Resort sprawiedliwości, forsując zmiany, przekonuje, że władza powinna mieć wpływ na politykę karną państwa. Wszelkie próby protestów, krytyki - że jest to krok w stronę upolitycznienia tej instytucji - gasi stwierdzeniem, iż posłowie nie będą mogli pytać o pojedyncze śledztwa, gdzie łatwo o nacisk i przecieki. Będą mogli dowiadywać się jedynie ogólnie - np. o przestępczość narkotykową czy drogową.
Na pierwszy rzut oka wszystko jest OK. Bo niby dlaczego politycy, którzy przecież nas reprezentują, nie mieliby prawa mieć ogólnych informacji na temat przestępczości, aby w razie problemów szybko reagować, zmieniając przepisy.
Jednak praktyka, jak często bywa, może dalece odbiegać od teorii. Bo posłowie, którym nie będzie wolno spytać wprost o np. katastrofę smoleńską, mogą zapytać o politykę karną i stan śledztw w sprawach katastrof lotniczych w ostatnich latach. A tą ścieżką z łatwością dojdą nawet do wrażliwych szczegółów konkretnego śledztwa.
Warto też pamiętać, że już obecnie rząd i posłowie nie mają najmniejszych problemów z uzyskaniem informacji o działaniach prokuratury. Prokurator generalny składa bowiem co roku obszerne sprawozdanie ze swojej działalności, a bardzo rozbudowana prokuratorska statystyka jest na wyciągnięcie ręki.
Po co więc zmiany? Czy wydarzyło się coś nadzwyczajnego? Czy np. gwałtownie wzrosła przestępczość w jakiejś dziedzinie? Nic takiego.