Mało kto dziś pamięta, jak wyglądała umowa koalicyjna PO – PSL. Kartka papieru zawierająca same ogólniki. Tak było łatwiej. Można było pokazać zgodę. Łatwiej opowiadać o możliwych cudach. Brak wizji, jasnego planu, brak precyzyjnych ustaleń przy tworzeniu gabinetu i budowaniu koalicji z PSL odbija się dziś czkawką. W krajach zachodnich umowy koalicyjne nierzadko mają objętość książek. Wszystko jest tam spisane precyzyjnie, zaplanowane i ustalone. Różnice w efektach prac widać gołym okiem.
Nie jest bardzo odkrywcze stwierdzenie, że rząd Donalda Tuska kieruje się przede wszystkim sondażami. I choć jest za to często krytykowany, w samym tym fakcie nie ma niczego złego. Polityk musi się liczyć z oczekiwaniami i reakcjami obywateli. Nie ma w tym niczego złego tak długo, jak długo te działania mają jakiś sens, są przemyślane i w miarę spójne.
Problem polega na tym, że rząd nie działa w sposób przemyślany. Że nie jest to ani polityka wielkich reform, ani małych rozsądnych, ale konsekwentnych kroków, jak zapowiadał kiedyś Michał Boni. To raczej polityka wykonywania zaskakujących skoków, często bardzo chaotycznych, z których większość - jak na razie – jest skokami w miejscu.
Tymczasem nadchodzą ciężkie czasy, kiedy wpływy do budżetu mogą się zacząć zmniejszać, a wydatków – i tych potrzebnych, i tych zupełnie niepotrzebnych – jest coraz więcej. Niestety ani rząd PiS, ani obecny Platformy – nie przygotowały i dalej nie przygotowują Polski na trudne czasy.
Marnowaliśmy i marnujemy czas koniunktury, zamiast wykorzystać go do wielkich porządków. Dla Jarosława Kaczyńskiego sprawy gospodarki i budżetu były trzeciorzędne i nikt nie był tym zaskoczony. Dla Donalda Tuska i jego środowiska wydawało się, że odwrotnie – uporządkowanie finansów, cięcie kosztów, odważne reformowanie będzie priorytetem. Ale nie jest. Priorytetem ciągle jest walka o wizerunek. A w działaniach widać ciągle brak przygotowania, doraźność i przypadkowość. Co oczywiście nie oznacza, że wszystko, co robi obecna ekipa, jest złe. Ale jakiegokolwiek porządku, konsekwencji i myśli głównej, jak mawiał kiedyś Lech Wałęsa, trudno w tym się dopatrzyć.