Informacje o zwrocie śledztwa w sprawie gen. Marka Papały i postawienie zarzutów zabójstwa Igorowi Ł. który od 2001 r. cieszył się statusem świadka koronnego (jego zeznania obciążyły kilkanaście osób), rozpętały dyskusję o dalszych losach tej instytucji. Słyszy się głosy polityków i niektórych karnistów, że trzeba ją zreformować, a nawet zlikwidować.
Tego rodzaju reakcje odzwierciedlają wieloletnią tendencję do populistycznego podejścia do prawa karnego. Sprowadza się ono do dość prymitywnego mechanizmu: na skutek jednostkowego wydarzenia, które bulwersuje opinię publiczną (np. porwanie, zabójstwo), zmienia się przepisy. Nieważne są cel zmian i ich skutek. Ważny jest doraźny sygnał do opinii publicznej: jest źle, ale szybko reformujemy, zmieniamy, najczęściej zaostrzamy, i po kłopocie, na pewno będzie bezpieczniej. O efektach tych zmian po kilku miesiącach nikt nie pamięta, a kodeksowy śmietnik przepisów, często niemających żadnego uzasadnienia w statystyce i badaniach naukowych, pozostaje. Tak jest też w obecnej dyskusji, co dalej ze świadkiem koronnym, gdyż nie ma żadnych merytorycznych argumentów, aby podejmować jakiekolwiek działania legislacyjne.
Instytucja świadka koronnego weszła do naszego systemu prawnego już w latach 90. i, jak pokazują statystyki, jest wykorzystywana dość wstrzemięźliwie. Programem objęta jest ponad setka skruszonych przestępców (średnio sześciu, siedmiu rocznie). Dzięki ich zeznaniom udało się zlikwidować największe grupy przestępcze działające w Polsce, a także odzyskać dla budżetu dziesiątki milionów złotych. Co więcej, wiedza o kulisach i zasadach działania grup przestępczych przekazana przez świadków koronnych organom ścigania pozwoliła na wypracowanie skutecznych metod walki z nimi. W rezultacie grupy te, prężne zwłaszcza w latach 90., nigdy już się nie odrodziły na dotychczasową skalę. Wpadki oczywiście także się zdarzały, gdy okazywało się np., że świadek kłamie lub wrócił na drogę przestępczą. Takie sytuacje były jednak wynikiem błędu ludzkiego (prokuratora, sędziego), którzy źle ocenili wiarygodność przestępcy, a nie wadliwości samej instytucji. W sprawie gen. Papały stało się podobnie.
Osoba, której przyznaje się status świadka koronnego, jest przestępcą mogącym zrobić wszystko, aby uniknąć odpowiedzialności. O jego przydatności i wiarygodności decyduje prokurator i sąd. Jego zeznania powinny być traktowane jako "trudny dowód" i nie powinny być jedynym dowodem w sprawie. Prokurator, który o tym zapomina, który ufa bezgranicznie zeznaniom przestępcy, podejmując na ich podstawie decyzje, nie grzeszy profesjonalizmem. To on powinien ponieść odpowiedzialność, a nie instytucja świadka, z której nieumiejętnie korzysta.