Za rosyjskim murem

Czy Europa znajdzie w sobie siłę i odwagę, by zmieniać Rosję? By dotrzeć do tych Rosjan, którzy są gotowi, jak napisał Antoni Czechow, wyciskać z siebie niewolnika, kropla po kropli? – zastanawia się historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego

Aktualizacja: 02.06.2008 12:15 Publikacja: 02.06.2008 03:37

Za rosyjskim murem

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek Mirosław Owczarek

Już 175 lat temu Adam Mickiewicz w „Ustępie” III części „Dziadów” stworzył w naszej literaturze wzór obrazu Rosjanina-niewolnika. Doświadczenia polskich spotkań historycznych z Rosją tyle razy zdawały się ten obraz potwierdzać. I tyle po Mickiewiczu kolejnych, może słabszych artystycznie, ale nie mniej sugestywnych zapisów tego stereotypu Rosji utrwaliło się w naszej literaturze.

Niedawno Rafał Ziemkiewicz, komentując najnowszą paradę mocarstwowej siły Rosji („Rz”, „Kulturnyj narod”, 12 maja 2008), też przywołał obraz narodu rosyjskiego jako wiecznego niewolnika, zawsze gotowego oddać szansę na indywidualną wolność za cenę wielkości imperium, któremu służy. Naród-niewolnik: dumny z tego, że jego potężny pan może gnębić także innych, że inni się go boją. „Bo Rosja taka jest, inna być nie chce...”.

Piękne towarzystwo dla Rafała Ziemkiewicza? Nie, nie o to mi chodzi. Ceniąc bardzo wysoko publicystyczną drapieżność i cywilną odwagę autora „Polactwa”, chcę raczej wykorzystać jego ostry głos do pytania o nasz stosunek do Rosji, o stosunek Polaków do Rosjan, o polityczne konsekwencje tego stosunku.

Najpierw jednak trzeba zapytać, czy charakterystyka Rosjan, do której odwołuje się ów stosunek, jaki wyraża tekst publicysty „Rzeczpospolitej”, jest sprawiedliwa? Trafna? Jest być może trafna: jako publicystyczne uogólnienie, historyczny skrót. Jest niesprawiedliwa: wobec konkretnych ludzi, którzy także tworzą Rosję, wobec istotnej części jej duchowego dziedzictwa, a także – co może mieć politycznie największe znaczenie – wobec potencjału jej zmian.

Tak się składa, że sam wielokrotnie pisałem, także na łamach „Rzeczpospolitej”, o niepokojącym zjawisku szerokiego poparcia społecznego w Rosji dla jej reimperializacji pod rządami prezydenta Władimira Putina. To zjawisko tworzy fakt, którego negowanie pod hasłem walki z „polskimi fobiami” czy też w imię rzekomego pragmatyzmu może prowadzić tylko do negatywnych konsekwencji. Jak każda próba zamknięcia oczu na rzeczywistość.

Czy jednak carski hymn „Grom Pobiedy” na placu Czerwonym i entuzjastyczne echo, jakie wzbudza od Kaliningradu do Władywostoku, to cała rosyjska rzeczywistość? Niezmienna?

W wydanej niedawno książce porównałem polityczne tradycje Rosjan i Polaków, koleiny wyżłobione przez dzieje w świadomości historycznej tych narodów w tak różnych kierunkach, że na końcu jednego znalazł się – jako wcielenie politycznej tożsamości narodu – Władimir Putin, na końcu drugiego wciąż pozostaje Józef Piłsudski. Dane, na podstawie których odtwarzałem stan świadomości politycznej dzisiejszych Rosjan, ich wybór imperium przeciw demokracji, porządku przeciw wolności (wybór z założenia odrzucający możliwość pogodzenia tych dwóch wartości), czerpałem jednak od samych Rosjan.

Stan myślenia „szeregowego Rosjanina” jest zdeterminowany przez pranie mózgu, które zafundował mu medialny monopolista. Ten monopol stworzyli ludzie służb specjalnych

Tych, którzy wybierają inaczej: socjologów z Centrum Lewady, Lwa Gudkowa, Borysa Dubina i wielu innych, o wiele bardziej bezlitosnych jeszcze niż Rafał Ziemkiewicz, rosyjskich krytyków stanu świadomości społeczeństwa rosyjskiego. Kiedy w naszych „rozliczeniach” z historią XX wieku podejmujemy temat Katynia, to przecież możemy się powołać na konkretne argumenty źródłowe dzięki pracy rzetelnych historyków i archiwistów rosyjskich, którzy zrobili – jak choćby Natalia Lebiediewa czy Aleksander Gurianow – wszystko, co w ich mocy, żeby ta rana się nie zabliźniła w rosyjskiej pamięci „błoną podłości”.

