Prawie dokładnie pięć lat temu wieczorem stałem w zbyt małej jak na ogromną liczbę gości sali w Reducie Banku Polskiego, nieopodal placu Teatralnego w Warszawie. Mam do dziś film, który nagrałem wtedy komórką: rozentuzjazmowany tłum skandujący „Andrzej Duda!" i prezydent elekt, przepychający się między ludźmi w drodze na scenę, chyba jeszcze nie do końca wierzący w swoje zwycięstwo.
    Jak wielu państwowców i konserwatystów znużonych, zniesmaczonych, czasami przerażonych jakością rządów PO i PSL sądziłem, że będzie to początek odnowienia państwa według dobrych, konserwatywnych właśnie wzorców. Owszem, wiadomo było, jakie PiS ma wady – sam pisałem o nich wielokrotnie jeszcze przed majowymi wyborami i potem przed październikową elekcją. Nic jednak nie zapowiadało takiej katastrofy, jaka ostatecznie nastąpiła.