Nie ma wątpliwości, że pytanie prawne do Sądu Najwyższego o granice prezydenckiego prawa łaski czy o umocowanie Julii Przyłębskiej jako prezesa Trybunału mają polityczny charakter, choć ubrane są w szaty zwykłej procedury sądowej. Instrumentalizowanie prawa to nie nowość, pamiętamy, jak długo badano w sądach absurdalny pozew, aby Lech Wałęsa wypłacił obiecane w kampanii wyborczej 100 mln zł (10 tys. nowych) dla każdego Polaka. Bywają niestety prawnicy, a nawet sędziowie, którzy zamiast uciąć sprawę oczywistą celebrują ją nawet politycznie.
Wtedy wrogiem był Wałęsa. Teraz obecna władza. Incydenty nadużywania procedur sądowych nie powinny jednak skutkować wytaczaniem przeciw trzeciej władzy kolejnych kampanii na wzór wojny hybrydowej i odwodzić od zasadniczego problemu: rozdętego, kosztownego, a zarazem nieefektywnego wymiaru sprawiedliwości.
Jeśli Polska rozwija się całkiem dobrze mimo mało efektywnej Temidy to najwyraźniej nie ona jest najważniejsza. O wiele większe znaczenie ma, także dla przestrzegania prawa, uszczelnianie VAT, nie mówiąc o 500+. Przeciętny Polak do sądu w ogóle nie zagląda, a spadek może załatwić u notariusza. Alimenty np. też mogliby określać urzędnicy, a policjanci, nie mówiąc o strażnikach miejskich, nie muszą za byle co nakładać mandatów i mnożyć spraw wykroczeniowych. Reformy powinny pójść tą drogą.
Prawo i sprawiedliwość są ważne, ale ważniejsze jest, by państwo było przyjazne dla zwykłych ludzi, a obywatele mogli cieszyć się wolnością. Z tej perspektywy reformy Ziobry są może mniej ważne niż to, co robi Morawiecki i np. policja – także na komisariatach.