Czemu profesor nie włożył piłkarskich gatek

Stanisław Gomułka naszkicował obraz rządu bez realnych pomysłów na spełnienie wyborczych obietnic, odsuwającego problemy na przyszłość i fatalnie zorganizowanego przez Donalda Tuska – pisze Rafał A. Ziemkiewicz

Publikacja: 28.04.2008 00:54

Czemu profesor nie włożył piłkarskich gatek

Foto: Forum

Choć od dymisji profesora Stanisława Gomułki minęło już kilka dni, warto do tego wydarzenia wrócić i zastanowić się nad jego konsekwencjami. Obecność w rządzie cenionego profesora z renomowanej London School of Economics and Social Sciences, znanego z wolnorynkowych poglądów, miało bowiem stanowić gwarancję, iż obecna władza poważnie traktuje wyzwanie reformy polskich finansów publicznych – którą nie tylko krajowe autorytety, ale także międzynarodowe instytucje finansowe wielokrotnie uznawały za konieczną i pilną.

Jego dymisja jest więc czymś więcej niż tylko zmianą na stosunkowo niskim w ministerialnej hierarchii stanowisku podsekretarza stanu. Jest z jednej strony wizerunkowym ciosem dla Platformy, z drugiej – poważnym sygnałem alarmowym, iż w rządzie źle się dzieje.

[srodtytul]Zniechęcony jałowością[/srodtytul]

Profesor Gomułka nie jest politykiem i, na szczęście, nie zachował się tak, jak by to zapewne zrobił polityk – to znaczy nie użył któregoś z gładkich frazesów o „przyczynach osobistych”, „zaabsorbowaniu innymi obowiązkami” itp. Przyczyny swej decyzji wyłożył jasno: po niespełna pół roku uznał, że rząd jego pracy nie potrzebuje, że minister finansów Jan Vincent Rostowski nie wypełnia swych zadań, ponieważ został ubezwłasnowolniony przez premiera, a ten z kolei nie jest reformą zainteresowany.

Zniechęciła go też jałowość międzyresortowych konsultacji z Ministerstwem Zdrowia w sprawie umorzenia długów szpitali – również wynikająca jego zdaniem z braku w ministerstwie politycznej woli przeprowadzenia rzeczywistych reform.

A przy okazji naszkicował Stanisław Gomułka obraz rządu, który dziennikarzy nie zaskakuje, ale którego poza nieoficjalnymi, kuluarowymi rozmowami nikt z obecnej ekipy nie przedstawił tak otwarcie: efekciarskie skupienie na pijarze, brak realnych pomysłów na spełnienie wyborczych obietnic, odsuwanie problemów w nieokreśloną przyszłość i fatalna organizacja pracy, zawiniona w dużym stopniu przez samego Donalda Tuska, który, otoczony gromadką pretorian, zastrzegł do swych wyłącznych kompetencji tyle ważnych decyzji, że nie starcza mu czasu nie tylko na ich podejmowanie, ale nawet na wysłuchanie argumentów zajmujących się daną sprawą podwładnych.

Piszę, iż Stanisław Gomułka głośno powiedział o tym, o czym dotąd się szeptało „na szczęście” nie ze złośliwości wobec rządu Tuska, ale dlatego, że tolerowanie tej sytuacji i jej ukrywanie za fasadą marketingowych sztuczek jest najgorszym, co się może zdarzyć i Polsce, i samemu rządowi.

[srodtytul]Egzamin z dostrzegania[/srodtytul]

Niestety, reakcja polityków PO na wystąpienie Gomułki była, generalnie, fatalna – pierwszy egzamin z umiejętności dostrzegania własnych błędów i zdolności do ich naprawiania ekipa Tuska przegrała z kretesem. Wypowiedzi polityków PO zdominowała słabo ukrywana irytacja zdradą profesora i chęć wywarcia na nim propagandowej zemsty.

Gomułka został więc dość powszechnie oskarżony o wybujałe ambicje, których niespełnienie ma jakoby być rzeczywistą przyczyną jego krytyki; Michał Boni z Rafałem Grupińskim na wspólnej konferencji prasowej zdiagnozowali u niego „narcyzm”, a Hanna Gronkiewicz-Waltz posunęła się nawet do zarzutu, że profesor jest sfrustrowany, bo chciał sam zostać premierem.

Wyciągnięto też przeciwko Gomułce oskarżenie, jakoby odszedł, gdyż rząd nie chciał spełnić jego żądania prywatyzacji szpitali, a także że domagał się wprowadzenia od zaraz podatku liniowego. Jedno i drugie w ustach działaczy PO nagle stało się przejawem ultraradykalizmu – co zdaje się świadczyć o kompletnym zaniku u nich poczucia własnej śmieszności.

Trudno też nie zastanowić się przy tej okazji nad mechanizmem psychologicznym, który sprawia, że nowa ekipa już po kilku miesiącach zaczyna prezentować te same obyczaje, które krytykowała u poprzedników. Przecież gdy Jarosław Kaczyński nazajutrz po dymisji dyskredytował swych dotychczasowych współpracowników i rzucał na nich podobne oskarżenia, ci sami platformersi nie szczędzili mu szyderstw, podobnie jak i za populistyczne używanie prywatyzacji szpitali w roli straszaka.

Tymczasem, jeśli starannie się wczytać w wypowiedzi polityków PO odsądzających dziś Gomułkę od czci i bagatelizujących jego oskarżenia, znajdziemy potwierdzenie zarzutów. Szczególnie ważna wydaje mi się tu wypowiedź jego bezpośredniego przełożonego Jana Vincenta Rostowskiego, który polemizując z oskarżeniem rządu o brak woli przeprowadzenia reformy finansów stwierdził zarazem, iż większość celów takiej reformy da się osiągnąć bez zmian prawnych, jedynie narzędziami administracyjnymi.

W przełożeniu na język prosty oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko stwierdzenie, że minister nie widzi już potrzeby reformy – co, jeśli odpowiada przekonaniu premiera, a tak się wydaje, oznacza zasadniczą zmianę poglądów obecnej ekipy w kwestii, co do której, jak już wspomniałem, istnieje zgoda większości krajowych i zagranicznych ekspertów oraz międzynarodowych instytucji finansowych.

[srodtytul]Reforma bez reformy[/srodtytul]

Jeśli dodać do tego faktyczną rezygnację z podatku liniowego (bo odłożenie go do roku 2011, czyli na następną kadencję, oznacza w istocie definitywne zaniechanie), to wypada stwierdzić, iż Jan Vincent Rostowski, wbrew robionemu mu pijarowi, nie jest bynajmniej drugim Balcerowiczem, ale raczej drugim Kołodką. To Grzegorz Kołodko był bowiem bodaj jedynym szefem tego resortu, który otwarcie negował potrzebę reformy finansów i zapowiadał ich uzdrowienie bez zmieniania ustaw. W praktyce oznaczało to skupienie się na krytyce silnego złotego i doraźnej łataninie, a to małą podwyżką, a to abolicją – wydaje się, że osiągnięcia Kołodki stanowią wystarczającą przestrogę przed chodzeniem jego śladem.

Z kolei Michał Boni, polemizując z oskarżeniami Gomułki o to, iż skupiona wokół niego grupa nie generuje żadnych politycznych programów, a pełni tylko funkcję „strażaków”, którzy mają na bieżąco zażegnywać strajki i protesty, stwierdził, iż nikt od jego ludzi programów nie oczekuje. W gruncie rzeczy wzmacnia to oskarżenie Gomułki, zamiast je osłabiać. Jeśli Boni i jego współpracownicy skupieni są na sprawach doraźnych, to znaczy, że kwestiami strategicznymi nie zajmuje się nikt, bo powszechnie wiadomo, iż jest to jedyna grupa w strukturze obecnej władzy, która – gdyby chciała – byłaby w stanie się nimi zajmować.

[wyimek]Trudno oczekiwać po profesorze Gomułce, że nie mogąc dostać się ze swymi przestrogami do premiera, sprawi sobie piłkarskie gatki i będzie próbował zbliżyć się do niego na boisku[/wyimek]

Trudno oczekiwać po profesorze Gomułce, że nie mogąc dostać się ze swymi przestrogami do premiera, sprawi sobie piłkarskie gatki i będzie próbował zbliżyć się do niego na boisku, jak zapewne uczyniłby na jego miejscu rasowy polityk. Podzielenie się obawami z opinią publiczną nie jest aktem nielojalności, jak odebrali to obrażeni politycy PO, ale raczej odpowiedzialności. I jeśli premier da się uspokoić swym klakierom, że wszystko jest dobrze, a Gomułka po prostu jest frustrat, popełni ogromny błąd.

[srodtytul]Zgiełk ucichnie[/srodtytul]

Z tego starcia to Stanisław Gomułka wychodzi zwycięsko – oskarżenia o przerost ambicji kompromitują raczej tych, którzy je rzucają (osobiście zresztą uważam wręcz za śmieszną sugestię, jakoby przy swej pozycji zawodowej profesor Gomułka potrzebował do czegoś awansu w hierarchii ministerialnych czynowników), podczas gdy jego zarzuty brzmią spójnie, logicznie i pasują do wszystkich znanych przesłanek.

Oczywiście, rządząca ekipa nie musi się nim przejmować. Profesor wróci do Londynu, zgiełk ucichnie, a życzliwe media odwrócą uwagę opinii publicznej nowymi doniesieniami do prokuratury albo wizjami głosowania przez Internet. Ale to jedna z ostatnich okazji dla Tuska, by coś w funkcjonowaniu swego otoczenia zmienić. Może z niej nie skorzystać, otoczyć się ludźmi, którzy będą go chronić przed złymi wiadomościami (nie wiem, czy premier zaznajamia się na bieżąco z coraz bardziej alarmującymi raportami GUS) i wierzyć, iż można wszelkie działania rządu ograniczyć do doraźnego ustosunkowywania się wobec zdarzeń.

Jakiś jeszcze czas będzie miło. Ale w którymś momencie sprawy przybiorą taki obrót, że żaden marketing już nie pomoże.

Choć od dymisji profesora Stanisława Gomułki minęło już kilka dni, warto do tego wydarzenia wrócić i zastanowić się nad jego konsekwencjami. Obecność w rządzie cenionego profesora z renomowanej London School of Economics and Social Sciences, znanego z wolnorynkowych poglądów, miało bowiem stanowić gwarancję, iż obecna władza poważnie traktuje wyzwanie reformy polskich finansów publicznych – którą nie tylko krajowe autorytety, ale także międzynarodowe instytucje finansowe wielokrotnie uznawały za konieczną i pilną.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?