[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/25/tomasz-wroblewski-kogo-rzad-wykupi-z-tarapatow/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Myśli zostały rzucone. Szczegóły wciąż skąpe. Ale cel polityczny już został osiągnięty. Media podały: rząd spłaci kredyty bezrobotnym, wszyscy, którzy stracili pracę, mogą liczyć na pomoc rządu. – Tym najsłabszym, najbardziej zagrożonym chcielibyśmy pomóc w pełnym wymiarze – ogłosił Donald Tusk.
Minister Michał Boni wyjaśnił, że to raczej pożyczka na dwa lata, ale taka bez procentów i sam bezrobotny też powinien coś dokładać do spłaty. Ile? Szczegóły za kilka tygodni. Rząd zapłaci od 500 do 1200 zł. Komu ile? Szczegóły poznamy. Koszt całkowity? 300 – 400 mln zł i Boni zapewnia, że pomoc nie będzie dla tych z dużymi długami, lecz dla tych ze średnimi. – Ale nie chcemy tego limitować – dodaje Boni. To jak w takim razie doliczono się tych 400 mln? "Dowiemy się za kilka tygodni".
Czy te sakramentalne "kilka tygodni" oznacza, że rząd naprawdę jeszcze się zastanawia i jak przejrzy na oczy, to zrozumie, jakie głupstwo palnął? Czy Donald Tusk posłucha minister Jolanty Fedak, która zwraca uwagę na prawne ograniczenia, potencjalne nadużycia? Czy posłucha jeszcze kilku niezależnych ekspertów? Bo w przeciwnym razie czeka nas spory transfer pieniędzy podatników wprost do kieszeni bankierów i deweloperów.
[srodtytul]Po co kusić licho? [/srodtytul]