznymi i zapewnienie ciągłości oraz stabilności wykonywania powierzonych mu zadań i obowiązków. Jeśli przepisy szczególne nie przewidują możliwości odwołania osoby (osób) pełniącej funkcje tego organu, to odwołanie przed końcem kadencji nie jest dopuszczalne. Tak więc usunięcie dotychczasowego i powołanie nowego przewodniczącego Kolegium IPN jest pod względem prawnym więcej niż wątpliwe. Z tym wiązać się może prawomocność uchwał podejmowanych przez Kolegium IPN pod nowym kierownictwem, a więc i decyzji o rozpisaniu konkursu na stanowisko prezesa IPN.
[srodtytul]Problem polityczny, a nie prawny[/srodtytul]
Oddzielną kwestią jest to, czy marszałek Sejmu pełniący obowiązki tymczasowej głowy państwa może podpisać ustawę nowelizującą przepisy o IPN, zmieniającą między innymi tryb powoływania prezesa IPN. Trzeba przypomnieć, że marszałek Sejmu posiada w tym względzie wszystkie uprawnienia prezydenta. Może zatem ustawę podpisać, zawetować lub przed podpisaniem skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Nie jest on z konstytucyjnoprawnego punktu widzenia związany zamiarami zmarłego prezydenta. Gdyby zatem prezydent Lech Kaczyński deklarował wolę skierowania ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, marszałek Sejmu jego woli nie musi uwzględniać. Polskiemu prawu konstytucyjnemu nieznana jest instytucja testamentu ustnego czy też pisemnego osób pełniących funkcje publiczne i dotyczącego decyzji władczych, jakie powinny być podejmowane po ich ewentualnej śmierci. Można się oczywiście zastanawiać, czy Bronisław Komorowski nie powinien mimo to uwzględnić zamiarów Lecha Kaczyńskiego, ale nie jest to problem prawny, lecz przede wszystkim polityczny.
[wyimek]Polskie prawo konstytucyjne nie zna instytucji testamentu ustnego czy też pisemnego osób pełniących funkcje publiczne[/wyimek]
Sytuacja, w jakiej znalazł się marszałek, nie jest łatwa, ponieważ nowelizacja ustawy o IPN przeprowadzona została przede wszystkim siłami partii, do której on sam należy, i jest ona, można sądzić, też jego dziełem. Zarzuty dotyczące jej możliwej niekonstytucyjności podnoszone były już w trakcie prac nad projektem tej ustawy i zostały odrzucone jako nietrafne przez jej autorów oraz zwolenników w Sejmie i Senacie.
Uznanie ich obecnie przez marszałka Bronisława Komorowskiego za uzasadnione i wnioskowanie o kontrolę konstytucyjności ustawy przez Trybunał byłoby czymś sprzecznym z dotychczasowym sposobem jej publicznej prezentacji i argumentami, jakie w jej obronie wysuwano. Być może zatem bardziej racjonalne byłoby zawetowanie tej ustawy z tym uzasadnieniem, że skoro budzi ona rozmaitego rodzaju zastrzeżenia części opozycji i opinii publicznej, dobrze byłoby, aby Sejm rozpatrzył ją raz jeszcze i ustosunkował się do niej w ponownym głosowaniu związanym ze spełnieniem wysokich wymogów formalnych (trzy piąte głosów). Jest jednak bardzo prawdopodobne, że takie weto zostałoby przez posłów odrzucone, a wówczas marszałek ustawę musiałby podpisać. Jej krytykom zależy zaś na tym, aby nie weszła ona w najbliższym czasie, a może w ogóle, w życie.