Nie strzelać do PSL

Platforma strzeliłaby sobie w stopę, gdyby chciała wyeliminować PSL z polityki. Bo to ludowcy są – i w dającej się przewidzieć przyszłości będą – tamą dla wyborczej ekspansji PiS na wsi – uważa socjolog

Publikacja: 31.07.2008 01:03

Red

Fiasko ustawy medialnej i dyskusja o roli, jaką w tej sprawie odegrał SLD, przysłoniły inne ważne wydarzenie, które miało miejsce w czasie ostatniego posiedzenia Sejmu. Oto po raz pierwszy posłowie PSL głosowali przeciwko projektowi ustawy popieranemu przez Platformę Obywatelską. Z tego powodu w pierwszym czytaniu Sejm odrzucił projekt ustawy zmieniającej zasady finansowania partii politycznych w Polsce.

Czy jest to oznaka kryzysu w relacjach między koalicjantami, który – w połączeniu z groźbami prezydenta wetowania kolejnych ustaw – może być zwiastunem tego, że PO znalazła się w izolacji grożącej rządowi paraliżem ustawodawczym, a może nawet upadkiem?

Odebranie partiom finansowania z budżetu miało stanowić realizację jednego z najstarszych – jeśli nie najstarszego – postulatu PO, głoszonego jeszcze w czasach, gdy tą partią rządziło „trzech tenorów”. Postawa PSL, które najpierw zgodziło się wpisać debatę nad tym projektem do porządku obrad, a potem głosowało za jego odrzuceniem, powoduje, że do projektu nie da się wrócić przez najbliższe miesiące.

Podobnie jak inny pamiętny postulat PO – wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych – likwidacja budżetowego finansowania polityki była fragmentem miękkiego populizmu Platformy, który osiągnął apogeum w kampanii wyborczej 2005. Wtedy PO licytowała się z PiS w pomysłach sanacji życia publicznego w ramach budowania IV RP.

W przyśpieszonych wyborach 2007 r. PO jakby zapomniała o tamtych hasłach, starając się zgromadzić wokół siebie wszystkich przeciwników PiS – zarówno tych z III, jak i z IV RP. Co – jak wiemy – udało się nadspodziewanie dobrze i dało PO – w koalicji z PSL – możliwość utworzenia rządu z poparciem wyraźnej większości parlamentarnej. Obecna próba „powrotu do korzeni” zaowocowała chwilowym zachwianiem tej komfortowej sytuacji.

Skąd wziął się kryzys? Pewien spadek poparcia dla PO odnotowany w ostatnich sondażach część analityków wiąże z niską aktywnością tej partii w dziedzinie legislacyjnej, w tym także w kwestiach kluczowych dla funkcjonowania demokracji.

Niewielkie efekty przynosi sprzątanie po Kaczyńskim, a dziedzictwo rządów PiS w CBA, IPN czy telewizji publicznej trwa w najlepsze. Powoli toczy się wyjaśnianie okoliczności prowokacji w Ministerstwie Rolnictwa i innych spraw, które w latach 2005 – 2007 bulwersowały opinię publiczną. Stąd zapewne pomysł powrotu do korzeni w postaci odgrzania dawnych pomysłów. Miałyby one przekonać wyborców, że PO poważnie traktuje hasła naprawy polskiej polityki.

Frustrację mogą odczuwać także politycy PSL. Ich partia nie skorzystała na ogromnej (jak na polskie warunki) powyborczej popularności koalicyjnego rządu i osiąga w sondażach poparcie na poziomie progu wyborczego, a zatem gorsze niż w wyborach w październiku 2007 r. Co prawda PSL może się pocieszać, że w wyborach zwykle zbiera więcej głosów, a przy stabilnej koalicji ma zapewnione jeszcze ponad trzy lata udziału w rządzeniu, ale już dzisiaj usłużni doradcy piszą, że jeśli PSL chce odzyskać poparcie wyborców, to powinno od czasu do czasu przypomnieć im o sobie, najlepiej sprzeciwiając się niektórym pomysłom PO. Głosowanie przeciw zniesieniu finansowania partii było zapewne taką próbą.

Wprawdzie akurat w kwestii finansowania polityki podział na dobrą Platformę, która chce zaoszczędzić pieniądze podatników, i złe PSL, które na to nie pozwala, może być na rękę partii rządzącej. W ten sposób PO może pokazać swoją pryncypialność i jednocześnie zatrzymać pieniądze, które czynią z niej najbogatszą partię na polskiej scenie politycznej. Z punktu widzenia PSL sprawa wygląda odwrotnie – dobre PSL broni przejrzystości finansów partyjnych, a zła PO chce powrotu do polityki finansowanej przez biznes.

