„Kiedy, jeżdżąc w różne miejsca, słucham, co ludzie mówią, widzę, jak bardzo medialny obraz społeczeństwa odbiega od tego, co rzeczywiste. Owszem, są tacy, którzy żyją sprawami i emocjami wykreowanymi przez media – żyją tak bardzo, że można odnieść wrażenie, iż na prywatność nie zostaje im już wiele miejsca. Większość z nas jednak tak nie żyje. Większość z nas potrzebuje do życia nie mocno nasyconych kolorów, ale raczej lekko spłowiałych, delikatniejszych, nieagresywnych. Nie da się pić wrzącej wody. Nie chcemy być nieustannie szarpani, zaczepiani, popychani. Ci, którzy usiłują zarządzać naszymi emocjami, to właśnie robią: popychają, szarpią, nie dają nam spokojnie usiąść i pomyśleć” – napisał w „Tygodniku Powszechnym” z 17 czerwca Wojciech Bonowicz, felietonista, poeta.
„Nie da się pić wrzącej wody”, „Nie da się pić wrzącej wody” – słyszę to zdanie, wraca do mnie raz za razem, jest jednym z najpiękniejszych, jakie przeczytałam w ostatnich latach w polskich mediach. Jako felietonistka nie kryję zazdrości – zdrowej, stanowiącej wyraz podziwu.
Będzie wiele końców demokracji oraz inżynierii społecznych lęków
Tydzień temu pisałam o tym, że sprawy zachodniej granicy i wyniku wyborów prezydenckich wiele łączy: pokazują, jak łatwo rozwibrować opinię publiczną i jakim zagrożeniem dla demokracji są platformy społecznościowe. A co, jeśli w 2027 roku wygra PiS, tworząc rząd z Konfederacją, a nawet Konfederacją Korony Polskiej?
Podobnie jak w latach 2015–2023 będzie wiele końców demokracji. Z tej drugiej, prawej strony – inżynierii społecznych lęków. A przecież „nie da się pić wrzącej wody”.