Rewolucja w czasach popkultury

Marksistowscy artyści, uprawiając sztukę, prowadzą walkę o ideową hegemonię, aby wykorzystać ją potem do kształtowania swoich odbiorców - pisze dyrektor TVP Kultura.

Aktualizacja: 07.05.2008 02:20 Publikacja: 06.05.2008 19:02

Rewolucja w czasach popkultury

Foto: Rzeczpospolita

Red

26 kwietnia 2008 r. Sobota wieczorem. Uroczystość wręczenia nagrody Gwarancja Kultury 2007. W imieniu laureata w dziedzinie literatury Jarosława Marka Rymkiewicza nagrodę odbiera wydawczyni i czyta list od autora, w którym tłumaczy on, czemu nie pojawił się na transmitowanej w TVP Kultura uroczystości. List jest w istocie mocno brzmiącym oskarżeniem popkultury, której jednym z eksponentów jest telewizja. Poeta uważa, że popkultura zabija wartości wpisane w kulturę, stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie i stąd wzywa do walki o kulturę z jej głównym wrogiem - popkulturą.

List poety wywołuje reakcję kolejnego laureata, związanego z lewicową „Krytyką polityczną” Artura Żmijewskiego, który wyraża niezgodę na to, co powiedział Rymkiewicz i atakuje go za to, że gestem swoim represjonuje wszystkich tych, dla których popkultura jest jedynym kontaktem z kulturą. Pod koniec głos jeszcze zabiera Andrzej Urbański, prezes TVP, broniąc poety i atakując Żmijewskiego oraz jego środowisko za język, którym się ono posługuje.

Kto z nich miał rację? Czy kulturze naprawdę zagraża popkultura? Czy środowisko „Krytyki politycznej” istotnie broni popkultury przed zakusami tych, którzy w stosunku do jej zwolenników czy wyznawców mają postawę represyjną? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.

Zacznijmy od takiego: czy można wierzyć w dobre intencje wobec kultury u tych, którzy przyznają się do leninowskiego podejścia do zjawisk kulturowych? W ich języku i światoobrazie kultura jest domeną walki o hegemonię. Niezbędnym elementem tej walki jest pozyskanie przede wszystkim wpływu na kulturę i jej twórców, a następnie poprzez tak uzyskany wpływ kształtowanie czy wychowywanie odbiorców kultury. Jak łatwo zauważyć zadaniem marksistowskiego artysty czy ideologa jest zdobycie przewagi. Osiąga on ją (albo dokładniej, usiłuje osiągnąć) za pomocą uprawiania sztuki krytycznej. Ta ostatnia (jak zauważyła to Anda Rottenberg podczas tego samego wieczoru) polega na „krytykowaniu hipokryzji społecznej” i obronie innego.

Pola działań sztuki krytycznej, wyrastającej z marksistowskiego myślenia o świecie, pokrywają się z wszelkimi antagonizującymi rzeczywistość teoriami kulturowymi. Zmagania o innego, albowiem (czy będzie to teoria feministyczna, genderowa czy postkolonialna, czy wreszcie niezbyt jasna w XXI wieku teoria ucisku klasowego) dokonują się w refleksji i praktyce marksistowskiej zawsze w imię uciskanego, przeciwko uciskającemu. Marksizm (w swojej istocie myślowej) podejmuje walkę o obronę wykluczonych.

Tyle że, jak uczy historia, marksistowski stosunek do owych wykluczonych nigdy nie był bezinteresowny (jak, przykładowo, bezinteresowne w stosunku do nich jest chrześcijaństwo). Przeciwnie: marksistowska (czy gramsciańska) doktryna kulturowa zakłada wszak walkę o hegemonię, dominację, bo całą rzeczywistość kulturową traktuje jako pole niekończącej się walki o wpływy. Stąd traktuję obronę „wykluczonych” Artura Żmijewskiego jako nieszczerą filipikę, dyktowaną interesem rewolucyjnym.

Żmijewski broni popkultury. Bo to tutaj z racji jej powszechności i zasięgu można najwięcej zyskać albo stracić. Popkultura – konsekwentnie – winna się stać domeną intensyfikacji działań rewolucyjnych. Jeśli zatem ktoś ją atakuje z przyczyn (warto zauważyć pewną powtarzalność sytuacji nasuwającej skojarzenia z debatami o sztuce i kulturze w latach 50. w PRL) artystowskich, niepostępowych, wstecznych jest okazja, aby upomnieć się o owych wykluczonych, próbując zyskać ich sympatię.

Problem jednak z naszymi (ale chyba też europejskimi czy euroatlantyckimi) marksistami polega na tym, że na razie gardzą oni z całego serca popkulturą i poparcie dla niej – a la Żmijewski – jest w moim przekonaniu tylko gestem retorycznym. Gdyby bowiem nasi polscy marksiści faktycznie mieli po swojej stronie i dodatkowo angażowali się ciałem i duszą w obronę, a pierwej kreację takich zjawisk, jak: Doda, Radek Majdan, Ich Troje czy „Taniec z gwiazdami”, wypowiedź ideologa sztuki krytycznej traktowałbym jako szczere wyznanie obrońcy popkultury.

Dzisiaj marksiści nie tworzą sztuki dla mas. Nie umieją wyjść ze swoich galerii, a wieczne tropienie hipokryzji społecznej nie pozwala im znaleźć szerszego odbiorcy. Ich dzieła podziwiają podobnie myślący. I dlatego też, jeśli nawet cytują Włodzimierza Lenina i zaczytują się w Antonio Gramscim, nie potrafią przekroczyć wąskiej gardzieli elitarności: są i chcą być gramsciańską elitą gramsciańskich elit. Nie przyjmuję zatem ataku Artura Żmijewskiego. Ale nie rozumiem też Jarosława Marka Rymkiewicza. Chciałbym poznać powody tak gwałtownego ataku na popkulturę, a pierwej dowiedzieć się, co ma na myśli, kiedy używa tego sformułowania.

Czy bowiem za popkulturowych odbiorców nie można uznać widzów przysłowiowego „Tańca na lodzie”? Ale to są ci sami ludzie (a mówię to z doświadczenia), którzy oglądają poranną mszę świętą w telewizji. To ci sami ludzie, którzy pozwalają sobie na mocne przeżywanie „Plebanii”, programu „Jaka to melodia”, ale i seriali o papieżu. Rozumiem, że z perspektywy rymkiewiczowskiej wszystko wygląda tak samo: i prymitywne, odwołujące się do libido reklamy, upakowane pomiędzy programy kulturalne w telewizji, ale też te same billboardy straszące na naszych ulicach w nieodległym sąsiedztwie zabytków.

Wyim: Dzisiaj marksiści nie tworzą sztuki dla mas. Nie umieją wyjść ze swoich galerii, a wieczne „tropienie hipokryzji” społecznej nie pozwala im znaleźć szerszego odbiorcy

Z tak przyjętej perspektywy kultura wyższa przeżarta jest popkulturą, atakowana jest przez prymitywizm, odwołujący się do instynktu. Stanowi zagrożenie dla intelektu i wyższych wartości w człowieku. Zgoda. Stanowi zagrożenie dla śródziemnomorskich korzeni naszej kultury. Zgoda. Ale czy znaczy to, że należy wypowiedzieć jej wojnę? I od razu kolejne pytania: w jaki sposób to czynić? Odmawiając udziału? Bojkotując rzeczywistość, nie wychodząc z ogrodu? Co da decyzja – w perspektywie indywidualnej być może zasadna nawet – zamknięcia się w wieży? Jakie będzie miała znaczenie społeczne?

Owszem, można ostre słowa Rymkiewicza potraktować jako apel. Apel eskapisty. Szlachetna odmowa współudziału zasługuje na szacunek, ale nie zachęca do naśladowania. Ogłoszenie słusznej nawet krucjaty jest ważnym momentem, ale czy jakakolwiek z krucjat może zakończyć się zwycięstwem?

Z mojej perspektywy popkultura jest kontekstem naszej egzystencji. Kontekstem, który potraktować należy jako zadanie do odrobienia. Ze środka niej dobywa się nawet głos poety. Jak można sobie wyobrazić egzystencję twórczą, odwróconą od kontekstu? Nie zgadzam się z Rymkiewiczem, dlatego że w rzeczywistości pobrudzonej i niełatwej upływa nasze życie. Pośród ludzi, którzy niekoniecznie rozkoszują się Heideggerem czy muzyką Strawińskiego. Pośród tych, którzy oszołomieni są popkulturą, którzy, już w młodości syceni są papką popkulturową i którzy przez całe życie pozostaną pod jej wpływem.

Jarosław Marek Rymkiewicz powiada, że nie zgodzi się pokazać swojej twarzy w takim medium popkulturowym, jakim jest telewizja. Ale swoje książki wydaje i umieszcza je w księgarniach, gdzie leżą bogato ilustrowane dzieła popkultury. Ale zapewne chodzi po ulicach i mija się, a może nawet rozmawia z tymi, którzy są dziećmi popkultury. Szanuję Jego stanowisko, ale się zastanawiam, czy nie bardziej odpowiedzialnym zadaniem dla artysty jest właśnie obecność niż nieobecność, przekonywanie, świadczenie niż milczenie lub odwrócenie się. Trochę ta sytuacja przypomina tych, którzy traktują samych siebie jako depozytariuszy skarbu: owszem można podjąć decyzję, aby nie uronić ani szeląga, ale też można zdecydować się na próbę podzielenia się przynajmniej częścią skarbu z innymi. Stoję na stanowisku, że kultura wysoka musi starać się odpowiadać na wyzwania popkultury. Wciąż mam w uszach głosy oburzenia, że Jan Paweł II nagrał CD z modlitwami i że będzie można tę płytę znaleźć w świątyniach dzisiejszej kultury pop, a co więcej, że Jego „Pater noster” może się znaleźć na listach przebojów obok piosenek Madonny.

I owszem, stało się tak. Ale dzięki temu w kulturę pop wprowadzono nowy ton. Choćby na moment. I tego, moim zdaniem, warto się trzymać.

Autor, poeta i krytyk literacki, jest dyrektorem kanału TVP Kultura oraz profesorem w Instytucie Filologii Polskiej na UJ oraz na UKSW

26 kwietnia 2008 r. Sobota wieczorem. Uroczystość wręczenia nagrody Gwarancja Kultury 2007. W imieniu laureata w dziedzinie literatury Jarosława Marka Rymkiewicza nagrodę odbiera wydawczyni i czyta list od autora, w którym tłumaczy on, czemu nie pojawił się na transmitowanej w TVP Kultura uroczystości. List jest w istocie mocno brzmiącym oskarżeniem popkultury, której jednym z eksponentów jest telewizja. Poeta uważa, że popkultura zabija wartości wpisane w kulturę, stanowi dla niej śmiertelne zagrożenie i stąd wzywa do walki o kulturę z jej głównym wrogiem - popkulturą.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?