Liberalizm nienazwany

Nie jestem zbyt szczęśliwy, że premier pod ciężarem zobowiązań socjalnych, które rodzi każda kampania wyborcza i które sam prowokował, mocno tonuje akcenty liberalne – deklaruje europoseł PO

Aktualizacja: 03.12.2007 01:03 Publikacja: 03.12.2007 00:56

Liberalizm nienazwany

Foto: Rzeczpospolita

Podczas kampanii wyborczej Donald Tusk obiecał ludziom cud gospodarczy, obiecał także podwyżki m.in. lekarzom i nauczycielom. Powtórzył te obietnice w swoim exposé, dodając kolejne, jak choćby boisko w każdej gminie czy wzmocnienie ochrony praw pracowniczych. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy w świetle takich obietnic można jeszcze mówić o Platformie jako o partii liberalnej. Czy może, paradoksalnie, coraz bliżej jej do partii socjalnej?

Tusk wygrał wybory jako lider szerokiej platformy sprzeciwu wobec rządów Kaczyńskich. Na fali sukcesu chciałby teraz zbudować mocne zaplecze w wyborach prezydenckich. Szersze zaplecze niż potencjalny krąg wyborców Platformy Obywatelskiej jako formacji konserwatywno-liberalnej. Stąd taktyka i język, który nieco przypomina poszukiwaczy trzeciej drogi, czyli próbę syntezy liberalizmu ekonomicznego z solidaryzmem w sferze społecznej. Bliżej Tony’ego Blaira aniżeli twardej retoryki Margaret Thatcher...

Zwycięska retoryka Tuska, nasycona socjalnymi obietnicami, będzie obciążeniem dla jego własnego rządu, gdy realne napięcia i ograniczenia przesłonią zalety nowego stylu politycznego, tak bardzo relaksującego opinię publiczną po dwóch latach awantur i zgiełku. Niemniej jest to droga do szukania większości, trafia w gusty wyborcze, bo... taka właśnie jest Polska. Przybywa ludzi, którzy wierzą we własne siły, gotowych brać odpowiedzialność za swój los, ale nie wolno zapominać, że Polska jest też krajem ludzi pełnych lęku o przyszłość, pamiętających niedawną beznadzieję rynku pracy na prowincji, od czego uwolniła nas emigracja zarobkowa, a nie polityka rządu. Tusk mówi językiem, który może mi się mniej podobać, ale ja należę do mniejszości, a on szuka przecież większości.

Nie sądzę jednak, by ta sytuacyjna retoryka odmieniła oblicze Platformy Obywatelskiej jako środowiska liberalno-konserwatywnego, dobrze zakotwiczonego w europejskiej rodzinie partii konserwatywnych i chadeckich.

Liberalny składnik PO jest dobrze widoczny w sprzeciwie wobec kapitalizmu państwowego i w misji odbudowy pozytywnego klimatu oraz przyjaznego otoczenia regulacyjnego dla biznesu. Rząd Tuska chce uwolnić państwo od etatyzmu IV RP, który nie ograniczał się do gospodarki, zatrzymując procesy prywatyzacyjne, ale był także etatyzmem etycznym i pedagogicznym – próbą wychowywania obywateli po swojemu.

Zgoda, że jest to liberalizm nienazwany. Ja też zauważyłem, że Tusk omijał w swym przydługim exposé tradycyjny słownik liberalny. Wie jednak, że przeciwnicy i tak będą go etykietowali jako liberała! A jest to etykieta podwójnie spostponowana, kiedyś przez premiera Jana Olszewskiego, a w wyborach 2005 przez PiS.

Wierzę, że przyjdzie czas na rehabilitację liberalizmu, czyli idei wolności, która współtworzyła Europę i odbudowywała Europę postkomunistyczną. Lider Platformy, nauczony doświadczeniami, używa języka pokonującego dychotomię liberalizm – solidaryzm. Wynaleziony na użytek kampanii roku 2007 język syntezy wolności i solidarności doprowadził do zwycięstwa.

Wiele osób powątpiewa, czy taka synteza jest w ogóle możliwa, czy da się pogodzić liberalizm ze społeczną solidarnością. Przede wszystkim, zostawiając na razie na boku rozmaite łamańce ideowe, które kiedyś żartobliwie opisywał Leszek Kołakowski, trzeba zauważyć, że Platforma objęła władzę nad państwem bardziej socjalnym aniżeli liberalnym.

Na przekór stereotypom jesteśmy krajem socjalnym w trzech wymiarach. Po pierwsze, pod względem nasycenia przywilejami pracowniczymi i pakietami socjalnym w toku transformacji, po wtóre pod względem transferów międzypokoleniowych (udział rent i emerytur w budżecie) i po trzecie, pod względem solidarności międzygrupowej (podatki, pomoc społeczna), co w sumie daje niezwyczajny jak na Europę Środkowo-Wschodnią poziom wydatków socjalnych w PKB.

