Spór między sieciami aptecznymi i farmaceutami prowadzącymi niewielkie placówki trwa od lat. Obie strony mają swoje racje i sukcesy w forsowaniu rozwiązań dotyczących rynku. Obie dużo mówią o dostępie do leków i bezpieczeństwie pacjentów. Prawda jest jednak taka, że prowadzenie apteki, a tym bardziej wielu, to biznes. Może nie jak każdy inny, ale nie czarujmy się – taki, który ma przynosić dochód.

I tak jak związek aptekarzy i branżowy samorząd, zabiegając o uszczelnienie obowiązujących regulacji, dbają o interesy swoich członków, tak sieci apteczne (pod szyldem związku pracodawców aptecznych), grzmiące o groźbie likwidacji placówek i wywłaszczeń, też pilnują, by najwięksi gracze rozwijali swoje biznesy, a nie musieli je zwijać.

Czytaj więcej

Apteka dla aptekarza - spółkom będzie ciężej budować sieci punktów

Tajemnicą poliszynela było szykowane przez rządzącą ekipę dokręcenie śruby dużym aptecznym przedsiębiorcom. Prawnicy tych firm od dłuższego czasu nerwowo wertowali rozmaite okołozdrowotne projekty, by ustalić (co samo w sobie zakrawa jednak na absurd), czy aby w którymś nie pojawiły się szkodliwe z ich punktu widzenia rozwiązania. I bum, stosowna poprawka właśnie ujrzała światło dzienne. Żeby było śmieszniej, kluczowa zmiana w prawie farmaceutycznym została doklejona do procedowanych przepisów o ubezpieczeniach eksportowych, ale kto by się takim szczegółem przejmował. A wszystko to mniej więcej w tym samym czasie, w którym Sejm został dosłownie zalany propozycjami kolejnych ustaw deregulacyjnych, które co do zasady mają ułatwić prowadzenie działalności gospodarczej.

Nie zamierzam tu jakoś szczególnie użalać się nad sieciami aptecznymi, bo mają wiele za uszami. Ale pamiętajmy, że w ich sytuacji mogą się znaleźć firmy z każdej innej branży. I gdy w ciągu dnia przedsiębiorcy będą raczeni dobrymi informacjami, jak to władza planuje obniżyć podatki, ulżyć w składkach na ZUS, ograniczyć kontrole i wprowadzić zasadę, iż nie mogą być zaskakiwani zmianami w prawie, wieczorem pojawi się legislacyjna wrzutka do – dajmy na to – ustawy o kołach gospodyń wiejskich, orderach czy ochronie żeglugi, której wejście w życie wywróci im do góry nogami prowadzenie biznesu. I wszystkie planowane lub wprowadzone uproszczenia przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie.