Podczas kampanii wyborczej Donald Tusk obiecał ludziom cud gospodarczy, obiecał także podwyżki m.in. lekarzom i nauczycielom. Powtórzył te obietnice w swoim exposé, dodając kolejne, jak choćby boisko w każdej gminie czy wzmocnienie ochrony praw pracowniczych. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy w świetle takich obietnic można jeszcze mówić o Platformie jako o partii liberalnej. Czy może, paradoksalnie, coraz bliżej jej do partii socjalnej?
Tusk wygrał wybory jako lider szerokiej platformy sprzeciwu wobec rządów Kaczyńskich. Na fali sukcesu chciałby teraz zbudować mocne zaplecze w wyborach prezydenckich. Szersze zaplecze niż potencjalny krąg wyborców Platformy Obywatelskiej jako formacji konserwatywno-liberalnej. Stąd taktyka i język, który nieco przypomina poszukiwaczy trzeciej drogi, czyli próbę syntezy liberalizmu ekonomicznego z solidaryzmem w sferze społecznej. Bliżej Tony’ego Blaira aniżeli twardej retoryki Margaret Thatcher...
Zwycięska retoryka Tuska, nasycona socjalnymi obietnicami, będzie obciążeniem dla jego własnego rządu, gdy realne napięcia i ograniczenia przesłonią zalety nowego stylu politycznego, tak bardzo relaksującego opinię publiczną po dwóch latach awantur i zgiełku. Niemniej jest to droga do szukania większości, trafia w gusty wyborcze, bo... taka właśnie jest Polska. Przybywa ludzi, którzy wierzą we własne siły, gotowych brać odpowiedzialność za swój los, ale nie wolno zapominać, że Polska jest też krajem ludzi pełnych lęku o przyszłość, pamiętających niedawną beznadzieję rynku pracy na prowincji, od czego uwolniła nas emigracja zarobkowa, a nie polityka rządu. Tusk mówi językiem, który może mi się mniej podobać, ale ja należę do mniejszości, a on szuka przecież większości.
Nie sądzę jednak, by ta sytuacyjna retoryka odmieniła oblicze Platformy Obywatelskiej jako środowiska liberalno-konserwatywnego, dobrze zakotwiczonego w europejskiej rodzinie partii konserwatywnych i chadeckich.
Liberalny składnik PO jest dobrze widoczny w sprzeciwie wobec kapitalizmu państwowego i w misji odbudowy pozytywnego klimatu oraz przyjaznego otoczenia regulacyjnego dla biznesu. Rząd Tuska chce uwolnić państwo od etatyzmu IV RP, który nie ograniczał się do gospodarki, zatrzymując procesy prywatyzacyjne, ale był także etatyzmem etycznym i pedagogicznym – próbą wychowywania obywateli po swojemu.