[b][link=http://blog.rp.pl/zychowicz/2010/06/17/polscy-zydzi-nie-byli-indianami/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
O dziejach polskich Żydów pisze się na dwa sposoby. Według pierwszej metody przedstawia się je jako pasmo nieszczęść: antysemickich prześladowań, pogromów i rzezi, których kulminacją – inaczej we wrogim, chrześcijańskim otoczeniu po prostu być nie mogło – był Holokaust. Żydzi w Polsce, według tej narracji, byli permanentnymi ofiarami.
Drugi sposób opisywania dziejów polskich Żydów jest odwrotnością pierwszego. To sielankowy obraz sztetli, które miały być miejscem powszechnej szczęśliwości. Bożnica, mykwa, rynek, na którym dobroduszni handlarze przekomarzali się z jeszcze bardziej dobrodusznymi chłopami. A jak czasem ktoś wymierzył komuś kuksańca, to przecież ze szczerej sympatii. Innymi słowy – sentymentalny folklor.
Zawsze miałem wrażenie, że oba te ujęcia są dalekie od prawdy. Mitologizują bowiem dzieje tej społeczności, która nie składała się z samych ofiar, ale również nie z samych poczciwych Icków i Abrahamów rodem z żydowskich dowcipów. Żydzi byli ludźmi z krwi i kości. Żyli w Polsce, czy też szerzej: w wielonarodowej Rzeczypospolitej, od momentu jej powstania. Z ziemią tą byli związani na dobre i na złe.
Tu, tak samo jak przedstawiciele innych narodowości zamieszkujących Rzeczpospolitą, cierpieli, ale również tu przeżywali najszczęśliwsze dni swojego życia. Właśnie w ten sposób historię polskich Żydów opisuje znany żydowski historyk Antony Polonsky. Bez sentymentalizmu, ale i bez sprowadzania długich i złożonych dziejów tej społeczności do „piekła antysemityzmu”.