Dobrym pomysłem na zacieśnienie koalicji PO – PSL mogłoby być wystawienie wspólnej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego w przyszłym roku

Otwartą kwestią pozostaje jednak to, na ile taką równowagę da się utrzymać na dłuższą metę. Inne inicjatywy polityczne PSL, jak pomysł domagania się od USA odszkodowania za „zdradę jałtańską”, są mniej wygodne dla rządu przykładającego dużą wagę do polityki zagranicznej, któremu w okresie delikatnych negocjacji z USA takie granie na dwóch fortepianach niekoniecznie musi odpowiadać.

Poczucie kryzysu w relacjach koalicyjnych mogą też wzmagać doniesienia o nepotyzmie i nadużywaniu stanowisk przez polityków PSL w administracji publicznej. Po sprawie Bogdana Twarowskiego, odwołanego przez premiera prezesa ARR, którego minister Marek Sawicki próbował następnie wysłać na stanowisko radcy handlowego w Moskwie, dowiadujemy się o rzekomych nieprawidłowościach w KRUS czy w kierowanym przez wicepremiera Waldemara Pawlaka Ministerstwie Gospodarki. Do akcji wkroczyła niezawodna minister Julia Pitera, prosząc, aby NIK zbadała te doniesienia. Media przypomniały sobie o starym wizerunku PSL, jeszcze z czasów rządów Leszka Millera i wcześniejszych, jako partii łasej na stanowiska i próbującej boksować powyżej swojej wagi.

Jeden z redaktorów „Dziennika” – gazety ostatnio szczególnie gorliwie demaskującej niecne sprawki PSL – w komentarzu po porażce ustawy o finansowaniu partii politycznych i ustawy medialnej – zaproponował Tuskowi, żeby dogadał się z PiS w sprawie zmiany ordynacji wyborczej na bardziej większościową, co pozwoliłoby nie tylko na wyeliminowanie ze sceny politycznej „postkomunistycznego” SLD, ale także na pozbycie się obecnego koalicjanta.

Warto jednak przypomnieć, że eliminowanie niewygodnych graczy ze sceny politycznej za pomocą zmian w ordynacji wyborczej trudno pogodzić z obietnicą poszanowania zasad demokracji, które wielokrotnie składała wyborcom Platforma. Realizacja tego pomysłu wymagałaby zawarcia paktu z PiS, przy którym bladłby rzekomy układ zawarty przez PiS i SLD, o którym bez umiaru opowiadają ostatnio politycy PO.

Zamiast kolejnej zmiany ordynacji na potrzeby rządzącej partii potrzebne jest uchwalenie kodeksu wyborczego, który ustabilizowałby reguły gry na scenie politycznej. PO obiecała opracowanie takiego kodeksu, ale na razie powstał jedynie projekt lewicy, który wylądował w szufladzie marszałka Sejmu. Podobnie, zamiast populistycznych gestów w rodzaju likwidacji finansowania partii z budżetu, potrzebne są dodatkowe regulacje wypełniające luki w dotychczasowym prawodawstwie, a zwłaszcza w dziurawej jak sito ustawie o wyborze prezydenta RP.

Nawet pomijając kwestie zasad, PO strzeliłaby sobie w stopę, eliminując z polityki PSL, które stanowi i w dającej się przewidzieć przyszłości stanowić będzie tamę dla wyborczej ekspansji PiS na wsi. PO nie wolno tolerować nadużyć w kierowanych przez polityków PSL resortach czy agencjach państwowych (podobnie jak nie wolno tolerować nadużywania władzy we własnych szeregach). Warto natomiast pokazać, że – inaczej niż PiS – PO ufa i szanuje partnerów koalicyjnych. Warto także pozwolić PSL w bardziej konstruktywny sposób kanalizować ambicje tej partii w polityce międzynarodowej i europejskiej. Dobrym pomysłem mogłoby być wystawienie wspólnej listy w wyborach do Parlamentu Europejskiego w przyszłym roku (obie partie należą do tej samej frakcji PE). A płytę „trzech tenorów” powinien premier odłożyć na najwyższą półkę.

Autor jest socjologiem, dyrektorem programowym warszawskiego Instytutu Spraw Publicznych

Fiasko ustawy medialnej i dyskusja o roli, jaką w tej sprawie odegrał SLD, przysłoniły inne ważne wydarzenie, które miało miejsce w czasie ostatniego posiedzenia Sejmu. Oto po raz pierwszy posłowie PSL głosowali przeciwko projektowi ustawy popieranemu przez Platformę Obywatelską. Z tego powodu w pierwszym czytaniu Sejm odrzucił projekt ustawy zmieniającej zasady finansowania partii politycznych w Polsce.

Czy jest to oznaka kryzysu w relacjach między koalicjantami, który – w połączeniu z groźbami prezydenta wetowania kolejnych ustaw – może być zwiastunem tego, że PO znalazła się w izolacji grożącej rządowi paraliżem ustawodawczym, a może nawet upadkiem?

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Walka o atomowe tabu. Pokojowy Nobel trafiony jak rzadko
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Czy naprawdę nie ma Polek, które zasługują na upamiętnienie?
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Strasburger: Europa jako dobre miejsce. Remanent potrzeb
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska