Z artykułu K. Karsznickiego [link=http://www.rp.pl/artykul/406510,528756-Katastrofa-pod-Smolenskiem--umowa--ktorej-nie-bylo.html]"Katastrofa pod Smoleńskiem: umowa, której nie było"[/link](„Rzeczpospolita” z 30 sierpnia) wynika, że polscy śledczy znają ustawodawstwo. Problem polega jednak na tym, że go nie rozumieją. Na ich usprawiedliwienie można dodać, że nie pierwszy to raz polski wymiar sprawiedliwości gubi się, kiedy trzeba wyjść poza sferę prawa wewnętrznego i technikę kazuistycznego myślenia.
[srodtytul]Krótka historia obietnic[/srodtytul]
Strona internetowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – Centrum Prasowe – podaje 10 kwietnia 2010 r., że odbyła się w tym dniu, tj. dniu katastrofy smoleńskiej, rozmowa telefoniczna premiera Donalda Tuska z premierem Władimirem Putinem i prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem. Cytat z tej informacji jest następujący: „(...) Prezydent Miedwiediew zapewnił, że śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy w Smoleńsku będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich”. Rozmowa ta odbyła się jeszcze przed odlotem premiera Donalda Tuska na miejsce tragedii. Tam się spotkał z premierem Władimirem Putinem.
Zasadniczym problemem w tej sytuacji jest umiejętność rozróżnienia między umową międzynarodową a międzynarodowym zobowiązaniem. Umowa jest bowiem tylko jedną z technicznych form zaciągania przez państwa zobowiązań. Do ich katalogu zaliczamy także inne techniki, np. normy zwyczajowe czy ważne, jak w tym konkretnym przypadku, zobowiązania jednostronne, a nawet polityczne gentelmen’s agrement.
Historia stosunków międzynarodowych zna wiele takich sytuacji. Podręcznikowym przykładem jest sprawa praw Danii do Grenlandii. Kiedy Norwegia próbowała je podważyć, trybunał międzynarodowy Ligii Narodów przypomniał w 1932 r., że premier Norwegii 12 lat wcześniej w Wersalu powiedział jedno zdanie: Norwegia uznaje duńską suwerenność nad Grenlandią. I Norwegia musiała obejść się smakiem.