Jeśli mogłem niedawno zaapelować o to, byśmy nie zapomnieli, a raczej przypomnieli sobie o pierwszej ofierze etnicznej czystki w totalitarnym państwie: kilkudziesięciu tysiącach Polaków zamordowanych w ZSRR w latach 30., to byłem w stanie to uczynić także dzięki odwołaniu do prac Rosjan, historyków ze stowarzyszenia Memoriał, którzy upamiętniają konsekwentnie i z prawdziwym poświęceniem wszystkie zbrodnie sowieckiego państwa, niezależnie od narodowości jego ofiar.

Mickiewicz, pisząc, iż dla Rosjanina „jest patriotyzmem niewola”, zaraz ten obraz zakwestionował, by zwrócić się do „przyjaciół Moskali”. Zawsze tacy byli, choć zawsze było ich mniej, niż byśmy chcieli. Ale byli też i są Rosjanie, którzy niekoniecznie byli przyjaciółmi Polski, ale także na pewno nie byli wyznawcami owego „patriotyzmu niewoli”, który przypisał „szeregowemu Rosjaninowi” Ziemkiewicz. Nie mieli odwagi, by wystąpić otwarcie przeciw potężnym głosicielom kultu „puszki” i „knuta” (obecnie: rury i rakiety), ale próbują przetrwać, czekają na zmiany, na liberalną odwilż. Czy nie warto brać ich pod uwagę? Nie pytam nawet o aspekt moralny zapomnienia o „innej Rosji”, ale o aspekt czysto polityczny.

Otóż jeśli uznamy, że system imperium zagrażającego sąsiadom i eliminującego wolność swoich poddanych jest tym, co bez reszty wyraża aspiracje i trwałą, niezmienną tożsamość Rosjan, faktycznie kładziemy pieczęć naszej zgody na obraz, nad którym troskliwie pracują polittechnologowie dzisiejszego Kremla. Rosjanie nie chcą demokracji (zachodniej), nie chcą wolności mediów – chcą „demokracji suwerennej”, chcą Putina! To jest jedyny możliwy i nieuchronny „wybór Rosji”. Chcecie traktować z Rosją? – Macie tylko taką, a innej – jak IV Rzymu – nie będzie.

Tego rodzaju wizja ma swoje konsekwencje. Przede wszystkim oznacza aprobatę dla systemu, który nie powstał spontanicznie, w wyniku swobodnego wyboru rosyjskiego społeczeństwa, ale raczej w wyniku udanej kontynuacji, jaką między pewnymi elementami dziedzictwa sowieckiego a współczesną strukturą oligarchiczno (gospodarka) -autorytarną („wiertikal własti” + totalne panowanie państwa nad mediami elektronicznymi) zapewniła kontrola służb specjalnych. Co mówi „szeregowy Rosjanin” – o tym dowiadujemy się przede wszystkim z rosyjskich mediów, a nawet jeśli ominiemy ich pośrednictwo, to musimy wziąć pod uwagę, że sam „szeregowy Rosjanin” dowiaduje się o tym, jak ma myśleć, z tychże mediów.

Stan myślenia „szeregowego Rosjanina” jest zdeterminowany przez pranie mózgu, które zafundował mu medialny monopolista. Ten monopol stworzyli ludzie służb specjalnych

Wyobraźmy sobie teraz, że „Gazeta Wyborcza” ma w Polsce od ośmiu lat wszystkie kanały telewizyjne, bez żadnej możliwości polemiki z wizją rzeczywistości, jaką w nich kreuje. Jak wtedy myślałby „szeregowy Polak”? Zapewne inaczej niż obecny „szeregowy Rosjanin”, ale w sposób równie sztucznie, systemowo narzucony jak w dzisiejszej Rosji.

Stan myślenia „szeregowego Rosjanina” jest zdeterminowany nie tyle przez wielowiekową historię, przez dziedzictwo Piotra I, które wspomniał Rafał Ziemkiewicz, ile przez pranie mózgu zafundowane przez medialnego (przynajmniej gdy chodzi o telewizję) monopolistę, całkowicie w swych manipulacjach bezkarnego. Ten monopol stworzyli w Rosji ludzie służb specjalnych. Jak wykazała to Olga Krysztanowska, moskiewska socjolog, tworzą oni dziś ponad 70 procent składu osobowego elit politycznych Rosji. Są także kośćcem systemu oligarchicznego podziału majątku dawnego państwa sowieckiego – dzisiejszej Rosji. To oni, dla legitymizacji swej władzy, bezprecedensowej (w całej chyba historii ludzkości służby specjalne nie osiągnęły wcześniej takiego poziomu kontroli nad życiem politycznym i gospodarczym wielkiego państwa – jak to wygląda w szczegółach, najlepiej opisali dwaj Rosjanie: Jurij Felsztyński i Władimir Pribyłowski, w niedawno u nas wydanej książce „Korporacja zabójców”), potrzebują owego obrazu, zgodnie z którym reprezentują „historyczny wybór Rosji”.

