Taki samowolny akt wyświęcenia biskupów automatycznie, z mocy samego prawa – tutaj wzmocniony decyzją kongregacji – powoduje nałożenie ekskomuniki, którą może odwołać tylko Stolica Apostolska. I tak stało się tym razem, co papież – odwołując ekskomunikę – potwierdził.
Zanim abp Marcel Lefebvre został ekskomunikowany z powodu działalności bractwa, był wielokrotnie upominany zarówno przez Pawła VI, jak i Jana Pawła II. Dlatego dziwi, że Benedykt XVI nie postawił bractwu żadnego warunku wstępnego przywrócenia jedności. Wprawdzie w sobotnim komunikacie Watykanu przytoczono słowa obecnego przełożonego bractwa bp. Bernarda Fellaya, który w połowie grudnia zapewnił papieża, że bractwo akceptuje nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego, prymat papieża i jego prerogatywy.
Ale ten sam biskup w minioną sobotę w liście do wiernych powtórzył, że bractwo ma zastrzeżenia do Soboru Watykańskiego II i pozostaje wierne linii swego założyciela abp. Lefebvre’a. A zatem bractwo z niczego się nie wycofuje. Nie wycofuje się z tego, co legło u podstaw schizmy, czyli negacji postanowień Soboru Watykańskiego II w sprawie ekumenizmu, dialogu międzyreligijnego, uznania wolności religijnej człowieka, wreszcie posoborowej reformy liturgii.
Wielu w Kościele, w tym np. metropolita Bordeaux kard. Jean-Pierre Ricard, ma nadzieję, że teraz nastąpi kolejny etap przywracania jedności – w rozmowach między Stolicą Apostolską a bractwem dojdzie do wyjaśnienia różnic teologicznych, a w konsekwencji do uznania przez lefebrystów nauczania soboru. Ale czy na nadziejach się nie skończy?
Owszem, Watykan zapowiedział, że rozpoczną się rozmowy teologiczne, ale ich cel jest inny. Mają one – jak napisano w komunikacie – pozwolić lefebrystom „przedstawić zasadnicze względy doktrynalne leżące u podstaw obecnych problemów Kościoła”. Można się domyślać, jaka padnie odpowiedź: źródłem problemów jest Sobór Watykański II, który, jak jeszcze w
1989 roku mówił abp. Lefebvre, był zwycięstwem szatana, a remedium na nie jest powrót do Kościoła przedsoborowego.