Na placu Czerwonym 9 maja odbędą się huczne obchody 65. rocznicy zwycięstwa Związku Sowieckiego nad Trzecią Rzeszą (Niemcy przed aliantami zachodnimi skapitulowały dzień wcześniej, 8 maja 1945 roku). A więc zwycięstwa jednej wrogiej Polsce totalitarnej dyktatury nad drugą. Zwycięstwo to przyniosło Rzeczypospolitej utratę połowy terytorium i suwerenności na pół wieku. Przyniosło również dorżnięcie tej części elit naszego narodu, która przetrwała pierwszą sowiecką okupację lat 1939 – 1941 i okupację niemiecką lat 1939 – 1945.
[srodtytul]Pod portretami Stalina[/srodtytul]
Zapewne, jak to miało miejsce w latach poprzednich, moskiewskie obchody „zwycięstwa nad faszyzmem” i w tym roku staną się festiwalem sowieckiego imperializmu. Rosyjscy żołnierze będą maszerować w „strojach z epoki”, czyli mundurach bojców Armii Czerwonej. Będą łopotać sztandary z sierpem i młotem, rozbrzmiewać rewolucyjne pieśni i warkot czołgów T-34. Mówcy będą opowiadać, jak to Związek Sowiecki przyniósł „wyzwolenie” Europie Środkowo-Wschodniej.
Władze Moskwy ogłosiły, że zamierzają przystroić miasto podobiznami szefa NKWD Ławrientija Berii i Józefa Stalina. Największy plakat przedstawiający sowieckiego tyrana ma zawisnąć na placu Czerwonym. To właśnie przed nim mają prezentować broń żołnierze maszerujący w defiladzie.
Pomysł, że kompania reprezentacyjna Wojska Polskiego (o czym doniosły niedawno media) miałaby wziąć w tej paradzie udział, jest dla mnie, delikatnie rzecz ujmując, niezrozumiały.