[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/29/o-marnosci-socjometrii-i-psychologii/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]
Od sondaży zacznę, bo pisywałem o nich wielokrotnie. Sondaże różnią się zasadniczo od wyborów. Wyborca musi podnieść sempiternę, wyjść z domu, udać się do punktu wyborczego pamiętając o zabraniu ze sobą dowodu osobistego. Po drodze, jeśli nie wcześniej, czasem nachodzi go refleksja, że to, co robi, będzie miało jakieś znaczenie i zastanawia się, komu koniec końców dać swoją kreskę; zwykle zresztą jest to wybór mniejszego zła. Natomiast sondaż jest pod każdym względem niezobowiązujący. Ankieter przychodzi, albo dzwoni do domu i przedstawia listę możliwych wyborów, a ankietowany pomiędzy jedną a drugą domową czynnością odpowiada co mu akurat do głowy przyjdzie. Zazwyczaj przychodzi to, co ostatnio słyszał lub widział w telewizji.
Stąd, na przykład, istnieją w sondażach takie byty wirtualne, jak Partia Emerytów czy Partia Bezrobotnych. Zawsze dostają w nich po parę procent. Partia Emerytów wydawała się przez to kilkakrotnie cennym koalicjantem, ktoś tam ją brał na listy wyborcze, i potem ze zdumieniem stwierdzał, że ów tak niby atrakcyjny koalicjant nie przyniósł mu nawet tysiąca głosów. A mechanizm był prosty. Wśród ankietowanych zawsze było kilka procent takich, którzy nie mając żadnego zdania, zerkali na listę opcji ? o, partia emerytów (bezrobotnych), ja jestem emeryt (bezrobotny), fajnie. Ale przy urnach żaden z nich się nie pojawiał.
Pracownie badań opinii doskonale o tym wiedzą. Żyją przecież nie z sondaży politycznych, tylko z badań rynku, a tu błędy kosztują grube miliony. Więc umieszczają w badaniach różne haczyki, zakładają sprytne pułapki, żeby rozpoznać i odsiać dezinformację (na przykład, umieszczając wśród proszków do prania jakiś zupełnie nieistniejący, który i tak jakaś cześć respondentów wskaże jako swój ulubiony). W sondażach politycznych aż tak się nie starają. A już zupełnie się nie starają media. Cytując, pomijają zwykle kluczowe dane, jak to, ile osób badanych nie ma zdania, jaka była metodologia (wymuszająca jakieś zastanowienie się, jak badanie ankietowe, czy też stosowane częściej szybkie pytanie ? szybka, więc przeważnie i guzik warta odpowiedź) etc.
Z tych pomijanych wartości szczególnie ważna jest jedna. Słyszałem o tym już wcześniej, ale w tonie „gdyby ktoś pytał, to się wyprę”, bo pracownie mówią o tym bardzo niechętnie, rzecz w końcu rzutuje na ich prestiż. W sondażu, obok tych, którzy mówią „nie mam zdania”, jest też pewna liczba tych, którzy po prostu odmawiają udziału w zabawie. Uprzejmie dziękują, albo spuszczają na ankietera psy ? w każdym razie nie zamierzają się mu zwierzać. Od momentu katastrofy w Smoleńsku ta wielkość, zwykle kilkuprocentowa, zaczęła bardzo wzrastać. Dwa tygodnie temu znajomy socjolog mówił mi o 30 – 40 proc. W tym tygodniu „Dziennik – Gazeta Prawna” podał, że oscyluje ona około 60 proc. Z każdych dziesięciu pytanych, na kogo zagłosują w wyborach prezydenckich, sześciu spuszcza pytającego na drzewo!