Gdy Jarosław Kaczyński orzekł, że Bronisław Komorowski został prezydentem przez nieporozumienie, odezwały się głosy, iż prezes PiS podważył prawowitość dokonanego przez obywateli wyboru, a więc i prawowitość władzy polskiej głowy państwa. Może takie intencje rzeczywiście towarzyszyły tej wypowiedzi. Nie jest to jednak istotne, bo prawowitość nie jest kwestią przekonań jakiegokolwiek, głośnego nawet i wpływowego, polityka.
[srodtytul]Powrót Burbonów[/srodtytul]
Problem prawowitości władzy państwowej należy do klasycznych w każdej pogłębionej debacie politycznej oraz w badaniach naukowych. Ten, kto władzę sprawuje, pragnie z reguły, aby jego panowanie uzyskało status prawowitego. W tym celu podejmuje rozmaite zabiegi mające przekonać obywateli, że panowanie to na status taki zasługuje.
Zabiegi te są ważnym, ale niejednym, elementem procesu legitymizacji władzy. Czasami przynoszą oczekiwane rezultaty, a czasem kończą się niepowodzeniem. Dzieje powszechne znają też liczne przypadki delegitymizacji władzy. Władza dotychczas prawowita traci taką właściwość, co staje się zwykle początkiem jej upadku.
Ludzie władzy, a mogą to być zarówno despotyczni jedynowładcy, jak i demokratycznie wyłonieni przedstawiciele ludu, dla zdobycia, potwierdzenia lub odzyskania prawowitości posługują się rozlicznymi argumentami legitymizacyjnymi. Od takich, że „nasza władza pochodzi od najwyższego autorytetu (np. Boga)”, „naszej władzy nie ma czym zastąpić”, do takiego, że „nasza władza jest lepsza niż inne” i „nasza władza realizuje wszystkie istotne wartości ogólnoludzkie”.