Przedstawiony we wtorek pomysł powołania specjalnej komisji weryfikacyjnej, która ma zlustrować decyzje o zwrocie nieruchomości, a także decydować o ich uchyleniu i rekompensacie dla poszkodowanych, nie ma w Polsce precedensu.
Trudno znaleźć tu odpowiednik w kościelnej Komisji Majątkowej czy komisji do walki ze spekulantami i nadużyciami, która zaczęła działać tuż po wojnie, chociaż ta druga może rodzić skojarzenia z inicjatywą partii Jarosława Kaczyńskiego.
PiS chce stworzyć nowy organ władzy publicznej o bardzo mocnych kompetencjach, nie tylko śledczych, ale również będących dotychczas domeną sądów. W istocie ma badać i wymierzać sprawiedliwość.
Jest niemal pewne, że stworzenie takiego nadzwyczajnego organu, w którym zasiądą politycy oraz przedstawiciele osób poszkodowanych, wywoła wiele kontrowersji. Działalność nowego ciała będzie kwestionowana z punktu widzenia obowiązujących norm prawnych. Stanie się ono celem ataków jako komisja do politycznych porachunków. W efekcie cel jej powołania może zejść na drugi plan.
Tymczasem bez wątpienia z problemem reprywatyzacji – i tej nigdy nierozpoczętej przez ustawodawcę, i tej dzikiej z przeszłości, będącej konsekwencją owego zaniechania – zrobić coś trzeba. Państwo musi odpowiedzieć sobie w końcu na pytanie, co z nieruchomościami w całym kraju, do których są roszczenia, co z dziesiątkami tysięcy ludzi, którzy wskutek działalności tzw. czyścicieli kamienic musieli opuścić zajmowane lokale, co w końcu z nieprawidłowościami w Warszawie i innych miastach.