Jeśli czegoś brakuje w Polsce, wbrew obiegowym opiniom, to liberalizmu ułatwiającego życie ludziom, którzy tworzą bogactwo narodowe. Zatem synteza, o której mówi Tusk, jest polską rzeczywistością, tyle że negowaną przez lewicowy i prawicowy populizm. Jeśli coś szwankuje w tej syntezie, to składnik liberalny, a nie socjalny, napięty do granic możliwości naszego kraju.

Dlatego nie jestem zbyt szczęśliwy, że premier pod ciężarem zobowiązań socjalnych, które rodzi każda kampania wyborcza i które sam prowokował, mocno tonuje akcenty liberalne, przede wszystkim spłaszczenie podatków czy radykalne uzdrowienie finansów publicznych. Nie musi to oznaczać porzucenia tych zadań, ale ich odroczenie w czasie. Dzisiejszym ograniczeniem są nie tylko realia gospodarcze, ale także ludowy koalicjant, inaczej postrzegający podatki i dyscyplinę fiskalną oraz wielkie i kosztowne zadania publiczne związane z przygotowaniem do Euro 2012.

W tej sytuacji radykalna kuracja liberalna jest nie do pogodzenia z obietnicami wyborczymi wobec lekarzy czy nauczycieli. Dlatego rząd Donalda Tuska, pomny dziejów ostatniego reformatorskiego gabinetu Jerzego Buzka, nie chcąc dzielić jego losu i mając na uwadze perspektywę wyborów prezydenckich, będzie działał pragmatycznie, by nie stracić zaufania społecznego. Zderzenie oczekiwań wyborców z odpowiedzialnością za państwo okaże się najtrudniejszym problemem rządów PO i PSL.

Jednak liberalizm to nie tylko poglądy gospodarczo-społeczne, lecz także światopogląd. A światopogląd odróżnia PO od współczesnych, europejskich partii liberalnych i zbliża do partii centroprawicowych. Przesądza o tym naturalny konserwatyzm tego środowiska i dystans wobec nowinek obyczajowych, które zdominowały program zachodniego liberalizmu.

Konserwatywna domieszka była obecna od samego początku w środowisku dawnego KLD uważanym za liberalną ortodoksję w łonie Platformy. Wynikało to choćby z rodzinnych i solidarnościowych korzeni. Stąd dystans do importowania libertyńskich nowinek – marszów równości, eutanazji i bezwarunkowej aborcji. Dziś pośród wielu nurtów PO ten konserwatywny wymiar został spotęgowany. Ma w tym udział ewolucja gdańskich liberałów i samego Tuska.

Społeczeństwo w drodze, poddane rewolucjom ustrojowej, technicznej i ekonomicznej (koniecznej, by przebyć drogę od RWPG do Unii Europejskiej), potrzebuje stabilnego gruntu wartości.

Jest to jedyny sposób zakorzenienia pośród zmienności. Z innych powodów szuka wartości nowe pokolenie, nie darmo zwane pokoleniem JP2. Strategia modernizacji bezideowej, bez szacunku dla tradycji, nie ma szans politycznych.

Bez szans jest nie tylko liberalizm integralny w wersji zachodnioeuropejskiej, ale także wszelkie liberalne doktrynerstwo. Nadaje się jedynie do felietonów a la Korwin-Mikke. Liberalizm praktyczny musi być pragmatyczny. Tylko wtedy zyskuje polityczne znaczenie i może oddziaływać na rzeczywistość. Jest to o tyle istotne, że polska prawica, namaszczona przez księdza Rydzyka, jest antyrynkowa i ksenofobiczna. Gospodarczo jest „pobożną” lewicą.

Dlatego formacja republikańska, łącząca zaufanie do swobód rynkowych i obywatelskich z przywiązaniem do tradycyjnych wartości, jest i będzie w Polsce potrzebna. Teraz przechodzi test odpowiedzialności za państwo.

Janusz Lewandowski jest europosłem Platformy Obywatelskiej. Był współtwórcą i liderem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, ministrem przekształceń własnościowych w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej, twórcą programu powszechnej prywatyzacji

Podczas kampanii wyborczej Donald Tusk obiecał ludziom cud gospodarczy, obiecał także podwyżki m.in. lekarzom i nauczycielom. Powtórzył te obietnice w swoim exposé, dodając kolejne, jak choćby boisko w każdej gminie czy wzmocnienie ochrony praw pracowniczych. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy w świetle takich obietnic można jeszcze mówić o Platformie jako o partii liberalnej. Czy może, paradoksalnie, coraz bliżej jej do partii socjalnej?

Tusk wygrał wybory jako lider szerokiej platformy sprzeciwu wobec rządów Kaczyńskich. Na fali sukcesu chciałby teraz zbudować mocne zaplecze w wyborach prezydenckich. Szersze zaplecze niż potencjalny krąg wyborców Platformy Obywatelskiej jako formacji konserwatywno-liberalnej. Stąd taktyka i język, który nieco przypomina poszukiwaczy trzeciej drogi, czyli próbę syntezy liberalizmu ekonomicznego z solidaryzmem w sferze społecznej. Bliżej Tony’ego Blaira aniżeli twardej retoryki Margaret Thatcher...

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?