Tocząca się od dłuższego czasu na łamach „Rzeczypospolitej" debata na temat śmiesznie niskich stawek adwokackich ujawniła rosnące zniecierpliwienie środowiska adwokackiego. Zniecierpliwienie jak najbardziej słuszne i uzasadnione. Wydaje się też, że nie wszystkie argumenty zostały w tej dyskusji poruszone w sposób odpowiedni do ich wagi i znaczenia.
Należy po pierwsze zauważyć, że od kilku kadencji Sejmu głos adwokatury nie jest odpowiednio brany pod uwagę przez państwowe czynniki decyzyjne. Politycy przyzwyczaili się, że mogą adwokatów lekceważyć, a nawet, że mogą wskazywać ich jako źródło wszelkiego zła. Dla polityków jest to łatwe, bo wykorzystują oni funkcjonujący w przestrzeni publicznej niesprawiedliwy negatywny stereotyp adwokata. Wysokość stawek adwokackich jest w tym kontekście po prostu sposobem „ukarania" adwokatów za ich wyimaginowane grzechy. Jednak cierpią na tym nie sami adwokaci, a wymiar sprawiedliwości i dobro zwykłych ludzi.
Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 28 września 2002 r. w sprawie opłat za czynności adwokackie oraz ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej z urzędu obowiązuje już od przeszło 11 lat. Jego nieliczne zmiany przez tak długi okres były iście kosmetyczne. Jest to całkowicie niezrozumiałe, zwłaszcza w kraju w którym nawet najważniejsze z punktu widzenia funkcjonowania państwa ustawy, a zwłaszcza kodeksy, są ciągle nowelizowane i to często w sposób nieprzemyślany. Tymczasem zagadnienia stawek adwokackich – na mocy odpowiednich delegacji ustawowych – ustawodawca polecił uregulować na drodze rozporządzenia nie dlatego, że miał akurat taki humor, ale z bardzo istotnego powodu – rozporządzenie jest znacznie łatwiej zmienić niż ustawę, jest więc z natury rzeczy znacznie bardziej elastycznym instrumentem stanowienia prawa. Podmiotem stanowiącym rozporządzenie – w granicach delegacji ustawowej – jest w tym przypadku Minister Sprawiedliwości. Rozporządzenie to powinno zaś być zmieniane tak często, jak tylko zmieni się sytuacja gospodarcza, poziom cen dóbr i usług, warunki rynkowe, etc. Gdyby ustawodawca zakładał, że stawki adwokackie powinny tak długo pozostawać niezmienione, uregulowałby je już na poziomie ustawy.
Stawki adwokackie uregulowane w omawianym rozporządzeniu są nie do zaakceptowania i urągają poczuciu przyzwoitości. Trzeba to w końcu głośno powiedzieć w taki sposób, żeby ten głos był wyraźnie słyszalny. Dlatego z tego miejsca apeluję do Ministra Sprawiedliwości Marka Biernackiego o jak najszybsze urealnienie (podwyższenie) stawek adwokackich. Nie może być tak, że np. stawka minimalna w sprawie o rozwód, który jest jednym z najbardziej traumatycznych i znaczących wydarzeń w życiu człowieka, wynosi 360 zł (§ 7 ust. 1 pkt 1 rozporządzenia), a w sprawach o pozbawienie władzy rodzicielskiej – 120 zł (§ 7 ust. 1 pkt 4 rozporządzenia). Tyle jest warta w oczach naszych polityków społeczna waga instytucji władzy rodzicielskiej? Tyle jest warta jakość życia dziecka? Władza państwowa, która ustanawia takie stawki, sama naraża się na śmieszność. Śmieszność ta jest zaś groźna dla państwa, bo prowadzi do spadku wartości prawa w oczach społeczeństwa.
Najbardziej niebezpieczna sytuacja ta staje się dla zwykłych Polaków. Nie chodzi tu przecież o dobre samopoczucie adwokatów – pauperyzacja części środowiska adwokackiego stała się już i tak faktem, nie dotarła tylko jeszcze do szerszej świadomości społecznej. Adwokaci pracują nad sprawami z urzędu z równą gorliwością i sumiennością jak nad sprawami z wyboru, gdyż mają świadomość swojej misji społecznej i reprezentują wysokie standardy etyczne. Jednak nie da się pracować latami poniżej kosztów, nazwijmy wreszcie rzecz po imieniu - w warunkach wyzysku. W ustach przedstawicieli administracji publicznej bardzo niewiarygodnie brzmią fałszywe hasła o tym, że wszystkiemu winny jest kryzys, a gdy on ustąpi, to ustąpią też przejściowe kłopoty. Prasa bez przerwy ujawnia jakie to horrendalne nagrody przyznają sobie sami urzędnicy. Ile pieniędzy wydał Pan Minister w tym roku na nagrody dla swoich urzędników? Dodajmy, że urzędnicy z natury rzeczy nie tworzą żadnej wartości dodanej, a zazwyczaj utrudniają tylko życie zwykłym ludziom.