Potrzeba wyróżnienia się z grupy zawodowej istniała zawsze. Z czasów mojej aplikacji pamiętam, jak jeden z nestorów warszawskiej palestry potrzebę tę ilustrował anegdotą o polskim adwokacie. U progu kariery zyskał popularność w stołecznym wówczas Wiedniu, gdy w operze zażądał od siedzącej przed nim damy zdjęcia kapelusza, bo zasłaniała mu scenę. Dzisiaj metody zyskiwania popularności są inne, ale niezmiennie panuje przekonanie, że wyróżnienie się, używając słów Toma Wolfe, autora „Ognisk próżności", „wyłonienie się z mazi anonimowości", to warunek konieczny zawodowego sukcesu.
Mamy więc do czynienia z „parciem na szkło" adwokatów i radców prawnych, wyścigami do spraw, które mogą zainteresować media, zabieraniem na siłę głosu w kontrowersyjnych kwestiach (bo adwokat musi być wyrazisty, cokolwiek miałoby to znaczyć), wypowiedziami eksperckimi na różne zgoła tematy, niejednokrotnie nawet z ustawkami dla fotoreporterów z kolorowych czasopism. Można na takie praktyki kręcić głową, ale nie da się zapobiec zjawisku.
Najwyższa półka to komentowanie do kamery głośnych spraw, reprezentacja osób przesłuchiwanych przez specjalne komisje sejmowe i asystowanie w świetle jupiterów politykom i celebrytom w sądzie bądź prokuraturze. Niższa nieco półka to publikacje w prasie codziennej i periodycznej, bo częsta obecność na takich łamach, zwłaszcza ze zdjęciem, może prowadzić do pożądanej rozpoznawalności. Obecność w tabloidach i prasie kolorowej to półka jeszcze niższa, zaspokajająca bardziej próżność niż potrzebę zarobku, ale (O tempora, o mores!) amatorów takiej popularności stale przybywa.
Sprawdzonym sposobem jest też powoływanie różnych ciał i struktur – a to stowarzyszeń prawników leworęcznych, a to kół adwokatów z teczką – w zasadzie po to tylko, aby móc się przedstawiać jako ich liderzy. Piastowanie funkcji i interesujący tytuł dodaje wszak powagi i autoryzuje medialne wypowiedzi. Jest również zapotrzebowanie na „opowieści z mchu i paproci" czyli smakowite, choć niejednokrotnie zmyślone anegdoty o spotkaniach z wielkimi tego świata.
Osoby budujące dziś starannie swoje CV wiedzą, że pozytywnie może wyróżniać bardzo dobry dyplom, tytuł LLM, stopień naukowy, staże zagraniczne, znajomość mniej w Polsce popularnych języków (jak chiński, japoński), wygrane w konkursach zawodowych. Walory te doceniane są wszakże głównie przez pracodawców – firmy prawnicze bądź międzynarodowe koncerny. Na odbiorcach usług dla ludności nie robią zwykle – może z wyjątkiem stopnia naukowego – większego wrażenia.