Trybunał Konstytucyjny poinformował, że „zgodnie z utrwaloną praktyką", jeśli w składzie pięcioosobowym trzech sędziów opowiada się za niekonstytucyjnością regulacji, a dwóch uważa, że jest zgodna z konstytucją, to sprawa jest „z reguły przekazywana" do rozstrzygnięcia pełnemu składowi Trybunału.

Komunikatem tym Trybunał chce zdementować pojawiające się w dyskusji o jego statusie informacje, że może uchylić niemal każdą ustawę w składzie pięcioosobowym większością głosów trzy do dwóch. Dodajmy, że tzw. nowela naprawcza ustawy o TK mniejszy skład zwiększyła z pięciu do siedmiu sędziów i rozszerzyła wymóg orzekania w pełnym składzie, na dodatek nakazała temu większemu składowi głosowanie większością 2/3 głosów. Trybunał uznał te regulacje za niekonstytucyjne, oceniając, że większe składy opóźniają rozpoznawanie spraw, natomiast większości 2/3 przy głosowaniu konstytucja nie przewiduje – mówi zwyczajnie o większości.

Na problem wskazywano od lat, wskazując, że przewaga nawet jednego głosu sędziego może storpedować ustawę czy choćby jej przepis, a nieraz jeden przepis jest ważniejszy niż inna cała ustawa. Dodajmy, że Komisja Wenecka nie zakwestionowała ani podwyższenia składów orzekających, ani kwalifikowanej większości, wskazała tylko, że próg 2/3 powinien dotyczyć raczej mniejszego składu, by uniknąć sytuacji, że tę samą kwestię mogłyby rozpatrywać różne składy inną większością.

W każdym razie sam Trybunał przyznaje, że przewaga jednego sędziego nie uzasadnia usuwania ustawy. Przeniesienie jednak sprawy w takiej sytuacji do wyższego składu samo w sobie nie rozwiązuje problemu. To, że zamiast głosowania trzy do dwóch byłoby głosowanie np. siedem do sześciu, niczego fundamentalne nie zmienia. Można nawet powiedzieć, że wtedy przewaga „za" w procentach będzie mniejsza. Problem rozwiązać może wymóg głosowania kwalifikowaną większością. Dodajmy, że sama większość w niczym nie opóźnia rozpraw – to kwestia prostego liczenia.

I wreszcie rzecz najważniejsza: dobrze, że Trybunał dostrzega problem, ale te kwestie powinny być regulowane nie „utrwaloną praktyką", ale co najmniej ustawą.