Myślę nawet, że nie sama aplikacja, tylko obrana koncepcja dochodzenia do zawodu sędziego, z którą nie wszyscy się zgadzają.
Chyba jednak nie tylko...
Było kilka trudnych spraw, które wyszły w trakcie aplikacji. Jak wszystko, co nowe, trzeba było je załatwić i rozstrzygnąć. Teraz już nie ma wątpliwości, jak na przykład liczyć średnią ze sprawdzianów i praktyk.
Te rozstrzygnięcia nie zawsze były na korzyść aplikantów.
Jeśli myśli pani o zamieszaniu z liczeniem punktów z praktyki, to okazało się, że szkoła miała rację, stawiając wyżej stopnie ze sprawdzianów. Potwierdziły to kilkakrotnie w wyrokach wojewódzkie sądy administracyjne, do których zwracali się niezadowoleni aplikanci.
Ale ich niezadowolenie nie mija....
Powodów niezadowolenia czy rozczarowania jest kilka. Aplikacja wiąże się z silną konkurencją między młodymi, zdolnymi prawnikami. Proszę zauważyć, że z roku na rok mimo tych narzekań chętnych na nią jest coraz więcej. W tym roku zgłosiło się 2200 kandydatów. To naprawdę sporo. A niezadowolenie? Cóż, młodzi ludzie narażeni są na ogromny stres i obciążenie nauką. Każdy z nich ma świadomość, że do upragnionych zawodów – sędziego czy prokuratora – dostaną się tylko najlepsi. Walka więc trwa, a ci, którym idzie gorzej, okazują niezadowolenie. Weźmy np. sprawdzian wśród aplikantów podzielonych na grupy. Każda z nich ma odczucie, że to ona miała trudniejsze pytania.
Może wystarczyłoby zwiększyć limit na aplikacji sędziowskiej i prokuratorskiej, a niezadowolenie byłoby mniejsze...
To nie wchodzi w rachubę. Mamy dziś w Polsce wystarczającą liczbę sędziów. Jeśli kształcimy młodych ludzi przez długie lata, to musimy im i sobie zagwarantować, że ich odpowiednio wykorzystamy. Można zrobić nawet kilkutysięczny nabór. Tylko jak sobie potem poradzić z organizacją nauki, praktykami, egzaminami, no i pewnym miejscem pracy po ukończeniu aplikacji.
Od kilku lat słychać narzekania, że resort zbyt wysoko ustawia poprzeczkę chętnym na aplikację ogólną. Egzamin pisemny oparty na kazusach w zestawieniu z dużo łatwiejszymi testami na inne aplikacje korporacyjne budzi sprzeciw młodych prawników.
To prawda, ale takie było założenie. Trudny egzamin ma pomóc wyłonić najlepszych. Jeśli egzamin będzie łatwy, nie uda się tego zrobić. Z dwutysięcznej rzeszy młodych prawników bez problemu można wybrać dwustu najlepszych, i o to chodzi.
Czy zawód sędziego jest, pana zdaniem, atrakcyjny dla młodych ludzi?
Z pewnością tak. Możliwość samorealizacji to duża zaleta. W dodatku to wszystko za niemałe pieniądze. Wiem, że mogłyby być większe, ale takie są realia budżetu i ich nie przeskoczymy. Bezcenne są niezawisłość i niezależność. Bezcenne jest to, że sędzia po wydaniu orzeczenia może nie zwracać specjalnie uwagi na komentarze polityków, jakie niedawno słyszeliśmy po orzeczeniu sądu warszawskiego w sprawie wyborczej.
A jednak przedstawiciele innych zawodów prawniczych, wybitni adwokaci, radcowie prawni nie garną się do niego... Ubiegają się o niego teraz głównie referendarze i asystenci sędziów.
Nad tym ubolewam. Oczywiście, że nie takie było założenie. Cały czas jednak najlepsi adwokaci i radcowie prawni nie są zainteresowani przejściem do zawodu sędziego. Wierzę, że Krajowa Rada Sądownictwa robi wszystko, by spośród kandydatów wybierać prawdziwe perełki. Z czasem katalog zainteresowanych się poszerzy. Przyjdą młodzi prawnicy po aplikacji sędziowskiej w szkole, ale także wierzę, że zwiększy się liczba bardzo dobrych kandydatów z innych zawodów prawniczych.