To kontynuacja trendu, który zarysowuje się w polskim prawie już od ponad roku i który bez względu na wyborczy rezultat powinien się umacniać. Przedwyborcze pomysły PO dotyczące wprowadzenia jednolitych kontraktów, mających wyprzeć tzw. umowy śmieciowe, tylko to potwierdzają.
Przez całe lata liberalny kodeks pracy obniżał koszty zatrudnienia w Polsce do jednych z najniższych w UE. To niewątpliwie wpłynęło na konkurencyjność firm i polskiej gospodarki. Jednocześnie zabrakło mechanizmów stabilizujących – brak wystarczającego nadzoru nad rynkiem pracy doprowadził do wysypu tzw. umów śmieciowych i związanych z tym patologii.
Już w zeszłym roku wytknął ten stan w piśmie do ministra pracy rzecznik praw obywatelskich, zwracając uwagę na zapis w polskiej konstytucji o ochronie pracy. Zostało to powszechnie odebrane jako zapowiedź skierowania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, jeżeli nic w tej sprawie się nie zmieni. RPO zwrócił wtedy uwagę na wyłączenie zatrudnionych na kontraktach cywilnoprawnych z ochrony kodeksowej oraz opieki inspekcji pracy.
Presję wywierały też instytucje unijne. Trybunał Sprawiedliwości UE zakwestionował polskie przepisy pozwalające zatrudniać pracowników na umowy terminowe praktycznie bez końca. Efekt? Bardziej restrykcyjna nowelizacja kodeksu pracy wchodzi w życie z początkiem 2016 r.
Co ciekawe, ostatnie propozycje PO dotyczące jednolitych kontraktów wydają się dopełnieniem nie tylko tego trendu, ale wręcz stanowiska Komisji Europejskiej, która zalecała krajom UE wdrażanie takiej formy zatrudnienia. Co zresztą zostało już zrobione m.in. we Włoszech, a jest przygotowywane we Francji i Hiszpanii.