Trwa kampania społeczna „wykreśl 212 k.k." (http://www.wykresl212kk.pl/), czyli regulację mówiącą o odpowiedzialności karnej za zniesławienie. Dowodem na jej zasadność mają być kolejne wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które stwierdzają naruszenie przez Polskę konwencji przez skazania za zniesławienie, z reguły w związku z wypowiadanymi opiniami. Kampanię wspierają niektóre organizacje ochrony praw człowieka i przedstawiciele mediów. Ci ostatni przede wszystkim wskazują swoją istotną rolę w funkcjonowaniu demokratycznego państwa prawa, szczególną trudność w pełnieniu swojej funkcji w środowiskach lokalnych ze względu na stronniczość tamtejszych środowisk prawniczych, stałe ryzyko odpowiedzialności karnej, które zmusza redakcje do większej powściągliwości w kwestionowaniu prawidłowości działania przedstawicieli władzy. Twierdzą też, że nowe regulacje dotyczące sprostowania i wysokie sankcje w procesach cywilnych wystarczą. Wiele z tych argumentów brzmi racjonalnie. Zdaję sobie sprawę, jak duże ryzyko i jaki koszt ponosi niezależny, wiarygodny i odpowiedzialny dziennikarz. I bynajmniej tego nie bagatelizuję.
Cztery warunki
Minister sprawiedliwości na spotkaniu z prasą przedstawił propozycję nowelizacji art. 212 i 213 kodeksu karnego, zgodną z tymi oczekiwaniami i realizującą standard wyznaczony przez ETPCz. Dzień po spotkaniu ukazały się dwa duże teksty, jeden autorstwa Marka Domagalskiego („Rz" z 26 września, C1) głoszący, że propozycja doprowadzi do tego, że „krytykujący władze łatwiej narażą się na sankcje karne z art. 212 k.k.", drugi zaś, autorstwa Ewy Siedleckiej („GW" z 26 września, s. 8), opatrzony tytułem „Karanie za słowa ma się dobrze". Nie mogę zgodzić się z postawionymi w nich tezami.
Obecna regulacja zniesławienia wprowadza odpowiedzialność karną za przypisanie danej osobie zarówno konkretnego postępowania (fakty), jak i właściwości (opinie), i to tylko wtedy, gdy spełnione są cztery warunki. Po pierwsze, przypisywane zachowanie lub cecha mogą poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub prowadzonej działalności. Po drugie, pomawiający miał świadomość, że posługuje się nieprawdą, i podjął to ryzyko. Po trzecie, dochowując należytej staranności, mógł on skutecznie zweryfikować informację (w odniesieniu do mediów mam na myśli jedynie „uśredniony" standard staranności dziennikarskiej). W końcu, jeśli sprawca korzysta z mediów, możliwe jest też pomówienie przez podanie prawdziwych faktów, jeżeli nie uczyniono tego w interesie publicznym i nie dotyczyło to osoby publicznej. Jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, tylko w wyjątkowych wypadkach można uniknąć odpowiedzialności za pomówienie (musi być to uzasadnione ochroną małoletniego, życia lub zdrowia człowieka).
W procesie karnym to zniesławiony musi udowodnić wszystkie poza trzecią okoliczności; jest to przy tym przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego, czyli w całości prowadzone przez potencjalnie pomówionego (bez udziału prokuratora). Oskarżony może przeprowadzić dowód prawdy i uwolnić się od odpowiedzialności karnej. W procesie cywilnym odpowiedzialność dziennikarza jest szersza i prostsza do dowiedzenia, a rozkład dowodów i domniemań jest mniej korzystny dla tego, kto publicznie posługuje się słowem.
Minister proponuje
Na czym polega propozycja ministra, zwłaszcza w odniesieniu do dziennikarzy? Znika odpowiedzialność karna za formułowanie opinii (sądów wartościujących), pozostaje za podawanie nieprawdziwych faktów. Znika możliwość powoływania się w ocenach na prawo do krytyki osób publicznych dla uchylenia się od odpowiedzialności karnej, bo już samo wypowiadanie ocen nie będzie z zasady karalne (art. 213 § 2 k.k. nie ma zastosowania poza tym zakresem). Dowód prawdy będzie mógł być – z ograniczeniem dotyczącym życia prywatnego i rodzinnego – zawsze przeprowadzony. Rozważamy też możliwość likwidacji zagrożenia karą pozbawienia wolności.