A gdyby u nas „ludzie honoru”, tacy jak generał Kiszczak, i wybrani przy ich cichej pomocy tacy specjaliści, jak pierwszy prezes Radiokomitetu Andrzej Drawicz oraz jego pierwszy zastępca w telewizji Lew Rywin, mogli sprawować bez żadnej konkurencji i kontroli opiekę nad zbiorową wyobraźnią Polaków, to może procent dzisiejszych respondentów ankiety na temat słuszności stanu wojennego wyglądałby podobnie jak w 1983 roku – na konferencji ministra Urbana? Może dzisiaj idolem Polaków okazałby się jednak Wojciech Jaruzelski?

Rosja, wskutek zbiegu okoliczności z pierwszej połowy lat 90., a także stopnia zinfiltrowania swej rzeczywistości przez zakorzenione w niej od 1917 roku (a nie od 1944 dopiero) służby, nie zaś ze względu tylko na swe „wielowiekowe tradycje historyczne”, nie dokonała rozrachunku z komunistyczną przeszłością. Z największą, obok spuścizny III Rzeszy, zbrodnią XX wieku.

James Billington, bibliotekarz Kongresu, najwybitniejszy amerykański znawca kultury rosyjskiej, w swej ostatniej książce „Russia in Search of Itself” zwrócił uwagę na kluczowe znaczenie tego zaniechania dla duchowej i politycznej kondycji współczesnej Rosji. To ludziom służb i wytworzonym przy ich pomocy elitom politycznym, biznesowym i kulturalno-medialnym zależało najbardziej na przemilczeniu zbrodni, za które oni bezpośrednio albo ich rodzice czy dziadkowie (kariera w służbach miała najczęściej charakter dziedziczny) odpowiadali. Efektem tego przemilczenia, przynoszącego wstyd wielkim tradycjom rosyjskiej kultury, jest dominacja w postawach społecznych skrajnego cynizmu w stosunku do innych ludzi i narodów.

Warto się zastanowić nad tym efektem, by ocenić skutki wyborów dokonywanych przez nas samych przy wychodzeniu z PRL. Trzeba jednak zobaczyć także jego odbicie w stosunkach międzynarodowych. Modnym dzisiaj kierunkiem w ich analizie stała się teoria tzw. społecznego konstruktywizmu. Uwypukla ona możliwość wpływania na zmiany norm, a nawet tożsamości „aktorów” społecznej (w tym wypadku międzynarodowej) sceny przez systematyczny kontakt z innymi „aktorami”. Rosja jest takim „aktorem” w relacjach ze swymi sąsiadami, a także – w szerszym aspekcie – z Europą.

W latach 90. przyjmowaliśmy za niemal oczywiste założenie, że to Europa, Unia Europejska, odwołując się do swych konstytutywnych wartości: demokracji, ochrony praw człowieka, wolności wypowiedzi i informacji (mediów), gospodarki wolnorynkowej, wpływać będzie na ewolucję sytuacji w Rosji, na stopniową zmianę norm, jakie ta odziedziczyła po systemie sowieckim. Unia Europejska podejmowała nawet w swych kontaktach z Rosją próby zinstytucjonalizowania tego wpływu. Bez, jak się okazało, wielkich rezultatów. Ale może również bez wielkiej wiary w skuteczność swoich działań w tym zakresie i bez wielkiej konsekwencji tych działań. Tak, jakby normy „europejskie” kończyły się na granicy Federacji Rosyjskiej...W ostatniej dekadzie sytuacja zaczęła się zmieniać.

Według Kremla takie kraje, jak Polska, Ukraina, Litwa czy Gruzja, mogą być wyłącznie pionkami w grze innych mocarstw. Albo w grze Rosji

Ale jak? Otóż mam wrażenie, że to Rosja zaczęła stopniowo narzucać swoje normy w stosunkach z Europą. „Swoje” – to znaczy czyje? Te, które najlepiej reprezentował zwycięzca drugiej wojny czeczeńskiej Władimir Putin. Po roku 2001 polityczni liderzy głównych mocarstw europejskich, tacy jak kanclerz Niemiec Gerhard Schröder czy prezydent Francji Jacques Chirac, zaczęli przyjmować raczej rolę odbiorców rosyjskiego (putinowskiego) światopoglądu: nie wartości demokracji czy praw człowieka liczą się najbardziej, ale geopolityka – wielka, cyniczna gra interesów, w którą albo wchodzicie – z Rosją i jej energetycznymi zasobami – albo z niej odpadacie, zostając z pustymi rękami.

To jest gra, w której liczy się tylko siła, a może raczej jej image, zdolność do jego sugestywnego projektowania. Słabsi muszą się podporządkować jej regułom. Tak jak nie ma w tym zestawie „norm” poszanowania dla praw jednostki we własnym państwie, nie ma również żadnego szacunku, ani nawet zrozumienia, dla suwerenności innych państw, jeśli tylko są słabsze. Suwerenne są jedynie mocarstwa. Takie kraje, jak Polska, Ukraina, Litwa czy Gruzja, mogą być wyłącznie pionkami w grze innych mocarstw. Albo w grze Rosji. Nie ma żadnych wartości, nie ma Europy, są tylko interesy i siła, która pozwala je realizować – kosztem innych. Rosja znajduje, mam nieodparte wrażenie, coraz skuteczniej partnerów dla takiego rozumowania w największych krajach europejskich.

Znajduje nawet takich, którym wydaje się, że mogą być dla niej partnerami w Polsce. Ale nie są. Powtórzmy, mogą być tylko pionkami – w jej grze.Oto jest międzynarodowa strona tego „medalu”, który został odbity w matrycy polittechnologów Kremla. Rosja ma „swoje wartości” i broni ich skutecznie na europejskiej arenie.

Otóż, jeśli zaakceptujemy ten obraz, uznamy niezmienność i nieuchronne trwanie w Rosji owych „wartości”, które tak stanowczo opisał Rafał Ziemkiewicz, wówczas otworzyć możemy śluzę ich wpływów na naszą rzeczywistość. Jeśli my nie możemy ich zmienić, a co ważniejsze, jeśli oni sami nie mogą się zmienić, odejść od swoich „imperialno-niewolniczych” upodobań, to nie tylko okaże się, że zasługują na rządy spadkobierców sowieckich służb, ale okazać się może również, że my możemy zacząć się zmieniać pod ich wpływem... Czy bierzemy to w ogóle pod uwagę? Powinniśmy.

Rosji nie da się oddzielić od Europy chińskim murem. I wielu – chyba większość – Rosjan tego nie chce. Czy Rosja – Abramowicza i Gazpromu – kupi Europę, czy Europa znajdzie w sobie siłę i odwagę, by zmieniać Rosję? By dotrzeć do Rosjan, którzy jeszcze są gotowi, jak to napisał kiedyś Antoni Czechow, wyciskać z siebie niewolnika, kropla po kropli. I także do tych, którzy o doktorze Czechowie i jego recepcie zapomnieli i mają dziś przed oczami wielkie rakiety, supertorpedy i flagę swego kraju pod biegunem północnym, ale może tylko dlatego, że media nic innego im przed oczy nie podsuwają?

Warto się nad tym zastanowić. Nie tylko nawet z myślą o Rosji. Jeśli Europa nie znajdzie w sobie sił, by zmieniać Rosję, to może powinna zapoznać się z wizją, jaką nakreślił Władimir Sorokin w „Dniu oprycznika”. Jeśli Ziemkiewicz ma rację, to może wyglądać właśnie tak. Już niedługo.

Nowi oprycznicy, gwardia zbirów rosyjskiego imperatora, dokonują zajazdów chińskimi mercedesami na przeciwników reżimu. Rosja trwa, otoczona wielkim murem, przez który wystają tylko rury z gazem i ropą. A za murem zachodnim: „wyciągnęła kopyta Europa (...), same cyberpunki arabskie po jej gruzach pełzają...”.

Autor jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i redaktorem naczelnym czasopisma „Arcana”. Specjalizuje się w historii myśli politycznej Europy Wschodniej XIX i XX wieku

Już 175 lat temu Adam Mickiewicz w „Ustępie” III części „Dziadów” stworzył w naszej literaturze wzór obrazu Rosjanina-niewolnika. Doświadczenia polskich spotkań historycznych z Rosją tyle razy zdawały się ten obraz potwierdzać. I tyle po Mickiewiczu kolejnych, może słabszych artystycznie, ale nie mniej sugestywnych zapisów tego stereotypu Rosji utrwaliło się w naszej literaturze.

Niedawno Rafał Ziemkiewicz, komentując najnowszą paradę mocarstwowej siły Rosji („Rz”, „Kulturnyj narod”, 12 maja 2008), też przywołał obraz narodu rosyjskiego jako wiecznego niewolnika, zawsze gotowego oddać szansę na indywidualną wolność za cenę wielkości imperium, któremu służy. Naród-niewolnik: dumny z tego, że jego potężny pan może gnębić także innych, że inni się go boją. „Bo Rosja taka jest, inna być nie chce...”.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?